Tytuł "Własny kąt" jest dość powszechny i prosty w zrozumieniu. Najczęściej te niepozorne dwa słowa kojarzą się z domem lub osobami, które szukają przez całe życie swojego miejsca na świecie.
Autor Jarzy Stasiewicz w swojej niepozornej, bo bardzo cienkiej książce pokazuje nam nowe znaczenie tego sformułowania oraz daje wiele do myślenia. Zacznę jednak od początku.
Kiedy wzięłam do rąk książkę "Własny kąt" pierwszą rzeczą, która mnie zaskoczyła była jej grubość. Powieść liczy sobie zaledwie trzydzieści siedem stron, co jest bardzo rzadko spotykane. Zazwyczaj taką grubość osiągają książeczki dla dzieci, a książka jest pozycją dla młodzieży lub osób starszych, dorosłych.
Drugą rzeczą jaka mnie zaskoczyła to wielkość czcionki. Tekst w książce napisany jest wygodnym rozmiarem czcionki, co oczywiście nie oznacza, że książka mało w sobie zawiera. Jej zawartość była ostatnią rzeczą jaką mnie zaskoczyła.
Jak na tak cienki tomik, zawiera ona naprawdę wiele nauk, a najważniejsza z nich jest chyba ta końcowa. Głównym bohaterem powieści jest jej sam autor. Mężczyzna w książce wziął pod uwagę siebie, swoją córeczkę oraz bezdomnego, którego spotkał na sankach. Mężczyzna, którego zazwyczaj wszyscy omijali z daleka, opowiedział mu fantastyczną historię swojego życia z beztroskim punktem widzenia i niesprawiedliwym zgraniem losu.
Edek, bo tak został nazwany bohater rozmowy, jaką przeprowadza pan Jerzy, dokonał naprawdę wiele w swoim życiu. Obecny bezdomny ukończył szkołę, miał dobrą pracę, która dawała mu wszystko, ale zobowiązywała do rzeczy, która nie dawała mu czasu na spędzanie z rodziną tylu chwil, ile by chciał spędzić.
Bycie budowniczym w przypadku Jaśka Łazęgi wymagała często wyjazdów za granicę. Jego rodzina miała wszystko, ale za cenę, którą mężczyzna nie może sobie wybaczyć do dziś. Smutne zdarzenie, o którym pracownik budowy dowiedział się przez radio, zmieniło jego całe życie, ale również i pogląd na ludzi oraz otoczenie.
Z wypadku samochodowego wyszła cało jedynie jego teściowa. Kobieta straciła obie nogi, ale żyła. Niestety ból, jakiego doznała spowodował, ze do końca swojego życia przeklinała syna, a po swojej śmierci odpłaciła mu się pięknym za nadobne.
Głównie przez osiągnięte sukcesy oraz bogactwo, pan Edek stracił wszystko, ale największy cios spowodowała chciwość własnych bliskich. Podczas rozmowy z Jaśkiem Łazęgą, autor książki dowiaduje się wiele o życiu mężczyzny oraz stopniowo zaczyna rozumieć, że poczucie szczęścia dla każdej osoby oznacza coś innego, Dla niektórych jest to rodzina, dla innych znowu dach nad głową, a dla wyjątków beztroskie życie, bez obaw o pracę, czy siebie samego.
Jasiek Łazęga żyje praktycznie na dworze, jego rozrywką jest sięganie po butelkę w gronie innych bezdomnych, czyli jest osobą, którą "lepsi" gardzą, a mimo to jest na swój sposób szczęśliwy i nie zamieniłby swojego życia na żadne inne.
Mimo to, że "Własny kąt" nie jest obszernym tomiskiem, warto mieć go w swojej bibliotece. Autor porusza aspekty widzianego na co dzień, pustego szczęścia oraz stopni i barier jakie sami tworzymy zgodnie z stylem życia i osiąganymi zarobkami. Książka pozwala inaczej spojrzeć na osoby bezdomne.
Może po jej lekturze, ktoś pomyśli co przeżyła pokrzywdzona przez los osoba, nie posiadająca nic poza dnem butelki, zanim obrzuci ją błotem.