Czytaliście kiedyś książkę o nastoletnich potworach? Ja nie. I pewnie dlatego „Monster High” tak bardzo mnie kusiło, mimo że nie jest to lektura dla mojego przedziału wiekowego. Ale sam, opis plus bajerancka okładka przekonywały mnie do sięgnięcia po nią. Nie wspominając o świetnej kampanii reklamowej, którą zaserwowało wydawnictwo na oficjalnej stronie serii. Ja się dałam namówić i zdecydowanie nie żałuję.
Melody jest nowa w Merston High. Tak samo jak Frankie Stein, która do szkoły idzie w piętnastym dniu swojego istnienia. Dokładnie w piętnastym, gdyż jest ona potworem stworzonym przez Victora Steina, przodka samego Frankensteina. Obie dziewczyny szybko nawiązują przyjaźnie oraz zakochują się w cudownym chłopaku. I tutaj zaczynają się schody – chłopak ma rozdwojenie jaźni. Frankie natomiast dowiaduje się, że nie jest jedyną „inną” w szkole. Część uczniów należy do RAD’u (Ruch Atrakcyjnie Dziwnych), czyli tak jak i Frankie, należy do różnych rodzajów potworów – zaczynając od wampirzycy, a kończąc na dziewczynie ze skrzelami.
Czy Frankie uda się dochować tajemnic RAD’owców? Czy Melody odkryje, co tak naprawdę dzieje się w szkole?
Musze przyznać, że spodobał mi się sam styl pisania, oraz tematyka, na której skupiła się Lissie Harrison. Rozdziały na przemian, przedstawiają życie Melody i Frankie, ich życiowe perypetie oraz próby przystosowania się do życia w nowym miejscu.
Powiem szczerze, że ukazanie niektórych sytuacji z perspektywy „normalsa”, jakim jest Melody (i zasadniczo większość z nas ) i potwora takiego jak Frankie (tutaj pojawia się myśl, że Martycja pasowała by do tej grupy – nie bij mnie ) jest nie dość, że zabawne, to jeszcze przybliża nam obie bohaterki i dwa różniące się od siebie światy.
Nie jest to lektura ambitna, ale chyba nie tego można się spodziewać po typowej książce dla dzieciaków. Ja jednak bawiłam się przy niej świetnie, i muszę stwierdzić, że stanowiła ona ciekawe oderwanie od tych wszystkich typowych paranormalnych tematów, z którymi spotykam się w innych powieściach. Tutaj wszystko ukazano z innej perspektywy, gdzie pod nutą powagi kryje się zabawny i kolorowy świat, do którego nie powiem – chciałabym należeć
Kto z Was nie chciałby być potworem rodem z czarno-białego horroru? Dobra, ja wcale nie jestem dziwna, ale fajnie byłoby być taką Draculaurą, potomkinią Draculi. Albo chodzącą w bandażach córką mumii, tak jak Cleo. Może niekoniecznie bawi mnie rozdwojenie jaźni, jak to jest w przypadku prawnuka dr. Jecylla, mimo to autorka świetnie skupiła się na tych aspektach życia potwora, o których ja nie miałam pojęcia.
Zdecydowanie polecam, jako formę oderwania się od tego wszystkiego, co aktualnie zasypuje nas rynek. Taka nutka świeżości w niezupełnie nowym wydaniu (bo bądźmy szczerzy, wszystkie te potwory zostały już do cna przeżute i wyplute w setkach innych tytułów) jest ciekawym sposobem na spojrzenie w życie nastoletnich potworów. Ja się nigdy nie zastanawiałam nad tym, czy Frankenstein miał dzieci, albo jak ciężko jest zrobić sobie makijaż będąc wampirem nie mającym odbicia w lustrze. Od teraz już wiem, że sytuacja wesoła nie jest….
[recenzja zamieszczona wcześniej na blogu -
www.naszerecenzje.wordpress.com]