W rozdziale pierwszym „Wichrowych Wzgórz” Emily Bronte tak naprawdę przedstawia koniec losów bohaterki powieści, Katarzyny. Do wiejskiego domu o poetyckiej nazwie ( czyż nie?) Wichrowe Wzgórza, przybywa pan Lockwood. Jest to nowy dzierżawca Drozdowego Gniazda, którego właścicielem jest Heathcliff. On sam mieszka w Wichrowych Wzgórzach, a jest nader dziwnym i niepokojąco zachowującym się człowiekiem. Pozostali mieszkańcy Wichrowych Wzgórz również wydają się – mówiąc delikatnie – dziwni. Oto pani domu jest nastolatką - atrakcyjną, ale powściągliwą. Wydaje się nawet niegrzeczną kobietą. Jest również młody mężczyzna, który wydaje się być członkiem rodziny, chociaż ma maniery służącego – proszę zwrócić uwagę na słownictwo tego człowieka.
Przez zbieg okoliczności Lockwood zostaje w Drozdowym Gnieździe. Spotyka tam Ellen, służącą Heathcliffa. Opowiada ona gościowi dzieje rodziny Wichrowego Wzgórza. Jest to historia miłości a zarazem nienawiści – dzisiaj byśmy powiedzieli związku toksycznego.
Aby opowiedzieć losy Wichrowych Wzgórz musimy cofnąć się o trzydzieści lat. Posiadłość znajduje się w rękach rodziny Earnshow. Głową rodziny jest stary Earnshow - żonaty mężczyznaktóry ma dwoje dzieci, Hindleya i Cathy. Pewnego dnia pan Earnshow przywozi z Liverpoolu siedmioletniego chłopca, wyglądającego na Cygana. Nazwał go Heathcliff. Hindley znienawidził przybranego członka rodziny, Cathy pokochała całym sercem.
Hindley jedzie na studia, wraca jednak trzy lata później, na pogrzeb ojca. Zostaje nowym właścicielem Wichrowych Wzgórz, a Heathcliffa zaczął traktować jak służącego.
Tak długa przedmowa czyli streszczenie samego początku powieści jest po to, aby uzmysłowić potencjalnemu Czytelnikowi, że „Wichrowe Wzgórza” są powieścią złożoną, nietuzinkową. Po pierwsze jest dwoje narratorów, co nawet w powieściach nam współczesnych zdarza się bardzo rzadko. Pan Lockwood jest łącznikiem między służącą Ellen a czytelnikiem. To on wysłuchuje i – domniemywam – zapisuje jej opowieść o Wichrowych Wzgórzach. Nie komentuje wydarzeń czy komentuje? To zagadka dla uważnego Czytelnika.
Po drugie mamy w powieści inwersję czasową fabuły, co również jest niezbyt częstym zabiegiem w literaturze. Ja osobiście znam jedną taką powieść, powieść Josepha Conrada „Lord Jim”.
Po trzecie wątek miłosny, chociaż może wydawać się inaczej, nie jest najważniejszy. Jest nim wątek postawy życiowej Heatcliffa. To bunt przeciwko przyjętym wzorcom kulturowo-społecznym, samotność, skłócenie z otoczeniem, indywidualizm, okazywany na wszelkich możliwych płaszczyznach. Są to cechy bohatera bajronizmu. U Giaura, tytułowej postaci poematu George Gordona Byrona, możemy wyżej wymienione cechy zauważyć. Heatcliff jest bratem literackim Giaura.
W tym miejscu przyznam się do swojej ignorancji. Przeczytawszy dwie powieści Jane Austen ( ten sam okres literacki co Bronte) myślałem że i „Wichrowe Wzgórza” są napisane w podobnym duchu co „Duma i uprzedzenie” oraz „Perswazje”. Nic podobnego. Ta wstępna analiza, którą przedstawiłem powyżej już wykazuje że mamy do czynienia z powieścią nietuzinkową, niepodobną do żadnej innej. A porównywanie do twórczości Jane Austen jest jawnym nieporozumieniem.
