„Mogłaby spacerować wokół nich, jakby byli rzeźbami. Kochać ich, po prostu ich kochać i nigdy nie wkraczać w mrok ani kłamstwa, które ich czekają, pozostać tutaj w błogosławionej nieświadomości”
Czekasz na powrót swojego ledwo dorosłego syna do domu. Czujesz, że coś jest nie tak. Twoje serce wali, a dłonie się pocą. Czujesz, że zaraz coś się wydarzy. Że to nie będzie nic dobrego. Wiesz, że chodzi o Twoje dziecko. Podobno każda matka czuje, że z jej dzieckiem dzieje się coś złego. Nagle go widzisz. Wychodzi zza rogu. Ale im jest bliżej, tym gorsze przeczucie Cię otacza. I nagle Twoje ukochane dziecko zabija człowieka. Jak powstrzymać zbrodnię, do której już doszło?
Wyobrażacie sobie, co w takim wypadku czuje matka lub ojciec? Gdy na ich oczach ich jedyne dziecko zabija człowieka. Świat Jen i Kelly’ego runął, a oni nie wiedzieli co zrobić. Jak pomóc swojemu jedynemu dziecku. Dziecku, które było szalenie inteligentne i zawsze interesowało się nauką.
Pierwszy raz spotykam się z motywem podróży w czasie w thrillerze. I to w takim, w którym matka chce powstrzymać zbrodnię, którą popełniło jej dziecko. Nie kojarzę takiego tytułu, więc jeżeli Wy znacie, to koniecznie poproszę o tytuły!
Ta oryginalność i nietuzinkowość sprawiły, że od książki nie da się oderwać. Ja przeczytałam ją w jeden wieczór. Autorka pisze w taki sposób, że z każdym słowem chcesz więcej i więcej. Gillian McAllister mistrzowsko zbudowała napięcie. Stopniowo, krok po kroku odkrywała przed nami kolejne tajemnice.
Razem z Jen przedzieraliśmy się przez kolejne warstwy jej życia. Razem z nią wędrowaliśmy po jej życiu, wyłapując poszczególne niuanse, które pomogą zapobiec tej okrutnej zbrodni, którą popełnił jej ukochany, spokojny synek. Autorka utrzymywała stałe tempo. I w żaden sposób nie jest to negatywna rzecz. Dzięki temu, że stale odkrywałam tylko maleńkie kawałki tej układanki, z większą ciekawością i chęcią czytałam dalsze strony.
Gdy zamierzałam w końcu odłożyć książkę, bo już robiło się późno, autorka zrzuciła taką bombę, że musiałam czytać dalej. I właśnie takim sposobem, kilka godzin po rozpoczęciu czytania, nadszedł koniec. Zupełnie nie spodziewałam się tego, w jaki sposób potoczy się ta historia. Jakie konsekwencje przyniesie grzebanie w przeszłości przez Jen.
Akcji, choć z pozoru jest tutaj niewiele, to stałe napięcie sprawia, że serce waliło mi w piersi. Ciągle bałam się o bohaterów i o to, co ich spotka. McAllister zbudowała ich w taki sposób, że nie da się ich nie polubić. Jen, Kelly i Todd to świetna rodzina, której życie skomplikowało się w ułamku sekundy. Są ludzcy i zwyczajni. Prowadzą proste, nieskomplikowane życie. To sprawia, że są nam tak bliscy. Obserwowanie ich życia od końca, także sprawiło, że w jakiś sposób zbliżyliśmy się do nich.
Wyjaśnienie podróży w czasie, wszystkie niuanse naukowe tej kwestii, według mnie (a zaznaczę, że jestem totalnym laikiem) były opisane bardzo przystępnie. Autorka nie wrzuca wszystkich określeń naukowych w jednej wypowiedzi. Nie starała się wytłumaczyć tej kwestii w jednej rozmowie. Wręcz przeciwnie. Wyjaśnienie rozkładało się w czasie. I odkrywaliśmy je razem z Jen.
Dzięki temu wcale się nie pogubiłam. Wszystko było dla mnie jasne i klarowne. Zrozumiałam co i jak, a to jest najważniejsze. Bo co z tego, gdyby autorka naukowo opisała kwestię podróży w czasie, a czytelnik by tego nie zrozumiał? Bardzo mnie cieszy, że autorka tak naturalnie opisała podróże w czasie.
Książkę oczywiście polecam. Ja z pewnością do niej wrócę, żeby odkrywać kolejne warstwy tego thrillera i znowu poczuć te emocje! Było to moje pierwsze spotkanie z autorką, ale na pewno nie ostatnie.