Kto z nas nie marzył choć przez chwilę żeby się nie starzeć, żeby zawsze być szczęśliwym, zadowolonym ze swojego życia? Żeby mieć zawsze swoje miejsce w świecie, nie gonić ciągle króliczka i nie rozmyślać co by było gdyby? Świat idealny. Bez bólu, bez chorób, z ciągłym zadowoleniem i twarzą wykrzywioną w wiecznym uśmiechu...
Jest rok 2541. Nie jesteśmy już "żyworodni". Matka, ojciec to pojęcia z zamierzchłych czasów. Pączkujemy w próbówkach, z których zgodnie z tym co, do danego zarodka dodano wychodzimy jako członkowie kast - Alfy, Bety, Gammy, Delty etc. etc. Potem za pomocą hipnopedii, niczym kropla roztopionego wosku nasze umysły oplata przeznaczenie.
"Rodzina, monogamia, miłość. Wszędzie wyłączność, wszędzie zawężania pola penetracji, rygorystyczne kanalizowanie popędu i energii.
- A przecież każdy należy do każdego..."
Zadowoleni ze swojej bezsensownej egzystencji niewolnicy.
"Wolność jest nieefektywna i przykra. Wolność to okrągły kołek w kwadratowej dziurze."
Tępe masy bliźniąt warunkowane od początku do roli jaką będą pełnić, w tym idealnym społeczeństwie. "Cywilizacja to sterylizacja". Powtarzamy zasłyszane podczas hipnotycznych, sensorycznych snów aksjomaty - niczym nakręcone maszyny. Nic nie kwestionujemy, bo wszystko jest idealnie, ale... czasem coś nas zasmuci... wtedy otwieramy fiolkę, łykamy i znowu obracamy się w karuzeli wiecznej szczęśliwości bo - "każdy jest obecnie szczęśliwy". Życie to pasmo samych przyjemności - "Nigdy nie odkładaj do jutra przyjemności, którą możesz mieć dzisiaj".
Książka została napisana w 1931 roku, a wydana rok później jest najbardziej znaną antyutopią XX wieku. Aldous Huxley opisał świat, o jakim często marzymy. Nie spotyka nas w nim nic złego, zawsze jesteśmy uśmiechnięci, nigdy nie chorujemy i pracujemy na rzecz wspólnie budowanej społeczności, więc co jest nie tak? Odebrano nam wolę. Od momentu sztucznie stworzonego zarodka nasz los jest już przesądzony - nie będziemy nikim ponadto, co nam przeznaczono. Na nic nie mamy wpływu, ale... nawet o tym nie wiemy. Czytając ją dzisiaj, łapię się za głowę, jak bliscy jesteśmy temu co Huxley wymyślił. Co dzień opowiadamy wszem i wobec jak bardzo liczy się indywidualność. Jak chcemy być unikatowi, jedyni, niepowtarzalni, a tymczasem ulice zalewają przyklejone do smartphone-ów zombie, z odrysowanymi od szablonu brwiami, ze sztucznymi ustami, ludzie kopiuj - wklej. Jak pozbawione wolnej woli marionetki słuchamy ponoć mądrzejszych od nas trendsetterów.
Dziś już większość z nas chyba nie wie, kiedy i gdzie zatarła się granica inspiracji. Mieszkańcy "Nowego wspaniałego świata" zostali pozbawieni możliwości czytania tego co chcą - mają do dyspozycji tylko to, co wolno im czytać. Oglądają to, co im się serwuje, a nie to co chcą - ba oni nawet nie są świadomi, że co innego mogliby chcieć... Dziś jeszcze mamy tę możliwość, a mimo to większość z nas ją odrzuca. Podążamy za tym, za czym idzie większość i niechybnie zmierzamy w kierunku destrukcji, samozagłady. Nie da się temu zaprzeczyć. Kto powinien przeczytać tę książkę? Chyba każdy? Nie wiem czy wpłynie to na nasze postrzeganie świata, ale powinno choć na chwilę zmusić do refleksji. Czy to, do czego zmierzamy jako ludzkość - to na pewno to, czego chcemy, bo:
" - Czyż nie chcecie być wolni, być ludźmi? Nie rozumiecie pewnie nawet, co znaczą słowa ludzkość i wolność?". Zakończę słowami Dzikusa: "- Ja tam wolę być nieszczęśliwy, niż pozostawać w stanie tej fałszywej, kłamliwej szczęśliwości, w jakiej się tu żyje."