„Czerwona piramida” to dzieło Ricka Riordana, znanego wszystkim dzięki serii o Percym Jacksonie. Ciekawa byłam, w jaki tym razem sposób autor ożywi egipskich bogów i jakie będą tego konsekwencję. Okładka została wykonana w stylu tych z innych serii pisarza, dodatkiem mogą być świecące w ciemności hieroglify. Po przeczytaniu opisu miałam mieszane uczucia. Czy książka była warta przeczytania?
By stworzyć aurę realności, Rick Riordan umieszcza ostrzeżenie, w którym jest napisane, że to wszystko, cała ponad pięćset stronicowa książka, jest spisana z wysłanego mu nagrania. Cóż, ciekawy zabieg, podobnie jak umieszczanie w kwadratowych nawiasach przekomarzań bohaterów opowiadających tą historię. Narrację pierwszoosobową prowadzą dwie osoby, a zarazem głównie postacie – Carter i Sadie, każdy po dwa rozdziały. Dwunastoletnia dziewczyna mieszka z dziadkami, podczas gdy jej czternastoletni brat podróżuje z ojcem po świecie, pomagając egiptologowi w wykopaliskach. W dzień odwiedzin u córki Julius Kane zabiera swoje dzieci do Muzeum Brytyjskiego, gdzie... rozsadza kamień z Rosetty. Od tej chwili wszystko w życiu rodzeństwa się zmienia. Razem z wujkiem Amosem jadą do Nowego Jorku i dowiadują się, że egipscy bogowie istnieją naprawdę. Że to wszystko, cała mitologia, nie jest wymysłem ludzkim, ale rzeczywistością. Muszą uwolnić porwanego przez Seta ojca, w czym pomoże im bogini kotów Bastet, wojownicza Ziya oraz Anubis. Poznają po drodze wiele bóstw, od Horusa i Izydy, przez bogini skorpionów – mniej przyjazną od innych – po trochę zwariowanego Thota. Nie dosyć, że Set porwał ich Juliusa Kane'a i chce zniszczyć świat, to stowarzyszenie magów stara się dopaść Cartera i Sadie. Wszystko dzieje się tak szybko, że rodzeństwo nie ma czasu przystosować się do zaistniałej sytuacji, od razu są rzuceni na głęboką wodę i muszą walczyć o przetrwanie. Nie chcąc zdradzać więcej, dodam jeszcze, że zakończenie powieści jest dziwne i bardzo, ale to bardzo zaskakujące. Nie sądziłam, że sprawy przybiorą taki a nie inny obrót.
Bohaterowie są zróżnicowani, choć powieje czasem schematycznością. Jedynie jeden element oddziela Cartera, Sadie i jeszcze jedną osobę, o której się na końcu dowiadujemy, od zwyczajności. Musiałabym zdradzić zbyt wiele fabuły, gdybym powiedziała, jaki to element. Mimo wszystko moją ulubioną postacią stała się Bastet, uśmiechałam się za każdym razem, kiedy pisano o niej. No i jeszcze Ziya – nie wiadomo było, czy jest postacią dobrą, czy złą, czarną czy białą; można ująć, że była w odcieniach szarości. Z jednej strony pomagała rodzeństwu, z drugiej starała się ich zabić. Ta bohaterka jest plusem, bo lubię, kiedy nie wiadomo, po której stronie się stoi. Z kolei miejsc akcji było wiele, od Londynu i Egiptu, po Nowy Jork i Phoenix. Carter i Sadie podróżowali ciągle, starając się poznać sposób unicestwienia Seta. Po drodze spotykało ich wiele przygód, niebezpiecznych i groźnych.
Jechaliście kiedyś na rollercoasterze? Ja nie, ale słyszałam relację z takiej przejażdżki i mogę powiedzieć, że czytanie owej pozycji przynosi tyle samo wrażeń. Akcja nie jest co prawda wprowadzona na samym początku, w pierwszych rozdziałach poznajemy historię rodzeństwa Kane. Podobała mi się realność postaci i humor, mnóstwo humoru. Gdy wujek Amos zabronił im wchodzenia do biblioteki, co zrobili? Oczywiście weszli do biblioteki. Przedstawienie bogów też wywarło na mnie duże wrażenie – wszyscy są w miarę ludzcy, pokazani może trochę stereotypowo. Nut z gwiazdozbiorami na całym ciele, zmieniająca się w kotkę i zachowująca się kocio Bastet, naukowy geniusz Thot i wiele innych.
Cała książka pisana jest nadzwyczaj lekko, językiem prostym, młodzieżowym, ale przecież jest to relacja Cartera i Sadie, a gdyby zaczęli mówić jak dorośli, używać wielu porównań i epitetów, to wszystko byłoby nienaturalne. Wszystko jednak opisane jest szczegółowo i dokładnie, a wydarzenia trwają tylko kilka dni, bo tyle mają czasu, by unicestwić Seta. Dobrze, nie wdrażajmy się już za bardzo w fabułę, bo element zaskoczenia jest najważniejszy. Dzięki tej pozycji dowiedziałam się naprawdę wiele o egipskiej mitologii w sposób bezbolesny i było to lepsze od nauki i wyuczania się na pamięć imion bóstw. Nie wiedziałam wielu rzeczy, poznałam wreszcie, czym było pióro prawdy, co to jest Duat i kim jest Apopis. Wszystko było przyprószone humorem.
Mówiąc krótko, owa książka do ambitnej literatury nie należy, ale zasługuje na miano jednej z tych lepszych. Polecam szczególnie tym, którzy chcą poznać Egipt i jego mitologię bez uczenia się. Z każdą stroną chciałam więcej, czytałam coraz szybciej, chcąc dowiedzieć się, co będzie dalej. Niewiele jest tak bardzo wciągających książek, aczkolwiek spotykałam lepsze. Prawdę mówiąc, ta powieść przeznaczona jest dla młodzieży i nie polecałabym jej osobom w innym wieku. Ale cóż, są gusty i guściki.
(recenzja obublikowana również na ksiazkoholiczka-nadeine.blogspot.com}