Myślałam, że Marcel Moss już niczym mnie nie zaskoczy. Zaczynałam czytać tę książkę, z ogromnym zaciekawieniem, bo miałam przekonanie, że chyba już wszystkie "mocne" rzeczy czytałam w jego poprzednich książkach i nic nie będzie w stanie mnie zniesmaczyć czy zaskoczyć... oj jakże się myliłam... Niektóre sceny były tak mocno przesiąknięte złem, że naprawdę ciężko mi było je czytać...
"Jestem złem. Demonem zemsty, który nie spocznę dopóki nie odpowie krwią na krew. Krzywdą za krzywdę."
Tym razem autor przedstawia nam historię Tytusa Mayera, seryjnego mordercy zwanego "Bydlakiem z Chełma", którego liczba ofiar może sięgać nawet stu osób! Wyobrażacie to sobie?? Niestety prawdziwej liczby nie zna nikt, do czasu pojawienia się Julii Karpiel, dziennikarki, która postanawia przeprowadzić wywiad z Tytusem i napisać jego autobiografię. Ale nie myślcie, że nie ma ona w tym swojego celu. Dziennikarka chce bowiem wskrzesić swoją karierę, a zdaje sobie sprawę, że Tytus Mayer z pewnością jej w tym pomoże. I choć morderca został skazany na dożywocie, jego stan zdrowia nie należy do najlepszych. Obecnie przebywa w szpitalu i to właśnie tam, Julia Popiel pozna jego historię, która nieraz zmrozi jej krew w żyłach...
Autor w fantastyczny sposób stworzył postać mordercy, który pomimo swoich bestialskich czynów, sam nieraz był ofiarą jeszcze gorszych sytuacji życiowych. Także oprócz mrocznej jego strony, poznajemy czasy jego dzieciństwa, relację jakie miał z rodzicami i rówieśnikami oraz motywy, które nim kierowały podczas jego "wyczynów". Wszystko to było dla mnie ogromnie wstrząsające. Nawet dziś, jak przypomnę sobie tę historię, to mam ciarki na rękach. Niby historia bardziej spokojna, ale zawierająca w sobie tak mocne i przerażające elementy, że ja sama nie wiem już do jakiej grupy klasyfikować tę powieść. Marcel jak to Marcel, nie oszczędza czytelnika. Opisy morderstw są niezwykle... chore? Obrzydliwe? Nienormalne? Ofiary, o których opowiada Tytus wryły się w moja głowę okropnie, tak samo jak i jego patologiczne dzieciństwo. Nie umiem sobie nawet wyobrazić takiej sytuacji w prawdziwym życiu...i nawet chyba nie chce. Im więcej takich książek czytam, tym większy mam wstręt do alkoholu i innych używek 😅
Pomimo wszystkich złych rzeczy, Tytus wydaje się taki spokojnym człowiekiem. Moment, w którym go poznajemy w szpitalu, wcale nie zwiastował horroru jakim było jego życie i tego co wyjdzie z jego ust. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla jego czynów, ale pomimo wszystko, można w jakiś tam sposób zrozumieć jego motywy i to co nim kierowało. Opisy zabójstw są straszne, podczas ich czytania, sama nawet odczuwałam te wszystkie emocje, które kierowały mordercą. A to znaczy tylko tyle, że autor w genialny sposób je przedstawił! Jest mrocznie, emocjonalnie i przerażająco. Cała książka trzyma w napięciu, przez co ciężko się od niej oderwać. A zakończenie po prostu stopiło mi mózg. To co autor wymyślił na koniec, było dla mnie tak ogromnym zaskoczeniem, że przez chwile myślałam, że coś źle przeczytałam i musiałam drugi raz to przeczytać. Spodziewałam się zupełnie innego zakończenia, przez co po przeczytaniu naprawdę miałam takie.. "wtf się tu podziało i jak to w ogóle możliwe??" Historia nieraz mnie przerażała, nieraz wywoływała we mnie agresje, ale i nieraz wzbudzała we mnie pokłady współczucia dla głównego bohatera. Autor genialnie gra czytelnikowi na emocjach, doprowadzając go niekiedy do różnych skrajności. "99 ofiar Tytusa Mayera" naprawdę "poryła" mi głowę, przez co nawet teraz nie umiem podejść do niej na chłodno. Książka dla ludzi o mocnych nerwach! Czy polecam? Oczywiście, że tak!