Już pisząc komentarz, a było to dobry czas temu, zastanawiałem się głęboko jak ocenić dzieło twórcy "Wiedźmina" nie popadając w zbytnią euforię. Ograniczyłem się wtedy do jednego prostego zdania oraz obiecałem, że więcej pisać nie będę i nie zamierzam. Po kolejnej, trzeciej już z kolei, lekturze dzieła o Reynevanie i spółce zdanie swe zmieniłem oraz niniejszą recenzję napisać postanowiłem, nie tyle dla własnej satysfakcji co, parafrazując klasyków, ad maiorem liber gloriam!
"Narrenturm" monumentalnym dziełem jest bezsprzecznie, więc powinno się do niego "podejść" biorąc pod uwagę liczne aspekty oraz cechy, a więc...
1. FABUŁA: z pewnością oryginalna i nietuzinkowa. Tak jak było w przypadku poprzednich książek Sapkowskiego treść "Wieży błaznów" obfituje w liczne zwroty akcji oraz zagęszczenia fabularne więc, ma się rozumieć, nie idzie jej streścić w kilku zaledwie zdaniach. Pokrótce, dla niewtajemniczonych, głownym bohaterem powieści jest młody adept sztuki lekarskiej oraz zielarskiej - Reinmar de Bielau, czyli po naszemu Reinmar z Bielawy a dla krewnych i znajomych Reynevan. Mieszka ów Reinmar sobie na XV wiecznym Śląsku i żyje mu się całkiem nieźle i dostatnio do momentu kiedy (powalające rozpoczęcie książki) popełnia grzech adulterium z Adelą, żoną rycerza von Stercza. Choć wszystko zaczyna się cudownie i rozkosznie, później jest źle a jeszcze później: już tylko gorzej. Ścigany przez braci rycerza-rogacza, najemnych zbirów, licznych panów i książąt oraz adeptów czarnej magii (której Reinevan nawiasem mówiąc też w życiu co nieco liznął) nasz bohater kluczy po Śląsku, ucieka i myli tropy. Niestety, wciąż zakochany w Adeli, próbuje do niej dotrzeć co mądrym pomysłem nie jest. Reynevan pakuje się w coraz to nowe kłopoty a w wyzbywaniu się licznych złudzeń pomagają mu: twardo stąpający po ziemi demeryt Szarlej oraz postać tajemnicza a zarazem dobroduszna: Samson Miodek. To tyle jeśli idzie o fabułę, oczywiście jest to tylko kropla w morzu, resztę należy doczytać samemu a będzie to proces szybki i niezwykle przyjemny, bo powieść wciąga jak odkurzacz.
2. TŁO HISTORYCZNE I FABULARNE: wiarygodne i dokładne. XV wieczny Śląsk, pełen niepokojów i zawirowań to niemal idealne tło dla powieści historycznej. Niedawne wydarzenia zarówno lokalne jak i zagraniczne stanowią temat licznych dysput, rozmów i wtrąceń bohaterów powieści, a mnogie nowinki i plotki mile okraszają fabułę. Tak więc czas wtedy spokojny bynajmniej nie był. W Pradze, po niezbyt dawnej defenestracji, wrze i kipi, buntują się i szykują do wojny wojska husyckie. Na Śląsku szykuje się wielka krucjata przeciwko owym wojskom, na którą grosz pobiera kolektor podatków. Ponadto nie przebrzmiały jeszcze echa bitwy pod Grunwaldem a w Stolicy Apostolskiej następcy św. Piotra zmieniają się w trybie niezwykle szybkim. Powieść Sapkowskiego obfituje również w liczne detale i niezwykle dokładne opisy. Czytając "Narrenturm" mamy wrażenie, że autor jakimś cudem cofnął się w czasie albo dokopał do niezwykle cennych materiałów. I tu, moim zdaniem pojawia się wyższość „Narrenturmu” nad „Wiedźminem”, ponieważ polskim czytelnikom zawsze będzie bliżej do Wrocławia, Oleśnicy czy Ząbkowic Śląskich niż do Wyzimy czy Redanii. Detaliczne opisy życia na Śląsku ludzi wszystkich stanów, od kleru, poprzez pospólstwo, na rycerstwie kończąc wręcz zachwycają a nomenklatura z epoki sprawia, że powieść jest bardziej wiarygodna. Ponadto powieść obfituje w liczne smaczki i aluzję oraz odniesienia do historii i popkultury w stylu mitologii Cthulhu, wynalazku prasy drukarskiej Guttenberga, manifestu Lutra czy polowań na czarownice rozpętanych przez Kuzę, Sprangera i Kramera (imiona czarownic na Grochowej Górze)
