Sensoryczne zanieczyszczenie spowodowane przez człowieka, to nie tylko brak możliwości obserwacji nieba nocą czy stres zwierząt domowych w wyniku huku sylwestrowego. To wieloczynnikowe zaburzenie świata subtelności zwierzęcych, do którego zrozumienia dorastamy od niedawna. Przy okazji zdajemy sobie sprawę coraz pełniej z wyścigu zbrojeń organizmów o zasoby w wyniku rozwijania możliwości interakcji różnymi technikami. Zmysły, które funkcjonują w ziemskich ekosystemach, są czymś daleko pełniejszym niż możliwości naszych fizjologicznych konstrukcji. Bogactwo tego świata zmysłów jest tematem bardzo dobrej książki Eda Yonga. Czytając „Niezwykle zmysły. Jak zwierzęta odbierają świat” zanurzyłem się w fantastyczną opowieść o subtelnościach widzenia, słyszenia, czucia, próbkowania, drgania, doświadczania dyspersji czy gradientów. Efekt pracy popularyzatora nauki trudno zaklasyfikować. Jednak jedno da się o nim powiedzieć na pewno. Przypomina mi o fascynacjach i pasjonującej narracji Davida Attenborough. A o lepszą rekomendację trudno.
Recepcja elektryczna, magnetyczna, echolokacja, setki oczu w różnych miejscach, linia boczna, receptory mieszane, zmysły rozproszone … to w książce temat przewodni. Autor wstępnie formalnie pogrupował zjawisko doświadczania świata przez organizmy na klasy zagadnień budując rozdziały. Szybko jednak się okazuje, że trudno jednoznacznie rozdzielić przestrzeń bodźców na szkolne kategorie. To nigdy nie jest jednoznaczne. Szczególnie, że człowiek ‘zamknięty we własnej bańce odczuć’ nie ma pewności (a czasem zupełnie błądzi), jak rozumieć zmysły tysięcy innych gatunków. Problem widzenia barw jest zaledwie preludium do komplikacji z których relacje zdaje w tekście. Wąchanie językiem przez węże, sumy smakujące otoczenie całym ciałem, oczy bez mózgu, jaskiniowe ryby z zębami rozsianymi w różnych miejscach ciała, asymetryczne uszy sowy budujące kierunkowość sygnałów, żaby wydające dźwięki których same nie słyszą, magnetyczna pamięć żółwi wracających w to samo miejsce po tysiącach kilometrów. Każdy zmysłowy przypadek jest unikatowy, poszerzający poczucie złożoności tego, co nas otacza.
Centralna perspektywa napędzająca narracje książki kręci się wokół niemieckiego pojęcia UMWELT, które od stulecia w zoologii oznacza spersonalizowaną strukturę interakcji między konkretnym osobnikiem (gatunkiem) i otoczeniem. To wspomniana bańka, tym razem określająca biologicznie każde stworzenie, powstała darwinowsko jako zestaw narzędzi pozwalających w sposób unikatowy zbierać informacje o świecie w ramach ograniczonego systemu ‘nadawczo-odbiorczego’. Reprezentatywnie istotę tego mechanizmu pokazuje choćby żabojadek brazylijski, czyli nietoperz ‘eskalujący zbrojenie zmysłowe’ w relacji do płaza-ofiary (str. 265):
„Umwelt żaby ukształtował odgłosy żaby, które następnie ukształtowały Umwelt nietoperza. Zmysły dyktują zwierzętom, co jest piękne, a czyniąc to, wpływają na formę, jaką piękno przybiera w świecie przyrody. ”
W książce znalazło się miejsce na cierpliwie odkrywane mechanizmy budowy Umweltu różnych gatunków, na błędne hipotezy, na opisy technik pozwalających dokonywać przełomów w zrozumieniu na czym opiera się konkretna zmysłowość. Wielokrotnie musimy skonfrontować się z komplikacjami, które piętrzą się w procesie dochodzenia do prawdy, o czym autor przypomina wielokrotnie, a podsumowuje tak (str. 366):
„W całej książce widzieliśmy, że trudno zrozumieć zwierzęce Umwelt, ponieważ są one z natury subiektywne i ponieważ własne zmysły powstrzymują nas przed wymaganym do tego wielkim wysiłkiem wyobraźni. Istnieje jednak prostsza bariera, która przeszkadza nam we właściwym pojmowaniu innych Umwelten: łatwo jest badać zmysły zwierząt za pomocą sposobów, które wprowadzają w błąd.”
To, że książka nie jest jeszcze wybitna w mojej ocenie, jest konsekwencją unikania przez autora bardziej sformalizowanej narracji, która uniwersalizuje problemy z powyższego cytatu, a która w popularyzacji wydaje się czasem ‘nudnym i niepotrzebnym dodatkiem’ (stąd chyba jest oszczędnie dawkowana). Chodzi z jednej strony o formalizm biochemii i fizyki, oraz ‘meta-analizę świadomościową’ kognitywnych poziomów z drugiej (*).
