Jeśli uważasz, że saga Wiedźmińska jest najlepszym dziełem Andrzeja Sapkowskiego, to muszę cię zawieść - jest nim Trylogia Husycka. Pierwszy tom, "Narrenturm", jest cudowną podróżą przez średniowieczny Śląsk, nieco ponad 10 lat po bitwie pod Grunwaldem. Niestety od tej świetnej historii, wielu może się odbić.
Wielki przeor zakonu kretynów…
Trudno powiedzieć, że Reynevan von Bielau jest choć trochę podobny do Geralta z Rivii. Ciężko fascynować się jego idiotycznym zachowaniem, chociaż wykazuje pewne zdolności… magiczne. I inne.
Powieść zaczyna się bardzo przyjemnie - sceną łóżkową, podczas której główny bohater daje się poznać jako duży szczęściarz. To szczęście towarzyszy mu przez całą opowieść, mimo bardzo głupich decyzji, planów oraz realizacji tych drugich. Mimo wszystko, Reinmar jest postacią, którą da się polubić.
…i inni
Bohaterowie poboczni? Jest ich mnóstwo, część przypada do gustu, inne są irytujące, ale wszystkie mają swój charakter. Można z łatwością zgubić się w tej mnogości postaci, co dla niektórych może być sporą przeszkodą.
Muszę jednak wspomnieć o trzech konkretnych postaciach, które odgrywają w tej historii pierwszorzędne skrzypce. Jedna z nich żyła w XIV wieku i pełniła urząd Biskupa Wrocławskiego w czasach wojen husyckich.
Mowa tu o Konradzie IV Oleśnickim, czyli, obok Birkarta von Grellenorta, głównym antagoniście serii. Jest to przebiegły i cyniczny człowiek, wykorzystujący swój urząd do kreowania i naginania rzeczywistości według swojej woli, nie wahający się nawet przed ludobójstwem. Największy wróg Reynevana to wciąż persona intrygująca i charyzmatyczna, przez co również – intrygująca.
Grellenort jest bardzo tajemniczą osobą, która bardzo szybko ujawnia się jako bardzo silny czarownik i polimorf. Niestety, poza tym niewiele wiadomo o jego przeszłości, czy motywów, ale można być pewnym jednego – jest on zły do szpiku kości
Drugi bohater prawdopodobnie nie jest postacią prawdziwą, ale należy (od pewnego momentu) do kompanii protagonisty. Mowa tu o człowieku, dla którego, cytując jedną z postaci “Nie ma rzeczy niemożliwych”. Sam określa się jako osoba o wielu imionach, ale dla głównego bohatera i czytelnika zwana jest pod mianem Szarleja. Jego fenomenalne sentencje, które mimo historycznego charakteru powieści, są bardzo aktualne, sprawiały u mnie regularne wybuchy śmiechu.
Łacina… i specyficzna narracja
Niestety (lub stety), Andrzej Sapkowski podczas pisania tej powieści posłużył się językiem, stylizowanym na staropolski. W wersji papierowej książki był to dla mnie spory problem, który sprawiał, że książka stawała się coraz cięższa w czytaniu.
Dodając grzech główny powieści – wszechobecną łacinę, sprawiło to, że porzuciłem próbę przeczytania książki, którą wciąż uważam za opus magnum jednego z lepszych pisarzy fantasy w historii polski.
Mimo tego, że autor zamieścił na końcu pierwszej części Trylogii Husyckiej tłumaczenia wszystkich użytych tam fraz, zdań i (najczęściej) długich wypowiedzi po łacinie, jest to wciąż coś nie do przeskoczenia.
Czytanie powinno być płynne i sprawiać przyjemność, a trudno czerpać przyjemność z oderwania się od wątku głównego, kosztem sprawdzenia jakiejś łacińskiej sentencji.
O ile język nie jest aż takim problemem, to łacina niestety już tak. Gdyby autor nie wcisnął cytatów z Biblii czy innych ksiąg, byłoby o wiele prościej i przyjemniej.
Klimat i budowanie tempa
Nie da się jednak odmówić Sapkowskiemu kilku rzeczy. Jego dialogi są po prostu fenomenalne, okraszone ogromną ilością humoru, niekiedy drwiny i ironii, czasami powagi i grozy. Nie sposób znaleźć określenia na tak wspaniałą zabawę językiem i tak błyskotliwe uwagi czy sentencje.
Potrafi też budować odpowiednie tempo powieści, chociaż na tym polu, Wiedźmin zdaje się być lepiej dopracowany. Niestety, ze względu na ilość afer i kłopotów, w które wciąż wpada główny bohater, tempo powieści jest nieco zaburzone.
Rozumiem, że nie dało się tego rozegrać inaczej, ale mimo wszystko bardzo szybkie tempo przeplatane leniwymi opisami i dialogami czasami sprawiają, że ominęło się coś ważnego.
Mimo wszystko tempo opowieści bardzo dobrze współgra z klimatem. Mamy tu charakterystyczne dla XV wieku wojny religijne, które ówcześnie trawiły Europę środkowo-wschodnią.
