Nigdy jeszcze nie czytałam żadnej książki autorstwa Roberta Muchamore'a – ani bestsellerowej serii „Cherub”, ani „Agentów Hendersona” – do teraz. „Uciekinierzy” zachwycili mnie wspaniałą, pomysłową okładką i bardzo tajemniczym opisem, który praktycznie nic nie zdradzał. Po przeczytaniu tej pozycji wiem jedno – uwielbiam Muchamore'a i chcę poznać więcej jego twórczości.
Czasy II wojny światowej, Francja. Marc to francuski sierota, mieszkający w miejscowym sierocińcu, gdzie dyrektor jest istnym tyranem. Dopiero kiedy decyduje się uciec, czuje, że żyje, czuje wolność. Dość chłosty, bicia, wyczerpującej pracy... Zatrzymuje się w opuszczonym na pierwszy rzut oka domu, a tam po kilku niekoniecznie miłych przygodach poznaje Charlesa Hendersona, brytyjskiego agenta specjalnego. To dopiero początek walki z Hitlerem. Tymczasem Brytyjczyk musi ocalić dwójkę dzieci, mających ważne dokumenty – które chcą zdobyć także Niemcy.
Paul i Rosie stracili ojca, ale według jego ostatnich słów wzięli ważne teczki i postanowili znaleźć za wszelką cenę Hendersona, któremu mieli przekazać dokumenty, a on miał pomóc im dostać się do Anglii. Jednak dotarcie do agenta nie jest łatwe, a samotna wędrówka rodzeństwa może przynieść im wiele niebezpieczeństw. Niemcy dowiedzieli się, że posiadają plany miniradiostacji i zaczęli na nich „polować”. Charles Henderson będzie musiał ich odnaleźć przed nimi, ale nie poradzi sobie bez Marca. On będzie odgrywać dużą rolę w tej historii.
Rzecz jasna, oficjalnie nieletni szpiedzy nie istnieją.
„Uciekinierzy” to swoiste wprowadzenie do historii agentów Hendersona. Samego Charlesa Hendersona poznałam dopiero w połowie książki, a i wtedy nie wpadł jeszcze na pomysł nieletnich agentów. Mimo to akcja wciąż mknęła – wybuchy, bombardowania, rozstrzeliwanie... Ot, okrutne uroki wojny. Choć książka była moim zdaniem za krótka – zdecydowanie za krótka – i czytało się ją w zastraszającym tempie, to nie narzekam. Druga część już na mnie czeka i wkrótce poznam dalsze losy rodzeństwa Clarke, Marca i Hendersona.
To było jak oglądanie filmu w głowie. Widziałam walące się budynki, wybuchy, słyszałam okrzyki przerażenia i nawet czułam unoszący się wszędzie pył, drażniący oczy. Naprawdę dziwnie się czułam, czytając o tylu zabójstwach – nawet jeśli zabity został wróg. Hendersona polubiłam. Miły agent specjalny mający bardzo ciekawe metody – szczególnie kiedy próbował połączyć się telefonicznie z rodzeństwem Clarke. Marc też zdobył moją sympatię, ale dopiero z czasem – na początku raczej nie spodobało mi się włamywanie do cudzego domu, ale bądź co bądź, była wojna. Rosie i Paul z kolei byli bardzo weseli. Chłopak uwielbiał rysować i szkicować, czym u mnie zapunktował.
Reasumując, „Uciekinierzy” to lekki i przyjemny wstęp do historii II wojny światowej. To bezbolesna nauka i poznanie tamtych czasów bliżej. Naprawdę szybko przeczytałam tę książkę, w tempie ekspresowym. Opowieść o Marcu, Rosie i Paulu była bardzo ciekawa i zakończyła się w takim momencie, że natychmiastowo będę musiała wziąć się za kontynuację - „Dzień orła”. Robert Muchamore zobrazował walką o Francję i czasy wojny realistycznie – czasem nawet zbyt prawdziwie, ale to tylko nadawało książce specyficzny klimat. Ciągłe bombardowania, rozstrzeliwanie i walka o Francję – wszystko było przerażające. Ale Francuzi się nie poddają. Jednak do czasu. Nie zdradzę więcej z fabuły, zakończenie wojny znacie z historii przecież. Ale nie znacie losów Marka, Rosie i Paula ani Charlesa Hendersona. Nieletni agenci mogą zrobić naprawdę wiele w tej wojnie. Może pomogą nawet pokrzyżować plany Hitlerowi.
Myślę, że książka spodoba się głównie czytelnikom interesującym się historią, w szczególności II wojną światową. Osoby lubiące szybką akcję, tajnych agentów i dużo rozlewu krwi także nie powinni być zawiedzeni twórczością Roberta Muchamore'a. To naprawdę wciągająca książka, pełna okrucieństwa wojny. „Uciekinierzy” zasługują na ogromne polecenie, tak więc wszyscy, którzy mają możliwość jej przeczytania, powinni to zrobić. Jak najszybciej.