Tytuł powieści “Własny kąt” wydaje się na pierwszy rzut oka bardzo jednoznaczny. Własny kąt – własne “m”, często wymarzone i wyczekane mieszkanie dające bez względu na metraż poczucie prywatności, spokoju, stabilizacji i szczęścia. Czy tak jest dla każdego? Wszak obok nas w kapitalistycznej rzeczywistości egzystują ludzie bez dachu na głową.
Taką osobę spotkał w czasie zimowego spaceru i sanny z córeczką pewien tata. Rozmowa pod stokiem na którym zjeżdżała na sankach Patrycja dała mu wiele do myślenia. I sprawiła, że poczuł się szczęśliwy i spełniony, ale nie tylko z racji posiadania mieszkania, ale właśnie dlatego, że nie mieszka w nim sam i posiada skarb bezcenny jakim jest najbliższa rodzina
.
Gdy nastał sobotni ranek i spadł świeży śnieg Partycja wyciągnęła swego tatę, który jest narratorem powieści na pobliską górkę. Tam można było pozjeżdżać na sankach i do woli cieszyć się świeżym, białym puchem. Dumny tata patrzył na zabawę córki, gdy nagle ktoś poprosił go o papierosa. Zobaczył znanego w mieście bezdomnego mężczyznę, zwanego Jaśkiem Łazęgą. Miedzy nimi wywiązała się rozmowa, która z czasem stała się monologiem.
Jasiek tak naprawdę miał na imię Edek i zaczął opowiadać historię swego życia. U progu dorosłości nic nie zapowiadało, że spotka go los włóczęgi. Po służbie wojskowej zaczął być w życiu “zaradny” - wyjeżdżał do pracy za granicę i ciężko harował, by zapewnić swojej rodzinie wszelkie luksusy. Chciał, by żona i dzieci mieli to co najlepsze. Sam namawiał ich do nadmorskich wakacji. I nagle jedna chwila, jeden błąd przekreślił wszystko. Życie Edka zmieniło się o 180 stopni. Na kolejowym przejeździe los odebrał mu wszystko co kochał.
Gdy czytałam o losach Edka to płakałam. Żal mi było tego pracowitego faceta, który tak mocno kochał rodzinę i tak ciężko pracował dla ich luksusowego życia. A jednak za pieniądze szczęścia się nie kupi. Chwile poświęcone bliskim są bezcenne i nic ich nie zastąpi.
Wydaje się często i nam i Edkowi, że zawsze zdążymy pobyć na łonie rodziny, jeszcze tylko kilka zleceń, kilka nadgodzin i osiągniemy cel materialny. Ale czy tylko on się liczy ? Co nam z pustego domu nawet najbardziej wykwintnie urządzonego? Co nam z wielocyfrowego kąta, jeśli nie mamy obok siebie kogoś kto nas kocha i kogo my kochamy ? Edek bez bliskich stoczył się na dno. Porwały go wódka i lekarstwa. Oszukała i wykorzystała chytra rodzina żony – jak sępy, ludzie o kamieniach zamiast serc. A on ? A on utracił chęć do normalnego życia – wydaje mi się,że nie potrafił już wziąć się za siebie. Ból był zbyt duży i tylko alkohol był w stanie go wyciszyć. Edek stał się całkowicie inny – wydawało mu się, że wolny, bo stworzył sobie całkowicie inny świat i dopiero w takim był w stanie trwać, egzystować.
Żal mi było tego faceta. Zwyczajnie po ludzku ktoś z rodziny, przyjaciół powinien choć spróbować mu pomóc. Może wystarczyłaby rozmowa, gest , ale może byłoby to na nic.
Obie postacie autor ukazał w sposób bardzo realistyczny i prawdziwy. Tamtej soboty dla obu mężczyzn co innego miało szczęście na imię. Edek wybrał los wolnego ptaka , jemu do szczęścia wystarczyła tylko butelka, papieros i kumple tacy sami jak on. Był całkowicie panem siebie – nikt i nic go nie ograniczało. A tata Patrycji – miał bliskich, dom, ale był zniewolony obowiązkami, troskami o lepsze jutro, przyszłość dziecka.
Czytelnik ma szansę poznania dwóch odrębnych i przeciwstawnych światów. Szokująca spowiedź Edka pokazała ludzkie oblicze bezdomnego. Wszak nikt się taki nie rodzi. Często to sami ludzie idą taką drogą w życiu, czasem zmusi ich okrutny los, ale moim zdaniem warto jednak próbować odbić sie od dna. No, ale nie każdy jak Edek ma jeszcze siłę i chęci.
Ciekawa pozycja na rynku czytelniczym pokazująca realną historię. Warta poznania.