Trzecia część „przygód” Dawida Wolskiego, antybohatera z zestawem wad tak makabrycznie niefortunnym, że można by nim obdzielić kilka osób* to książka, na którą czekałem bardzo długo. Zachwycony sto razy bardziej cyklem gliwickim niż tym z Mortką bardzo się ucieszyłem, że w końcu, oto jest! Tym razem mamy do czynienia z kontynuacją wątków poprzednich części, ale w nowym świetle ujętych tak, że można luźno czytać bez znajomości poprzednich tomów. Motyw zaginięcia młodych dziewcząt jest dość dobry na kryminał. Postanowiłem sprawdzić, jak tym razem poradzi sobie z nim tak pisarz, jak i główny bohater.
Postać Dawida Wolskiego nie odbiega od tego, z czym mieliśmy do czynienia w dwóch poprzednich tomach, i choć czytałem je dość dawno i pamiętam jak przez mgłę, to jego występ w „Wilkołaku” nie różni się od dotychczasowego przedstawienia. Nadal to ten sam impulsywny, nieco nierozgarnięty, ale poczciwy facet, którego wbrew wielu czytanych przeze mnie opiniom jawi mi się jako ktoś, kogo da się polubić. Dużą sympatią natomiast (już bez żadnych warunków i mrużenia oczu) da się obdarzyć, postać Prokuratora Adama Górnika. Naprawdę duży plus. Co mi się w postaciach nie do końca spodobało, to dość szablonowe sylwetki kobiece. Siostra Dawida to sztywny, wyprany z uczuć robocop. Nawet bycie super automatyczną panią adwokat, szkoloną przez ojca (starego wygę palestry) nie mogłoby uczynić jej tak bardzo bezwzględnej i… niestety nijakiej. Wkurzająca do granic możliwości jest też małżonka wspomnianego Prokuratora, Hania. Do bólu stereotypowa, mocno wierząca „żona swojego męża”, której związek pisarz (nie mogąc się powstrzymać) komentuje jako patriarchalny, by nagle wyzwolić ją z tego jarzma i pozwolić jej myśleć inaczej na końcu powieści. Co do antagonisty – podoba mi się, widać tutaj (albo ja mam zwidy) inspiracje rasowymi thrillerami, w który to powieść się przeradza z kryminału – mniej więcej od połowy książki. Wtedy też akcja nieco przyśpiesza i nabiera rumieńców, także od krwi. Niekoniecznie właściciela rumieńców. ;-)
Bo i akcja rozwija się tu niespiesznie. Trochę moim zdaniem za wolno, i choć nigdy bym nie przypuszczał, że napiszę to u Wojtka Chmielarza. Nie chodzi mi o objętość, ale dotychczas idealny balans pomiędzy dialogami a wyjaśnianiem czytelnikowi świata został nieco zachwiany. Doskonała narracja Autora w jego powieściach w tym tomie zaczęła mi nieco wadzić.
Zdania co do miejsca Chmielarza w top kryminalistów w Polsce raczej nie zmienię, i pomimo zgrzytów, to jest bardzo dobra książka. Co prawda za dużo w niej narratora w stosunku do samej fabuły, ale jako równowagę w tej narracji dostajemy dużo dobrego Chmielarza. Mam tu na myśli polskie realia, które opisuje, charaktery ludzi i ich myśli, osobowości, toki rozumowania, nie tylko te detektywistyczno-kryminalne, ale przede wszystkim - obyczajowe. Taki trochę niezamierzony uśmiech w stronę Katarzyny Puzyńskiej, która z obyczajówki uczyniła swoją markę pod płaszczem kryminału. Chmielarz zaś, pisząc kryminały, bardzo dba o te człowiecze warstwy charakterów, ludzkie oblicza swoich bohaterów. To jest bardzo dobre i chwilami popadam w konsternację, czy ja lubię twórczość Chmielarza za intrygi kryminalne? Czy za to jak kreuje swoje postacie, co niejednokrotnie kuleje u innych teoretycznie bardziej poczytnych pisarzach w Polsce?
Merytorycznie książka jest niemalże doskonała. Autor nie oszukuje czytelnika, nie pisze bzdur
i naprawdę przygotowuje się do pisania książki w sposób, który mógłby dać dużo dobrego innym, nieco (niestety) popularniejszym pisarzom. Sposoby prowadzenia tzw. białego wywiadu, pozyskiwania informacji ze źródeł powszechnych, szczypta wiedzy informatycznej, chemicznej
i medycznej (!) i kilka innych to zbiór, który prowadzi do jednego wniosku, Wojtek Chmielarz odrabia zadanie przed napisaniem książki, zdecydowanie szanuje swoich czytelników.
Intryga jest dobrze poprowadzona, nie zdradza się od razu, ani też za prędko nieco później w powieści. Nie jest też niemożliwa do rozwikłania, i czytelnik, chcąc bawić się w prywatne dochodzenie na tablicy korkowej, może dojść do pewnych wniosków sam. Na szczęście żadnego deus ex machina nie znajdziemy, niby oczywiste z tak doświadczonym pisarzem, ale zawsze mogło mu się już po prostu nie chcieć. Na szczęście – to nie byle jaka marka. Wielbiciele kryminałów nie będą zawiedzeni. Znalazło się też miejsce na pozamykanie wątków.
Nie tak dobre jak dwa poprzednie, ale też nie ma zawodu. Uczciwe 7/10
*nieco parafrazując jedną z bohaterek książki
28.06.2021 r.