Małe miasteczka... Kto ich nie kocha? Nieważne na jakiej długości i szerokości geograficznej leżą, nieważne jakim językiem posługują się ich mieszkańcy - małe miasteczka mają swój urok, a atmosfera niewielkich, zamkniętych społeczności od dekad jest inspiracją dla wielu pisarzy. Tym najbardziej rozpoznawalnym jest oczywiście Stephen King, który na amerykańskich miasteczkach zbudował swoją markę. W końcu powołał do życia Castle Rock, prawda? Wydawać by się mogło, że "król horroru" oklepał temat z każdej możliwej strony, aż tu nagle, pewnego słonecznego dnia, pojawiła się Klaudia Zacharska ze swoją Sepią - polskim Castle Rock, w którym dzieje się niemniej niż w Stukostrachach, Sklepiku z marzeniami czy To (choć z tego co kojarzę tylko drugi tytuł rozgrywa się w CR)
Tak sobie myślę... Videograf ma wyjątkowego nosa do dobrych początkujących polskich autorów i ich debiutów. Najpierw był Stefan Darda i jego Dom na Wyrębach, była też Kantata, którą Klaudia Zacharska zdobyła moje serce i zyskała oddanego psychofana 😁, a ostatnio Łukasz Szuster zachwycił mnie swoimi Splątanymi. Życie pokazało, że Darda wrócił z kolejnymi świetnymi historiami i jest teraz autorem pełną gębą, a niedawno do tego zacnego, choć nieformalnego Klubu Polskich Mistrzów Grozy dołącza Zacharska ze swoją najnowszą powieścią Sepia.
Sepia, to opowieść o miasteczku, do którego na gościnne występy wpadło Zło. Zagnieździło się tutaj, aby niszczyć i krzywdzić. Wywleka na powierzchnię i urzeczywistnia najgorsze lęki mieszkańców Sepii, doprowadzając to miłe i spokojne dotąd miejsce na skraj totalnego upadku - takiej lokalnej apokalipsy. W tej nowej rzeczywistości pełnej niepewności i strachu, muszą się odnaleźć dwie przyjaciółki - właścicielki niewielkiej lokalnej księgarni Papierowa Sowa. Zuza i Ewelina, to kobiety silne i niezależne, ale nawet one nie były przygotowane na to z czym przyjdzie im się zmierzyć w ciągu nadchodzących dni, w dodatku z dzieckiem u boku, ponieważ tak się złożyło, że mają pod opieką dwunastoletnią Olę, której muszą zapewnić bezpieczeństwo. Tylko jak to zrobić, gdy w wyniku anomalii pogodowej Sepia zostaje odcięta od świata, ludzie zaczynają umierać w dziwnych okolicznościach, a jakby tego było mało, po okolicy grasuje napadający na kobiety seryjny morderca? Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Zacznę może od tego, że Sepia różni się od zeszłorocznego debiutu Klaudii Zacharskiej, choć obie powieści mają pewne cechy wspólne: małe miasteczko, kobiety w roli głównej, silna postać dziecięca. Ale sama opowieść i klimat, to już zupełnie inna bajka. Tym razem Autorka postawiła na gęstą i klaustrofobiczną atmosferę, którą uwielbiam w literaturze grozy i nie ukrywam, że moją ulubioną powieścią Kinga jest Pod kopułą. Zresztą Sepia i Chester's Mill są nawet podobne. Niewykluczone nawet, że Pisarka inspirowała się właśnie tą książką Kinga, choć można też dostrzec elementy wyjęte z innej powieści mistrza - Sklepik z marzeniami. Ale ta alienacja mieszkańców od reszty świata, jest jak najbardziej w klimacie Pod kopułą i to mi się tu bardzo podobało, bo dzięki temu tu aż kipi od emocji, buzuje się i pieni niczym woda w Niagarze. Przy czym nie zrozumcie mnie źle - "inspiracja" nie jest synonimem słowa "kopia". Nic z tych rzeczy. Klaudia Zacharska napisała zupełnie inną historię, utrzymaną w jakże odmiennej od kingowskiej, stylistyce.
Choć bez wątpienia, Sepia, to powieść grozy, Klaudia nie epatuje makabrycznymi scenami. To nie jest ten rodzaj horroru. Tutaj, groza ma zupełnie inne oblicze - ma postać naszych najgorszych lęków, które bynajmniej nie mają szpetnych mord potworów rodem z hollywoodzkich produkcji klasy B z lat '80. W tej historii strach ma formę bardziej przyziemną, a przez to jeszcze bardziej przerażającą. Mieszkańców Sepii dopadają lęki przed chorobami, kataklizmem czy przed zwykłymi wypadkami. To wszystko jednak stanowi jedynie tło, dla tej właściwej opowieści. Opowieści o dwóch kobietach i ich przyjaciołach, o relacjach między nimi i o dziewczynce, która trochę tu namiesza. To także opowieść o nieprzepracowanych traumach i strachu o najbliższych, a także o demonach, które drzemią pewnie w każdym z nas, tylko, że większość trzyma je na wodzy.
Podoba mi się - na co zwróciłem uwagę już przy Kantacie - styl Klaudii, w którym dominują nieprzebrane pokłady uczuć, a także subtelność i lekkość narracji. Tutaj właściwie wszystko gra niczym w dobrej orkiestrze: mamy wciągającą, niesamowitą i pełną tajemnic opowieść, mamy wspomniany już klaustrofobiczny klimat, który robi dużą robotę, mamy wreszcie ciekawych bohaterów, którzy nie tylko różnią się od siebie, ale też mają coś ciekawego do powiedzenia, a do tego lekkie, niewymuszone dialogi. To wszystko zebrane razem sprawiło, że Sepia nie tylko wciągnęła mnie i zafascynowała, ale i kilka razy przyprawiła o ciarki. No i jeszcze ta okładka... Dawid Boldys, jak zwykle zrobił kawał dobrej roboty. Ilustracja nie tylko przyciąga wzrok (nie oszukujmy się, większość z nas jest wzrokowcami), ale i oddaje atmosferę powieści.
Sepia, to książka, z którą miło spędziłem czas, choć upały jakie teraz panują, z pewnością nie są sprzymierzeńcem mola książkowego. Świetnie napisana historia wynagradza jednak wszelkie niedogodności zewnętrzne, a Klaudia Zacharska swoją najnowszą publikacją potwierdziła moje wcześniejsze przepuszczenia, że jest znakomitą pisarką i nową świeżością jeśli chodzi o polską grozę. Jeśli więc, uważasz się za miłośnika gatunku, a jeszcze nie znasz tego nazwiska, to powiem ci... no nie ma się czym chwalić i lepiej szybciutko cichcem nadrobić zaległości. Ja tymczasem czekam na trzecią powieść Pisarki, która - mam taką nadzieję - powstanie jak najszybciej. Bo chyba powstanie, prawda? Na to liczę i za to trzymam kciuki, a Was zachęcam do odwiedzin miasteczka Sepia. Na wszelki wypadek w pampersie, bo kto wie, jak zareagujecie na Wasze najbardziej skrywane lęki, które w Sepii stają się rzeczywistością. 😉
© by MROCZNE STRONY | 2022