Od strony struktury, treści i stopnia detaliczności, książka jest bardzo ciekawie zrównoważona. Dominuje narracja doświadczalników etologów, rozbudowująca się czasem w kierunku neurofizjologii. Sporo ‘badań terenowych’ wprowadzając w temat, pomaga Yongowi zaprezentować konkretnych badaczy. Musi się w tym posiłkować opiniami swoich licznych rozmówców, bo nie tylko nie jest ekspertem w zoologii, ale po prostu wiedza o konkretnych strategiach na przetrwanie w świecie bodźców wymaga wąskiej i wieloletniej praktyki badawczej. Znalazło się w książce miejsce na opisy eksperymentów, na podstawy mikrobiologicznego działania konkretnego rozwiązania, a nawet na fizyczne wyjaśnienie zjawisk. Tu pojawiło się u mnie jedyne zastrzeżenie (**). Ale to detal, bo z reguły wszystko się skrzy faktami i opisami aktywującymi wyobraźnię. Bardzo często ‘zanurzałem się bez reszty’ w tekst. Choćby powieść o wydrach morskich (str. 195-197), to genialny przykład konkretu, obyczajowości, wyjątkowych ciekawostek, a przez to urocza kapsułka gatunkowej zmyślności. Skorupiak rawka błazenek to nie tylko zdumiewający młotek uderzający błyskawicznie ofiarę, ale oczy – tak złożone, że nie powstydziłby się ich kosmita (str. 122-132).
„Niezwykle zmysły” to bardzo wartościowa lektura. Dziesiątki przykładów rozwijania Umwelt – od głębi oceanów przez podziemne kanały po powietrzne skanowanie otoczenia; od ćmy, muchy, ośmiornicy, dziobaka, po płetwale, orły i golce; od ultradźwięków przez zmiany zasolenia po fluktuacje napięcia elektrycznego i zmiany faktury powierzchni na poziomie nanometrów. Wszystko łączy się w jeden złożony system, w którym każdy organizm zmaga się z formalnymi ograniczeniami czasu, specyfiki własnego otoczenia i budowy anatomicznej odziedziczonej po przodkach. Jest miejsce na ciekawostki i na bardzo pomocne przypisy. Dwie kolorowe wkładki ilustrują większość gatunków przywołanych w opowieści. Bardzo pomocny skorowidz rzeczowo-osobowy umożliwia szybkie powracanie do konkretnych fragmentów. Bardzo dobrze wypadło w książce równouprawnienie, zapewne niezamierzone, a przez to sugerujące obiektywność zjawiska w społeczności etologów. Chodzi o dziesiątki naukowców, z których połowa tych ‘ludzkich bohaterów’ książki to kobiety. Skoro podano przykłady płciowych różnic w ramach budowanej zmysłowości (samce modliszek wypracowały techniki pozwalające przedłużać gatunek mimo ‘bycia zjadanym’), to zupełnie oczywiste jest, że bez perspektywy kobiecej, ślepota ludzka na możliwości sensoryczne milionów innych gatunków byłaby o kilka poziomów większa.
Na takie książki popularyzujące naukę warto czekać!
BARDZO DOBRE z małym plusem – 8.5/10
========
* Obie rozszerzające perspektywę etologii narracje pojawiają się, w ograniczonym jednak zakresie. W kilku miejscach wspomina Yong o budowie neuroreceptorów, pokazuje struktury częstotliwościowe echolokacji nietoperzy. Pojawia się klasyczny problem Nagela, jako element kognitywnego namysłu (Thomas Nagel napisał kilka dekad temu esej „Jak to jest być nietoperzem?” – dostępny na free po polsku – którym otworzył płodną dyskusję o subiektywności poznawczej).
** Na stronach 300-303 pojawią się opisy bardzo ciekawego mechanizmu dostrajania echolokacji przez nietoperze. Okazuje się, że niektóre gatunki potrafią uwzględnić efekt Dopplera w generowanych częstotliwościach fal dźwiękowych, by samemu móc dokonać pomiaru wracających zaburzeń. Yong nie podał niestety istoty zjawiska, bo w zaprezentowanej wersji nie wiadomo czemu należałoby uwzględniać przesuniecie Dopplera. Znalazłem artykuł, o którym wspomina dziennikarz, a który sygnalizował jako pierwszy to zjawisko (Schnitzler H.- U. “Kompensation von Dopplereffekten bei Hufeisen-Fledermäusen”, Naturwissenschaften, 1967, 54: 523-524). Schnitzler poprawnie wyjaśnia, że sedno modulacji dźwięku wydawanego przez nietoperze wynika z faktu, że w miarę zbliżania się do obiektu ataku on przyspiesza (a dopiero ten fakt wymusza ‘dostrajanie dopplerowskie’, a nie ruch nietoperza jako taki).