Powieść „Wichrowe wzgórza” powinna stać na oddzielnej półce. Tak naprawdę ma ta półka nazwę. Powieść gotycka. Atmosfera powieści Bronte, szaleństwo jej bohaterów i antynomia tychże, pułapki, śmierć, klątwy i inne takiego rodzaju rzeczy, które odnajdziemy czytając „Wichrowe wzgórza” – wszystko to powoduje że znajdujemy się w świecie od dawna nieistniejącym, a tym samym o wiele ciekawym niż nam się na początku zdawało. Wszystkie „pozaziemskie” cząstki grają w powieści pierwszoplanową rolę. Mają do wykonania sporo pracy, jeśli można tak ująć. Między Heatcliffem a resztą bohaterów powieści rozgrywa się niebezpieczna gra. Niestety Cathy jest tą grą zafascynowana i jednocześnie ta gra pochłania ją. Aż do nagiej kości. Kto czytał powieść, zapewne zrozumie aluzję. A kto nie czytał – zapraszam do lektury.
„Wichrowe Wzgórza” to przejmująca powieść o miłości, pożądaniu i odrzuceniu. Szlachetne uczucie Heathcliffa przeradza się pod wpływem doznanych upokorzeń w potężną nienawiść, która zmierza do zniszczenia wszystkiego, co należało do Earnshawów i Lintonów. Paradoksalnie powstrzymuje go przed tym miłość, która rodzi się między Haretonem i Katarzyną.
Zauważyłem że pisząc recenzję zaczynam jednak bardziej omawiać powieść Bronte. Zatem od tego akapitu postaram się wyrazić swój pogląd na temat powieści. Czytałem „Wichrowe wzgórza” w nowym tłumaczeniu, Piotra Grzesika. Jest to bardzo dobre tłumaczenie, wydaje mi się że uwspółcześnione. Uwspółcześnione to oznacza – tłumacz używa współczesnych nam środków stylistycznych, aby przekazać atmosferę dziewiętnastowiecznej powieści grozy. Ma się rozumieć że nie było to łatwe, choć – jak przyznaje sam Grzesik, wielce przyjemne. Dla Grzesika tłumaczenie „Wichrowych Wzgórz” stanowiło misję. Takiego niebanalnego słowa użył tłumacz w eseju zamieszczonym pod koniec książka.
Moim zdaniem ta misja udała się panu Piotrowi. Powieść Emily Bronte w jego tłumaczeniu przemówiła do mnie. Jakby tu powiedzieć – czytając ją byłem jednocześnie na polach wrzosowych dziewiętnastowiecznej Anglii i na obrzeżach słownika języka polskiego wydanego w dwudziestym pierwszym wieku. To wynika z języka który proponuje Grzesik.
I tu ciekawostka. Przesłuchałem audio z nagraniem „Wichrowych wzgórz” w wcześniejszym tłumaczeniu ( albo Janiny Sułkowskiej, albo Hanny Pasierskiej, nie jestem pewien) i w znakomitej interpretacji Zbigniewa Zapasiewicza. Ta wersja jest jakby zbyt słodka, nie ma w niej tyle zła, które ujawnia tłumaczenie Grzesika. Nie ma tego napięcia między bohaterami, nie ma takiej ekscytacji, jak w najnowszym wydaniu. Opisy również nie są zbyt ciekawe. Być może tłumaczka ( ktokolwiek by nią był) niezbyt wiernie tłumaczyła tekst oryginału. A w niektórych miejscach użyła kalek językowych, czego Grzesik wystrzega się, proponując swoje, oryginalne rozwiązania.
Jak narkotyczny sen objawiają się „Wichrowe wzgórza” w tłumaczeniu Piotra Grzesika. Bardzo polecam. Nie jest to powieść z myszką. To jest powieść bardzo współczesna. Właśnie dzięki tłumaczowi.