3. POSTACI: kolorowe niczym rajski ptak. Bezbarwnych i nudnych postaci na kartach „Narrenturmu” nie uświadczysz, chociażbyś przekopał wszystkie 580 stron w przód i wspak. Niemal każda osoba opisana przez Sapkowskiego, począwszy od proszalnego dziada a kończąc na przekupce w Oleśnicy, ma swoją własną historię i osobowość. Autor postarał się o wiarygodne przedstawienie ówczesnej hierarchii społecznej oraz relacji między licznymi mieszkańcami XV Śląska. Nikt tu nie jest też sztuczny ani wybielony, ludzie dbają przede wszystkim o siebie i swoje problemy, a większość spotkanych przez Reynevana osób sprzedałoby go za parę groszy lub wbiło nóż w plecy. Na każdym kroku fakt ten stara się naszemu bohaterowi uzmysłowić jego anioł stróż i głos rozsądku –Szalej. Również rycerstwo i książęta nie są w „Narrenturmie” (tak jak nie byli w „Wiedźminie”) śpiewającymi ballady Don Kichotami, to banda wrednych, dumnych i dwulicowych fircyków, którym bliżej do Gillesa de Rais niż do Rolanda czy Lancelota. Małym minusem jest tu niemiecka nomenklatura a czytelnik może pogubic się trochę w licznych Panewitzach, Kotwitzach, de Lassanach i Bischofsheimach.
4. STYL: kwiecisty i unikalny (jak zawsze). No właśnie, jak zawsze, tak i teraz autor serwuje nam jedyny w swoim rodzaju, kwiecisty, piękny, oryginalny, rubaszny, prześmiewczy, dosadny i wiarygodny styl pisarski. Tym razem do licznych archaizmów i zabytków języka polskiego, znanych z „Wiedźmina” dochodzi również klasyczna łacina, renesansowy język włoski a nawet czeski, co sprawia że powieść działa jak najlepszy wehikuł czasu. Dialogi również nas nie zawiodły, a liczne odzywki, wtrącenia, inwektywy, dwuznaczności i gry słów raz bawią do łez innym razem zmuszają do refleksji. Autor zamieścił na końcu tomu coś w rodzaju glosariusza jednakże nie wyjaśnia większości cytatów zmuszając gorliwego czytelnika do indywidualnych poszukiwań.
5. OGÓLNE WRAŻENIA: absolutnie pozytywne. Autor nie zawiódł i stanął na wysokości zadania. Z autopsji wiem, że „Narrenturm” jest powieścią do której się wraca i będzie wracać, powieścią unikalną godną miana najlepszej postsienkiewiczowskiej powieści historycznej. Jednakże jest tu małe ale...Jeśli potraktujemy „Wieżę Błaznów” za część całości pojawiają się schody. Moim zdaniem i zdaniem licznej rzeszy czytelników jest to tom najlepszy z trzech. Autor, tak ja to było widoczne we „Krwi Elfów”, potrafi świetnie rozpocząć. Sapkowski fenomenalnie wręcz otwiera akcję, wprowadza nowe postacie, zarysowuje fabułę, nakreśla liczne spiski, uchyla rąbka tajemnic lecz nie potrafi utrzymać tej atmosfery dalej i zawodzi czytelnika. Następne tomy jak i zakończenia nigdy, moim zdaniem nie dorównały tomom pierwszym: świerzym, nowym, magicznym wręcz. Tak samo jest i tutaj: „Boży bojownicy” i „Lux perpetua” to książki dobre ale mają jeden minus – nie są „Narrenturmem”.
Reasumując: „Narrenturm” jest książką godną przeczytania. Jak dla mnie nie ma w niej zbyt wielu minusów i elementów do których można by było się przyczepić. Oczywiście miłośnicy fantasy powiedzą – zbyt historyczna, miłośnicy historii – zbyt fantastyczna, dla niektórych będzie tu za dużo łaciny, dla innych zbyt mało. Jedni krzykną – za mało wiarygodna! Inni – zbyt naiwna i wtórna! Następni – za bardzo „Wiedźminowata”! kolejni – za mało. Przykłady można mnożyć, ja zakończę swoje wywody, biorąc przykład z autora, łacińskimi sentencjami: De gustibus non est disputandum oraz quot homines, tot sententiae. I basta.