Jest tu jednak też bardzo dużo słowiańskich obrzędów, sporo wzmianek i odniesień do kultury ludowej oraz świetna próba odzwierciedlenia ówczesnych nastrojów społecznych.
Rozmach i… sentymenty
Imponuje mi również rozmach powieści, co nie byłoby możliwe bez szczegółowego researchu, który musiał przed rozpoczęciem pisania przygotować autor. Nazwy broni, rodów, lokalizacje zamków, gór, geografia Śląska oraz zwyczaje, postacie i wszystkie inne historyczne kwestie są bardzo dobrze odzwierciedlone w powieści.
Mimo to, Sapkowski chyba nie do końca zdawał się wierzyć niektórym historykom – dla przykładu Konrad IV Oleśnicki, wspomniany antagonista, był przedstawiany przez Długosza jako człowiek o sporej nadwadze z tendencją do alkoholu i uciech ciała.
Choć biskup Konrad w Trylogii Husyckiej lubi wspomniane aktywności, to wygląda zupełnie inaczej – jest dostojny oraz wygląda na bardzo zdrowego i młodszego, niż w rzeczywistości, człowieka.
Wszystko to przeplata się z magią, ale nie charakterystyczną dla serii Harry Potter czy nawet Wiedźmina. Jest ona bardzo mocno powiązana z kulturą ludową.
Znajdziemy tu wiedźmy, starsze rasy, takie jak alpy czy mamuny oraz wszechobecne atrybuty i znaki magiczne stosowane (często bez wiedzy) przez ludność chłopską. Sam główny bohater jest medykiem, który wykorzystuje wiedzę zaczerpniętą niejako od ludności niższych stanów.
Narrenturm – Książka czy słuchowisko?
Jak wspomniałem, odbiłem się od książki i prawdę mówiąc nigdy jej nie skończyłem. Mimo to uważam pierwszą część Trylogii Husyckiej za świetną powieść historyczną, w której zakochałem się po odsłuchaniu słuchowiska od nieistniejącej już firmy Fonopolis.
Słuchowisko eliminuje wszystkie wady książki. No, prawie wszystkie – łaciny wciąż jest tu sporo, ale nie przeszkadza ona tak bardzo (choć bardzo często nie wiedziałem o co chodziło w danym cytacie).
Obsada aktorska wykonała… fenomenalną pracę, podobnie reżyser, Janusz Kukuła. Narracja oraz język wykorzystany w ramach powieści o wiele łatwiej przyswaja się w formie odsłuchu. Co więcej – słownictwo wzorowane na staropolskim buduje klimat oraz zwiększa immersję.
Obie te kwestie dopełnia ścieżka dźwiękowa wraz z dźwiękami otoczenia. Mimo, że cały soundtrack trwa zaledwie 30 minut, to montażysta Błażej Kukuła świetnie wykorzystał dostępny materiał.
Jeśli chodzi o obsadę to nie ma tu praktycznie słabych aktorów. Każdy z nich maksymalnie wczuł się w postać, którą grał, dzięki czemu słuchacz otrzymuje genialną ucztę dla wyobraźni.
Wśród aktorów muszę wyróżnić jednak Krzysztofa Gosztyłę, pełniącego rolę narratora powieści, Lesława Żurka, który gra Reynevana oraz Tomasz Marzecki użyczający głosu Birkartowi von Grellenort. Nie zabrakło też gwiazd, takich jak Artur Barciś czy Piotr Zelt.
Koniecznie należy wspomnieć o moim faworycie, dzięki któremu postać Szarleja stała się prawdopodobnie najlepiej zagranym bohaterem w historii słuchowisk. Henryk Talar skradł serca wielu słuchaczom nadając temu bohaterowi świetnego charakteru.
Podsumowanie
Plusy:
- genialne dialogi, świetnie zbudowany klimat i niezłe prowadzenie tempa historii, zarówno w audiobooku, jak i w książce,
- ciekawy i bardziej… przyziemny od Geralta protagonista, który popełnia jednak sporo głupstw,
- fenomenalnie napisane postaci poboczne, przeplatające zarówno te prawdziwe, jak Zawisza Czarny z Garbowa, z tymi całkowicie wymyślonymi,
- widoczny ogrom pracy włożonej w research historycznego tła,
- ciekawi antagoniści, z których jeden jest cynicznym księdzem, a drugi jest po prostu… zły z natury,
- [Słuchowisko] kapitalna obsada aktorska, która włożyła ogromną ilość pracy w ten projekt,
- [Słuchowisko] fenomenalna reżyseria oraz montaż.
Minusy:
- [Wersja papierowa] spora ilość postaci, które sprawiają, że bardzo łatwo się zgubić w rodach i mianach (słuchowisko rozwiązuje ten problem przypisaniem konkretnego głosu do konkretnej postaci)
- [Wersja papierowa] język, stylizowany na staropolski może być dość ciężki i negatywnie wpływać na płynność czytania,
- wszechobecna łacina – zarówno w audiobooku, a zwłaszcza w wersji papierowej, jest ona po prostu bardzo męcząca
Niestety, gdybym miał ocenić papierową wersję Narrenturmu, byłaby to ocena w granicy 4 lub 5/10. Poniższa ocena dotyczy jednak audiobooka.