Jodi Picoult to jedna z pisarek książek obyczajowych, które najbardziej cenię. To autorka po której powieści sięgam automatycznie nawet nie zagłębiając się w ich opis. Tak stało się i tym razem. Spodziewałam się wielkiego Wow, lektury napisanej po mistrzowsku, którą bez dylematu ocenię najwyżej. Ale fajerwerków nie było. Nie tym razem. Nie oznacza to, że przeczytałam książkę złą. Tylko uważam, że kogo jak kogo, ale Picoult stać na więcej. Na wiele, wiele więcej. Skończyłam bowiem czytać przeciętną powieść, a spodziewałam się arcydzieła. I stąd ten zawód.
Jenny Metcalf jest nastolatką wychowywaną przez babcię po kądzieli. Trzynastolatka nie ma w życiu łatwo. Dziesięć lat temu jej życie uległo ogromnej zmianie. Rodzice Jenny byli naukowcami badającymi życie słoni. Najpierw tych na afrykańskich ziemiach żyjących w naturalnym środowisku, a potem pracowali w amerykańskim rezerwacie stworzonym dla słoni żyjących w niewoli - w cyrku bądź zoo. Pewnego dnia doszło do niewyjaśnionych do tej pory zagadek. Na terenie rezerwatu znaleziono ciało jednej z opiekunek zwierząt oraz mocno poturbowanej matki Jenny. Sekcja zwłok ustaliła, że opiekunka zginęła wskutek stratowania przez słonia. Alice przewieziono nieprzytomną do szpitala. Nikt jej nie przesłuchał. Gdy tylko kobieta odzyskała przytomność na własne żądanie opuściła szpital i rozpłynęła się jak kamfora. Znikła bez śladu. Nie wróciła do rodzinnego domu. Jej mąż wskutek przeżytej traumy trafił do szpitala psychiatrycznego na długie lata. Matka Alice formalnie nigdy nie zgłosiła jej zaginięcia. Jakby bez słowa pogodziła się z tym, że córka rozpłynęła się we mgle. Jenny tęskniąc za matką postanowiła, że ją odnajdzie. Żywą lub martwą. I dowie się całej prawdy o zaginięciu rodzicielki. W tym zadaniu mają pomóc jej jasnowidzka i detektyw. Czy uda się rozwikłać zagadkę?
Książka jest napisana w sposób dość oryginalny. Fabułę przeplatają ciekawostki i fakty z życia słoni. Czytając miałam wrażenie lektury książki obyczajowej wymieszanej z książką przyrodniczą. Osobiście uważam takie połączenia za niezbyt w moim guście. Bo albo powieść, albo przewodnik po życiu słoni. Denerwowało mnie odrywanie się od głównego wątku fabuły by poczytać o zachowaniu olbrzymich ssaków. Nie mogę napisać, że przeczytałam wszystkie książki Picoult, ale ta jest zdecydowanie najsłabsza. Nie obmywa się do "To, co zostało" czy "Świadectwa prawdy". Niestety za mało emocji, za mało napięcia. Początek jest zbyt rozciągły, cechuje go zbyt wolne tempo. Ocenę ratuje dobry koniec, ale przecież książka to nie tylko zakończenie. W powieści zbyt wiele jest metafizyki, odwołań do duchów, widm, podkreślania mocy zjawisk nadprzyrodzonych. Jeśli ktoś nie wierzy w świat który widzi jasnowidz to odbiera tę książkę jak coś bajkowo-fantazyjno-nieralnego. Czyta i w duchu się dziwi. Ja właśnie należę do grona sceptyków w tej dziedzinie.
Nowe oblicze prozy Picoult nie trafiło do mnie. Lektura nie poruszyła do głębi jak choćby "Bez mojej zgody". Zabrakło kontrowersji, mocnego tematu, zabrakło napięcia, nie odezwała się czytelnicza ciekawość. No cóż, mam nadzieję, że autorka wróci jeszcze do swojej starej jakości i napisze książki o wiele lepsze, takie jak kiedyś. A ta powieść jest tylko wyjątkiem.