Katarzyna Berenika Miszczuk znana jest głównie z trylogii zapoczątkowanej powieścią "Ja diablica". Niedawno wydana została jej najnowsza książka pt. "Druga szansa". Ja jednak postanowiłam w pierwszej kolejności sięgnąć po debiut autorki, która napisała go w wieku 15 lat.
Margo Cook przeprowadziła się właśnie z wielkiego, hałaśliwego i pełnego ludzi Nowego Jorku do miasteczka Wolftown, które jest jego całkowitym przeciwieństwem: nudne, ciche, wszędzie jest daleko. Początkowo dziewczyna sądzi, że umrze tu z nudy i nie znajdzie przyjaciół ze względu na to, że wszyscy się tu znają i mają już swoje stałe grupy. Na szczęście poznaje Ivette - lekko szaloną Francuzkę, która także mieszka tu dopiero od niedawna. Dziewczęta szybko znajdują wspólny język i zaprzyjaźniają się. Margo od dnia, w którym przeprowadziła się do miasteczka zaczyna dręczyć ten sam koszmar, w którym śmiertelnie przerażona ucieka przed kimś przez las. Z biegiem czasu sen niczym z horroru nabiera coraz pełniejszych kształtów...
Dziewczyna poznaje także dwóch chłopców: pierwszy z nich to niesamowicie przystojny sportowiec Peter, a drugi to Max, który o wiele bardziej ją intryguje głównie ze względu na fakt, że jest niedostępny i małomówny. Dlaczego tak się dzieje? I jaki mroczny sekret skrywa Wolftown? Tego dowiecie się czytając przygody Margo.
Do książki tej podchodziłam z rezerwą. Szczerze, po przeczytaniu opisu z tyłu nie spodziewałam się rewelacji, tylko obawiałam się, że książka mnie tylko zirytuje i tyle. Ale, co rzadko się zdarza, moja intuicja zawiodła i jestem naprawdę miło zaskoczona tą powieścią.
Na uwagę zasługuje fakt, o którym wspomniałam na samym początku, czyli to, że autorka napisała tę powieść w wieku 15 lat. Moim zdaniem, jak na debiut tak młodej pisarki wyszło świetnie. Język nie jest może na super poziomie, ale czuję, że w Katarzynie Berenice Miszczuk drzemie ogromny potencjał, który mam nadzieję, został wykorzystany w jej późniejszych utworach.
Wielu z Was może powiedzieć, że temat, na który pisze autorka, jest oklepany i znany, że posługuje się utartymi schematami, jakie panują w książkach z gatunku paranormal romance. Jednak trzeba pamiętać o tym, że napisała ją 10 lat temu, w 2003 roku, kiedy wszelkiego rodzaju wilkołaki, wampiry i inne stwory nie były na topie, wtedy nie było jeszcze Zmierzchu, który zapoczątkował tę modę. Dlatego uważam, że jak na tamte czasu pomysł jest oryginalny i ciekawy.
" - Kawior jest pyszny, spróbuj - usiłowała mnie przekonać Iv.
- To są rybie jajka - odpowiedziałam, ledwie powstrzymując obrzydzenie. - Dzięki, ale nie.
- Ale to jest naprawdę bardzo smaczne.
- To są rybie jajka.
- Na pewno ci nie zaszkodzą, no weź.
- To są rybie jajka - wycedziłam i wtedy wreszcie dała mi spokój."
Przed przeczytaniem tej książki zastanawiałam się, jak autorka, Polka, przedstawi miejsce akcji, którym jest przecież USA. Czy nie mogła umieścić go w Polsce? Hmm, nie wiem, może gdyby tak zrobiła, byłoby dziwnie, bo przecież takie rzeczy dzieją się tylko w Stanach Zjednoczonych? Na szczęście nie miałam wrażenia, że chciała za wszelką cenę, na siłę wykreować super amerykańską nastolatkę. Margo ma polskie korzenie, a jej ulubionym daniem są pierogi i placki ziemniaczane.
Momentami jej zachowanie może wydawać się infantylne i irytujące, i mimo że jestem na to wyczulona i często zwracam na to uwagę w moich recenzjach, to Margo nie irytowała mnie. Wręcz przeciwnie. Odebrałam ją jako szaloną, nieco postrzeloną dziewczynę, która nie może usiedzieć na miejscu, jest pełna energii i przez to czasem wpada w tarapaty czy zachowa się po prostu głupio.
Wilk to fajna, lekka powieść, która nie wymaga wielkiego emocjonalnego czy intelektualnego zaangażowania. Pozwala się jednak odprężyć, pośmiać i spędzić miło czas. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodoba i wciągnie. Wszelkie językowe czy stylistyczne potknięcia autorki wybaczam, gdyż jest to debiut napisany w tak młodym wieku, że jej język nie był po prostu na jakimś wysokim poziomie. Sprawia to jednak, że Margo jest bardziej swojska i rzeczywista. Nie sugerujcie się tylko tym beznadziejnym zdaniem z tyłu okładki ("Sprawdź, co się zdarzyło przed Zmierzchem!"), bo ja po jego przeczytaniu miałam ochotę skoczyć z mostu. Zmierzch raczej nie jest zbyt dobrą rekomendacją dla powieści, głównie dlatego, że ostatnio zbiera raczej negatywne opinie. Na koniec chciałabym zaznaczyć, że czytałam wydanie II, zmienione, dlatego moja opinia odnosi się własnie do niego. Z poprzednim nie miałam do czynienia, dlatego nie chcę ich porównywać.