„Pocałunki wampira. Początek” Ellen Schreiber to cienka lektura, bo zawierająca zaledwie dwieście szesnaście stron. Jednak ze względu na bardzo dobrą treść i tytuł jestem skłonna wytłumaczyć to rzeczonym „początkiem”. Miejmy nadzieję, że w kolejnych tomach pani Schreiber ofiaruje nam więcej fabuły. Sięgając po nią i widząc okładkę – jeszcze przed przeczytaniem opisu i pierwszych kartek – pomyślałam „Gotka”. I Raven Madison mi świadkiem, że trafiłam w dziesiątkę. Są Goci, legendy o wampirach, małe miasteczko, nawiedzona rezydencja… Co jeszcze kryją „Pocałunki wampira. Początek” ?
Małe pole akcji zwane Grajdołem zmienia swą objętość diametralnie, gdy wkraczamy do dworu. Tam dom jest ogromny, pełen tajemnic i to w nim buzuje akcja. Jest także opuszczony cmentarz. Owszem, wciąż chowani są tam ludzie, lecz dzieciaki z liceum omijają to miejsce jak jakieś fatum. Pomyślicie, ze to oczywiste – omijać miejsca, gdzie straszy. Co w takim razie można pomyśleć sobie o głównej bohaterce, Raven, która hasa wśród nagrobków i włamuje się do posiadłości na wzgórzu marząc, aby zostać wampirem? Ja pomyślałam, że ma wspaniałe poczucie humoru, cięty język i osobliwe pomysły. To dzięki niej coś się dzieje, szczególnie że w pierwszej osobie opowiada nam o wydarzeniach. Jej przebranie na Halloween doprowadziło mnie do głośnego śmiechu, a wyrolowanie szkolnego bożyszcza sprawiło, że stanęłam za nią murem. Wszędzie przydałaby się taka panna Madison, której nie obchodzi, co ludzie powiedzą. Ważne, co ona sądzi.
Dziewczyna wiedzie względne normalne życie Gotki, przyjaźniąc się z Becką, przezywając młodszego brata Małym Nudziarzem (w rzeczywistości Billym) i przyprawiając dyrekcję szkoły oraz swoich rodziców o palpitację serca. W przenośni, oczywiście. Co nie znaczy, że nie byli zmuszeni do kupowania kropli Nervosol. Tylko jak bardzo mogą zmienić się czyjś „starsi” będący kiedyś hipisami? Zamienić dzwony na rakiety do tenisa, długie włosy na żel? Cóż, Raven nie zamierza pójść w ich ślady i łatwo dać się zmienić. Uwielbia „Drakulę” Brama Stokera i używa czarnej szminki. Mało kto ją akceptuje, przezywają ją szkolną pokraką. Pewnego dnia w Grajdole pojawia się tajemniczy Alexander Sterling o wspaniałym, mrocznym, rozmarzonym, samotnym spojrzeniu. Czy Raven natrafiła na swoją bratnią duszę? Jak dojdzie do ich pierwszego spotkania? Co ukrywa mroczny siedemnastolatek? Czemu stoi w nocy na środku drogi? Główna bohaterka jest bardzo tego ciekawa. Jest w stanie bardzo się poświęcić dla tej sprawy. Przy okazji może stracić głowę i się zakochać.
Kobieta o krwistoczerwonych ustach i pięknej, może onyksowej, kolii przedstawiona na okładce intryguje i zwodzi. Treść książki jest równie fascynująca. Szkoda tylko, że tak szybko się kończy. Chciałoby się więcej. Brakowało mi też szczegółowych, bardziej czy mniej, opisów otoczenia, pokoi… Osobiście lubię wszystko przedstawić w swojej wyobraźni z detalami. Może niektórzy uznają to za zbędną rzecz, ale dla mnie to istotna sprawa, która umknęła pani Schreiber. Słownictwo nie jest górnolotne, co sprawia, że ta lektura jest bardziej przystępna i trafi do szerszej rzeszy czytelników. Niemniej lubię czasem trafić na jakąś ambitną lekturę. Nie narzekam, bo miło było spędzić czas z tą książką i nie uważam go za zmarnowany.
Obecnie na rynku książkowym pełno jest książek typu paranormal romance, więc tematy powoli się wyczerpują. Autorzy chwytają się utartych motywów, zmieniając szczegóły i miejsce akcji. Jeśli piszą o wampirach, to starają się ich wprowadzić do świata współczesnego, odbierając wstręt przed czosnkiem czy światłem słonecznym. Z kolei Ellen Schreiber zachowała „właściwości” wampira podobne to tych z „Drakuli”. W efekcie powstała powieść o paranormalnym zabarwieniu, z wątkiem miłosnym i wyjątkowymi bohaterami, borykającymi się z odrzuceniem i samotnością. Wgryź się w tę książkę, nim ona wgryzie się w Ciebie.