Åsa Hellberg zabiera nas do lat 60-tych wprost na salony luksusowego londyńskiego hotelu Flanagans. To tu można spotkać całą śmietankę wyższych sfer, arystokratów, biznesmenów, ale i tych, którzy chcą być postrzegani zamożnymi. Początkowo książka może nużyć, ale później nabiera rozpędu.
Zostajemy wtajemniczeni w liczne sekrety, tajemnice, prywatne problemy bohaterów. Lindę (prostą dziewczynę z małej wioski) można polubić od pierwszej strony książki. Z kolei jej kuzynostwa już nie. Ich chciwość, pazerność i arogancja wkurza i oburza. Widzimy tu do czego zdolny jest posunąć się człowiek, by osiągnąć swoje cele. Będziemy świadkami licznych zdrad, kłamstw, rodzinnych intryg i dramatów. Autorka zwraca również uwagę na kwestię pochodzenia, rasizmu czy wielkich ambicji.
Autorka przedstawia rolę i pozycję kobiety, jaką zajmowały w latach 60-tych. W tych czasach pełni uprzedzeń mężczyźni nie potrafili i nie chcieli przyjąć do wiadomości, że kobieta również może mieć takie same prawa co oni, móc dzierżyć berło władzy. Linda szybko musiała nauczyć się jak przetrwać w świecie, w którym rządzą mężczyźni. Ale z drugiej strony widzimy jak ten świat ją pochłonął. Czytelnik, tak jak nasza bohaterka, także zaczyna zastanawiać się, czy jest szczęśliwy, czy życie bez drugiej połówki obok i rodziny jest tym, czego oczekuje od życia? W tym wszystkim na szczęście Lindę wspiera przyjaciółka Mary oraz jej lojalny personal hotelu. Mamy tu doskonały przykład tego, że w życiu najważniejsze jest to, jakimi ludźmi się otaczamy.
"Nie myślała teraz ani o mężu, ani o dzieciach, całą energię musiała spożytkować na hotel, ale mimo to przeraziła ją myśł o dokonaniu wyboru. (...) Samotność w Londynie to przerażająca perspektywa."
Autorka z rozmachem opisuje pełne przepychu i blichtru wnętrza hotelu. Nie szczędzi nam wszelkich szczegółów i szczególików. Można naprawdę poczuć się jakby się tam rzeczywiście było. Przynajmniej ja oczami wyobraźni widziałam to, o czym czytałam. Na drugiej szali mamy przedstawioną obsługę hotelu, bez której jak wiemy takie miejsca nie miałyby racji bytu. To oni w głównej mierze są odpowiedzialni za to, jak czują się goście hotelu. Ale i oni również mają tu swoje życie, ulegają namiętnościom, snują marzenia. Ciekawe wypadło ukazanie i połączenie tych dwóch światów.
"Może człowiek zawsze pragnienie tego, czego nie ma, pomyślała. Bez pragnień nic by się nie działo."
W moim odczuciu największym mankamentem książki okazało się być nadmierne powtarzanie imion bohaterów w odniesieniu do rozpoczynania nowego akapitu. Można było zastąpić je określeniem kobieta, dziewczyna itp. Jednak wraz z upływem stron jest lepiej.
Zakończenie powieści jest otwarte, nie na wszystkie pytania dostajemy odpowiedzi. A że jest to pierwszy tom trylogii, to żywię nadzieję, że jeszcze sporo się tu wydarzy.
"Witajcie w hotelu Flanagans" był dla mnie pełnym uroku, udanym pobytem, który pokazał mi, że są rzeczy, o które zawsze warto walczyć. To historia pokazująca, że kobieta ma prawo decydować o sobie i żyć tak jak chce. Chętnie jeszcze raz tam zagoszczę. A Wy, rezerwujcie swój pobyt już teraz!