Monteperdido to miasteczko w Pirenejach, w którym „wszystkich mieszkańców łączyły jakieś więzy. Rodzice chrzestni, koledzy ze szkolnej ławki, siostry i przyjaciółki, które razem wychowywały dzieci, wspólne wycieczki i imprezy, srogie zimy, kiedy żyli odcięci od reszty świata, kiedy nie było prądu, kiedy jedynym towarzyszem byli sąsiedzi, góry i zamieszkujące je zwierzęta. […] Zwierzęta, mężczyźni i kobiety, których egzystencje wzajemnie się przenikają. Łączą w jedno życie. Życie Monteperdido”.
Pewnego dnia w tej małej, zamkniętej społeczności dochodzi do tragedii. Dwie jedenastolatki – Ana i Lucia, wychodzą ze szkoły i nie docierają do domów. Pięć lat później we wraku samochodu zawieszonego nad przepaścią znalezione zostaje ciało mężczyzny oraz ranna Ana. Policja wznawia śledztwo. Gdzie jest Lucia? Czy nadal żyje? Kto porwał dziewczynki? Kim był mężczyzna, z którym podróżowała Ana? Odpowiedzi na te pytania będzie szukać Gwardia Cywilna oraz przybyli jej na pomoc inspektor Santiago Bain oraz podinspektor Sara Campos z Wydziału do spraw Pomocy Rodzinie. Czy policjantom uda się przebić przez wzniesiony przez mieszkańców Monteperdido „mur egoizmu, za którym każdy chował swoje małe grzeszki, nie zważając na konsekwencje”?
Niesamowicie duszny, wręcz klaustrofobiczny klimat, który od pierwszych stron oblepia czytelnika. Piękne i majestatyczne górskie szczyty, które bardziej niż podziw i zachwyt budzą lęk. Mała, zamknięta, ludzka społeczność, niechętna obcym, która potrafi skupić się wokół wspólnego celu, ale w której każdy posiada i pilnie strzeże swoich małych, brudnych sekretów. Misternie utkana intryga, z licznymi, zaskakującymi zwrotami akcji oraz nieprzewidywalny finał, to niewątpliwie mocne strony debiutanckiej powieści Agustina Martineza.
Urzekła mnie niespieszna narracja, dzięki której możemy przyjrzeć się większości bohaterów, również śledczym. Poznać ich sposób działania, motywacje i życie osobiste. Martinez stworzył całą galerię ludzkich postaci owianych aurą tajemnicy i niedopowiedzeń.
Jednak to, co najistotniejsze, co w moim odczuciu stanowi największą wartość tej książki to ukazanie emocji, wzajemnych zależności i relacji międzyludzkich.
Martinez przedstawia dramat dwóch rodzin naznaczonych tragedią, doświadczających niewyobrażalnej straty, bólu, cierpienia i niepewności. Pokazuje jak skrajnie różne postawy wobec tej straty przyjmują. Jak każde z rodziców, na swój sposób, próbuje radzić sobie z emocjami i na nowo nadać życiu sens.
Ukazuje trudną sytuację brata jednej z zaginionych dziewczynek. „Z czasem wszystko wypełniła nieobecność Lucii. Wspomnienie siostry wydawało się bardziej rzeczywiste niż on: czuł się cieniem we własnym domu. Duchem, którego rodzice nie chcieli dostrzec”.
Autor obrazuje również postawę jaką człowiek przyjmuje w sytuacji zniewolenia. „Istota ludzka jest w stanie pogodzić się z każdą sytuacją. Przystosować się do niej. Rutyna zawsze wdziera się w życie, nawet w ekstremalnych warunkach. Wojna. Porwanie. Kiedy człowiek już się zaadaptuje, to, co początkowo go raniło, staje się częścią otoczenia, codzienności”.
Obnaża pewien mechanizm obronny, który mieszkańcy Monteperdido stosują wobec zaistniałej tragedii. „ […] wymyślili sobie bajkę. Historię, w której czarnym charakterem był [...] ktoś obcy, nienależący do wspólnoty. Opowieść, która im pasowała. Dzięki której czuli się niewinni”. Dowodzi, że choć społeczność potrafi zjednoczyć się w obliczu tragedii, to w sytuacji, kiedy jednostka stanie przed koniecznością ujawnienia swoich wstydliwych tajemnic, obnażenia słabości, to nawet za cenę uratowania zaginionych, będzie uparcie milczeć.
Choć to kryminał wymagający ze względu na wielość wątków i szczegółowość opisów, to wart każdej poświęconej mu godziny. Niewyobrażalnie duszny klimat, obrazy majestatycznych górskich szczytów, przyrody, która „nie tyle otaczała Monteperdido, ile była Monteperdido”, a nade wszystko emocje; niepewność i napięcie do ostatniej strony, to wszystko sprawia, że to jeden z lepszych debiutów jakie miałam przyjemność czytać.