Lisa Taddeo zapisała się w pamięci czytelników reportażem „Trzy kobiety”, w którym przedstawiła różne przeżycia dotyczące sfery erotycznej i ich wpływ na bohaterki. Echa tych doświadczeń można odnaleźć w powieści „Zwierzę”, która ukazała się kilka miesięcy temu na polskim rynku wydawniczym, a mnie osobiście zahipnotyzowała okładką.
„Zwierzę” opowiada o życiu Joan, kobiety, którą trudno polubić. Żyje z dnia na dzień, korzysta z seksapilu, by zdobywać środki do życia. Z reguły nie kocha swoich kochanków, nie przejmuje się ich żonami i dziećmi, przyjaciółek nie ma. W dniu, w którym na jej oczach jeden z nich popełnia samobójstwo, wyrusza w drogę po kraju, by odnaleźć Alice, jedyną kobietę, która może ją zrozumieć. Charakter ich więzi czytelnik odkrywa pod koniec powieści.
To jedna z tych książek, które z początku wydają się niewarte uwagi, ale ich prawdziwa wartość można odkryć na końcowych stronach. Razem z główną bohaterką zagłębiałam się w jej przeszłość, poznawałam traumy, które przeżyła w dzieciństwie, trudną młodość i, w gruncie rzeczy, pustą, samotną dorosłość. W każdym znaczącym momencie jej życia pojawiali się mężczyźni, zawsze w roli okrutnych i samolubnych krzywdzicieli. Będąc nieustannym obiektem ich pociągu seksualnego, Joan nauczyła się podchodzić do życia bez emocji, nie liczyć się również z uczuciami innych.
Zastanawiam się, kto jest tytułowym zwierzęciem. Właściwie należałoby uznać, że każdy mężczyzna, którego główna bohaterka spotkała na swojej drodze, umyślnie lub nie, skrzywdził jakąś kobietę. W imię zazdrości, egoizmu, pogoni za własnym szczęściem, nie patrząc na emocjonalne spustoszenie, jakie jego czyny pozostawiają w partnerkach. Z drugiej strony Joan też nie można nazwać świętą. Rozbija rodziny, odbiera mężczyzn nawet najbliższym koleżankom, wykorzystuje ich finansowo. Mimo krzywd, jakie spotkały ją w dzieciństwie, trudno jej współczuć. Joan walczy o przetrwanie i kieruje się przy tym najniższymi instynktami.
„Zwierzę” jest książką gniewną i brutalną, mimo że w zasadzie pozbawioną przemocy fizycznej. Jednak ogrom bólu, jakiego doświadcza Joan i inne opisane tam kobiety, jest przejmujący. Makabryczna utrata rodziców w dzieciństwie, gwałt, poronienia dziecka chcianego i niechcianego – wszystko to sprawia, że w Joan narasta wściekłość i przekonanie, że mężczyźni są obrzydliwi w swym braku empatii i poczuciu, że nie muszą się liczyć z uczuciami kobiet.
Jest to powieść niejednoznaczna, która nie pozostawia obojętnym. Główną bohaterkę trudno polubić, jednak można starać się zrozumieć. W tym bezwzględnym, zwierzęcym świecie, sama również jest pozbawiona etycznych barier. Doświadcza lub jest świadkiem przemocy ze strony mężczyzn, głównie tej seksualnej, która przybiera wiele form, nie tylko oczywistego gwałtu. Tym samym jest ofiarą patriarchatu, stąd powieść jest postrzegana jako rodzaj manifestu feministycznego. W mojej ocenie jednak to książka o tym, jak traumy z dzieciństwa kształtują dorosłe życie.
Choć dosyć długo nie mogłam wniknąć w świat Joan, w miarę poznawania jej historii, wydarzeń, które ją ukształtowały, książkę czytało się coraz lepiej. Autorka nie oceniała, nie stawała po żadnej stronie, nie analizowała również postawy żadnego z bohaterów. Takie przemyślenia pozostawiła czytelnikowi. Według mnie to pozycja godna uwagi, chociaż wielu będzie uwierać.