„Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat…”
Wspomnienia są dla nas czymś ważnym. W każdej chwili możemy odtworzyć je sobie w pamięci, tworząc niezliczone ilości krótkich filmów o nas samych. Ale niestety czasem zdarza się tak, że wspomnienia są czymś, o czym chcielibyśmy zapomnieć, a nie rozpamiętywać. Mroczne sekrety naszej przeszłości chcielibyśmy zostawić za sobą, a jednak często pozostają z nami na długie lata…
Książka ta jest właśnie bazą wspomnień pani Krystyny Chiger, kiedy była jeszcze małą Żydówką. Spisana historia widziana oczami małej dziewczynki, której świat zawalił się w chwili, gdy Niemcy przekroczyli granice Lwowa, biorąc na cel Żydów, których masowo mordowali. Ciężkie życie w getcie, ukrywanie się i późniejsze życie w kanałach – to wszystko, co mogło przerosnąć drobną dziewczynkę, sprawiło tylko, że wraz z rodziną przeżyła wojnę. Dzięki wspaniałemu człowiekowi o imieniu Leopold Socha i jego kolegom, rodzina Chiger wraz z innymi Żydami, przez ponad rok zdołała przeżyć w ciemnych i mokrych kanałach. Co oczywiście wydaje się niemożliwe…
Odkąd odłożyłam książkę, wciąż nie mogę pojąć, jak to wszystko mogło się dziać? Dlaczego oni tak strasznie uwzięli się na Żydów? Na lekcjach historii zawsze interesowałam się tymi tematami, pani profesor zawsze nawet po zakończeniu zajęć lubiła ze mną dyskutować, a ja wciąż nie mogę pojąć ogromu nieszczęścia, jaki spadł na tych ludzi. Wiadomo, wojny rządzą się różnymi prawami, ludzie, którzy je wszczynali, wykonywali tylko swoje cele, tłamsząc w sobie człowieczeństwo, jakie niegdyś mieli. Ale dziś każdy zapewne zadaje sobie w kółko pytania: dlaczego?
Wspomnienia pani Chiger są bolesnym i zadziwiającym obrazem tamtych zdarzeń. Jako czytelnik poznawałam świat Żydów od podszewki, od ich szczęścia, po status uciekinierów, mieszkańców getta i w końcu „kanalarzy”. Wszystko to z punktu widzenia siedmioletniej raptem Krysi, która zmuszona została porzucić dzieciństwo i wkroczyć w świat wiecznego strachu, gdzie każdy dzień stawał się walką o przetrwanie. W zatrważających warunkach wraz ze swoją rodziną zamieszkiwała obślizgłą klitkę, a wszystko to z jednego powodu: każdy pragnął żyć. Tego nie powinno się nikomu odbierać, a jednak Żydzi w czasach wojny byli pod niezwykłą presją niemieckich żołnierzy.
Trudno jest cokolwiek powiedzieć mi tej książce. Ciężkie wspomnienia, jakie zostały spisane w tylu słowach, zapewne nie oddają tego, co się wtedy działo. Pani Krystyna starała się oddać klimat tamtych zdarzeń, kiedy to wszystko się działo, co oczywiście wyszło naprawdę znakomicie, ale my, jako bierni odbiorcy możemy jedynie kręcić głową w zadumie i zaciskać usta w grymasie niezadowolenia, czytając każdy wers książki. Niestety nie możemy cofnąć czasu…
Postać Leopolda Sochy, Poldka, wywarła na mnie naprawdę bardzo pozytywne wrażenie. Dzięki Bogu znalazł się ktoś, kto objął ochronną ręką los kilkunastu Żydów, starał się pomóc przetrwać Im w tak nienaturalnych warunkach. Owszem, ideałem nie był. Ale i tak Jego zachowanie, Jego postępowanie daje człowiekowi do myślenia: a może ja też powinienem się zmienić? Może tak jak On będę mógł zrobić coś, co ocali nie jedną osobą, a cały tuzin? Przecież do tego naprawdę niewiele potrzeba. Jedyne, co musimy zrobić, to mieć otwarte oczy i serce. I być skorym do zmian.
Myślę, że w tej książce odnalazłby się każdy. Tutaj nie ma miejsca na podziały, każdy z nas ma możliwość poznania tej historii i odebrania jej po swojemu. Jednak wciąż będzie nas łączyć jedno: świadomość, że to stało się naprawdę. I jest nieodłącznym elementem budującej się i będącej już historii…