Minęło wiele lat od kiedy po raz pierwszy miałem w dłoniach "1984" Orwella. To było jakieś stare wydanie z mojej osiedlowej biblioteki, a ja byłem wtedy nastolatkiem. Czyli to musiało być jeszcze w czasach, kiedy między blokami i wieżowcami przechadzały się dinozaury. Jedne skubały trawę, inne pożerały sąsiadów... No, w każdym razie tak to sobie przypominam. 😉 "1984" od tamtego czasu miał co najmniej kilka wznowień. Dzieło Georga Orwella, mimo, że napisane u schyłku lat '40 XX wieku, nadal pozostaje cholernie aktualne, a Jego dystopijna wizja przyszłości nadal przyprawia zwykłych ludzi o ciarki, a socjopatów o erekcję.
Głównym bohaterem tej powieści jest Winston Smith - jeden z wielu urzędników Ministerstwa Prawdy. Jego zadaniem jest modyfikowanie i fałszowanie historii w myśl aktualnym potrzebom Partii. Redaguje więc istniejące artykuły prasowe, fragmenty książek czy biuletynów, tylko po to, aby zetrzeć ślady niewygodnych faktów, albo tego, co jeszcze niedawno za fakty uznawano, choć z prawdą nigdy nie miały wiele wspólnego. W Winstonie rodzi się jednak bunt, na razie tylko w jego umyśle, ale i to w Oceanii jest już zbrodnią. Zbrodnią przeciwko Partii. Winston jednak nie może się powstrzymać, a gdy na jego drodze pojawia się myśląca podobnie, piękna Julia, oboje postanawiają stawić czoła systemowi.
Przyznam szczerze, że oprócz ogólnego zarysu fabuły, niewiele pamiętałem z mojego pierwszego spotkania z "1984". Przede wszystkim jednak najnowsze wydanie od Zysk i S-ka, to całkowicie nowy, uwspółcześniony przekład Jerzego Łozińskiego, który ostatnio genialnie przetłumaczył inne kultowe dzieło - "Forresta Gumpa". No właśnie, bo "1984" to nie tylko klasyk, ale i dzieło kultowe, ponadczasowe, znaczące. To przestroga przed tym, abyśmy nigdy - jako społeczeństwo - nie tracili czujności, abyśmy przeczytawszy tę powieść wyciągnęli odpowiednie wnioski i - niczym puzzle - dopasowali do naszego świata i odpowiednio wcześniej głośno krzyknęli w polityczne gęby: "BASTA!".
Georga Orwell był znakomitym obserwatorem i analitykiem społeczeństwa, trafnie potrafił wgryźć się w zbiorowy umysł mas oraz przewidzieć następstwa władzy absolutnej. "1984" to książka o totalitaryzmie, ale takim - wiecie - absolutnym, gdzie niemal każdy krok jest śledzony przez mitycznego Wielkiego Brata, czyli szefa Partii. Sęk w tym, że typa nikt nigdy nie widział, ale my domyślamy się dlaczego. Ponieważ Wielki Brat nie istnieje, jest legendą, która stanowi tylko część bezwzględnej machiny państwa. Machiny, która kontroluje nie tylko zachowania ludzi, ale również ich myśli. Wyobraźcie sobie świat, w którym nawet mówienie przez sen może być przestępstwem, a wychwycić je może telepacz, który w wyobraźni Orwella był takim naszym dzisiejszym smartTV - telewizorem, z którego cały czas sączyła się propaganda, i za pomocą którego Myślna Policja tropiła partyjnych wiarołomców. Ale nawet jak nie podsłuchał Cię telepacz, zawsze mogła to zrobić mała córeczka, która doskonale wiedziała komu donieść.
Świat w "1984" jest mroczny i przerażający. To świat, w którym historia jest cały czas pisana na nowo i zmieniana według aktualnym politycznych potrzeb, ludzie sprowadzeni są do funkcji wyrobników i reproduktorów, gdzie miłość między dwojgiem ludzi jest przestępstwem, a jednostki, które nie podporządkowują się bezwzględnej tyranii, są wyczyszczani - znikają, a po ich istnieniu nie pozostaje żaden ślad. To wizja przyszłości, która mnie wciąż przeraża. Dlaczego? Ponieważ jest realna. To potęguje się w tych momentach, kiedy politycy robią się coraz bardziej zachłanni na naszą wolność, na nasze swobody. Nie czarujmy się, dla większości polityków "1984" jest niczym mokry sen, co w sumie nie dziwi, bo przecież największy odsetek psychopatów jest właśnie w polityce. Nie dziwi, ale przeraża.
Jeśli chodzi o styl Orwella, to pierwszy przymiotnik jaki przychodzi mi do głowy, to: surowy. Tak, właśnie "surowy" najbardziej oddaje sposób narracji tej powieści. To sprawia, że "1984" nie jest powieścią lekką w obiorze. Ale ona chyba nie miała taka być. Siła tej powieści tkwi w brutalnym przekazie, jest niczym wielki, migający na czerwono alert, który ostrzega nas przed tym, abyśmy nigdy nie tracili czujności, patrzyli politykom na łapy i nigdy nie dawali im władzy absolutnej. Uważam, że "1984" powinien przeczytać każdy, ku przestrodze. Bo właściwie ta książka jest ostrzeżeniem. Orwell pokazał nam z całą bezwzględnością czym pachnie władza totalitarna, jakich mechanizmów używa, aby uśpić niemal całe społeczeństwo i jaka siła tkwi w propagandzie, zwłaszcza tej kreowanej przez media.
"1984" Georga Orwella, to absolutny must-have jeśli chodzi o klasyczną literaturę piękną. Nowe wydanie zrobiło na mnie spore wrażenie. Przede wszystkim mamy tu świetną ilustrację okładkową Jędrzeja Chełmińskiego, no i twardą oprawę, a do tego bardzo dobre nowe tłumaczenie. Jeśli jeszcze nie czytaliście tej kultowej powieści, koniecznie nadróbcie zaległości. A jeśli ją znacie, to może dobry czas, aby ją sobie przypomnieć? Gorąco polecam. 👍
© by MROCZNE STRONY | 2024