Napisać recenzję „Wierszy i wierszyków” I.P. Writtera nie było łatwo. Przez kilka tygodni zastanawiałem się co o tym wszystkim myśleć. Jak sklasyfikować „dzieło” pana Writtera. Dawno nie myślałem tak intensywnie. I co jakiś czas zaglądałem między wiersze zawarte w tomiku. Gdy zasiadłem w końcu do pisania recenzji, miałem w głowie jeden wielki chaos. Nie wiedziałem od czego zacząć, a jak zakończyć. I wtedy spojrzałem na okładkę. Coś błysnęło. Pojawiło się światełko w tunelu. Nić zaczęła pleść wątek.
Bo co to jest I.P.Writter. Niewątpliwie pseudonim. Trudno znaleźć człowieka, który tak by się nazywał. I.P. Writter. Pierwszy człon kojarzy się z unikalnym identifikatorem, który wykorzystywany jest przez urządzenia podłączone do sieci w celu umożliwienia komunikacji między nimi. Każdy komputer ma taki numer, można powiedzieć że jest to PESEL komputera. Wyrazu „Writter” nie trzeba raczej tłumaczyć. Nawet człowiek, który zna podstawy języka angielskiego, wie co ono oznacza. Gdyby przyjrzeć się całości pseudonimowi, wyszłoby nam „Pisarz, który używa komputera”, „Pisarz, który pisze na komputerze”. Jeśli nie mam racji, źle odczytuję hasło imienne Autora, całą odpowiedzialność biorę na siebie.
Lecz do brzegu płyńmy, do brzegu, panie Adamie. Czyli – dlaczego Autor tomiku wierszy ukrył się za pseudonimem? Odpowiedz jest prosta jak sznur, po którym można opuścić się na ziemię. Po takiej podróży - twarde lądowanie. Otóż gdybym stworzył takie „arcydzieło” również bym nie chciał, aby ktokolwiek poznał moje prawdziwe imię i nazwisko.
O co chodzi? Utwory zawarte w tomiku „Wiersze i wierszyki” trudno nazwać wierszami, a nawet wierszykami. Są to ... Gdyby je zapisać prozą mielibyśmy pogadanki. Pogadanki dla gimnazjalistów. Styl, w którym są napisane, upoważnia mnie do napisania takich słów. Dla ludzi oczytanych to co zapisał I.P. Writter są to rzeczy oczywiste, bezsporne. A być może i dla gimnazjalistów. W dobie Wikipedii wszystko jest możliwe. A zapisane jest to w stylu dziecięcego obrazka; widać takie obrazki w twórczości Marii Konopnickiej. Tyle że Maria Konopnicka przeszła do historii literatury jako Autorka „Roty”. Póki co I.P. Writter nie napisał, takiego utworu, który by wyniósł go na cokół nieśmiertelności. Marię Konopnicką uważa się za grafomankę. Póki co I.P. za grafomana również należy uznać.
Zmorą są tu rymy. Rymy częstochowskie. Na siłę zrymowane wersy. Pobłażliwie uśmiechałem się, gdy czytałem owe rymowanki. Większość utworów powinna przejść przez autorską cenzurę. Skrócić można, i to o kilka ładnych wersów. A rymy odrzucić. W ten sposób porzucilibyśmy dziecinne powiązania idiomatyczne.
Tak naprawdę brakuje w „Wierszach i wierszykach” wielu rzeczy. Jedną z tych spraw jest brak autorskich porównań. Każdy poeta stara się w wierszach dać porównania. To jest oczywiste, normalne. Rozbudowane opisy dwóch lub więcej zjawisk dają moc wrażeń wyobrazni. Powiem tyle: niektóre porównania z innych tomików poezji śnią mi się po nocach. A tu – nic. Pustka. Żadnej poezji w tomiku poezji. Właśnie dlatego omijam to określenie w tym artykule.
Tak szczerze mówiąc nie mam nic już do dodania. Ale jest taka umowa między mną a portalem Szkukater który to przysłał mi niniejszą książeczkę, iż recenzja powinna mieć co najmniej pięćset słów. A jeszcze do tej magicznej cyfry kilka słów zostało. Zatem zostawiam Czytelnika z niedosytem. Tak jak ja zostałem z niedosytem gdy odkładałem „Wiersze i wierszyki” I.P. Writtera. I to jest powiedziane łagodnie.