Powieść Elin Hilderbrand "I nadejdzie lato" przypomniała mi dlaczego tak bardzo lubię sięgać po książki tej właśnie amerykańskiej autorki...
Rozpoczynając lekturę po raz kolejny przeniosłam się na urokliwą wyspę Nantucket położoną na Atlantyku w odległości 50 km od wybrzeży Massachusetts i razem z bohaterką powieści Mallory Blessing spędziłam tam niesamowite chwile. Bo nikt tak jak Elin Hilderbrand nie potrafi oddać piękna i wyjątkowości tego małego skrawka Stanów Zjednoczonych. Mimo, że nigdy nie byłam w tamtych okolicach, to mam wrażenie, jakbym znała Nantucket od zawsze, a przynajmniej od 2013 roku, kiedy rozpoczęła się moja przygoda z książkami autorki. Elin Hilderbrand pisze o tym miejscu z miłością, pasją i zaangażowaniem, tam też umieszcza akcję każdej swojej powieści i tam zaprasza czytelników, by tak jak ona, stopniowo zakochiwali się w tym niesamowitym zakątku.
Fabuła powieści nawiązuje do sztuki Bernarda Slade'a "Za rok o tej samej porze", na podstawie której powstał później film fabularny. Ale wracając do książki... Główna bohaterka powieści Mallory Blessing dziedziczy po swojej ciotce Grecie dom przy plaży na wyspie Nantucket. Przenosi się tutaj z Nowego Jorku i tu właśnie pragnie się urządzić. Wkrótce potem Mallory pomaga zorganizować bratu Cooperowi wieczór kawalerski w swoim nowym domu. I tak dziewczyna poznaje bliżej Jake'a McClouda - najlepszego przyjaciela swojego brata. Chłopak staje się jej bliski, oboje nadają na tych samych falach i wspólnie spędzony czas sprawia, że między Mallory i Jake' em rodzi się płomienne uczucie. Ten jeden długi wrześniowy weekend Święta Pracy staje się dla nich wyjątkowy. Jest początkiem pięknej miłości i kultywowania dość ryzykownej corocznej tradycji. Ma być ona hołdem dla związku tych dwojga, którzy na przekór wszystkiemu i pomimo wszystko przez 28 lat spotykają się w domu Mallory na wyspie Nantucket by spędzić ze sobą ten jeden, jedyny weekend.
Historia opisana w powieści jest przepiękna, wzruszająca i skłaniająca do przemyśleń. Autorka skupiła się przede wszystkim na złożoności ludzkich losów, konsekwencjach podejmowanych decyzji oraz determinacji w dotrzymaniu złożonej obietnicy. Związek Mallory i Jake'a z jednej strony nosi znamiona zakazanej namiętności, romansu i zdrady, a z drugiej jest czymś pięknym, wzruszającym i prawdziwym. Uczucie to nosi znamiona miłości romantycznej, która zawsze wiązała się z bólem i cierpieniem. Możemy obserwować jak dojrzewa relacja łącząca bohaterów, zmienia się i umacnia z biegiem lat. Ich miłość nie słabnie, nie poddaje się presji czasu, czy zwyczajnej codzienności. Ona trwa pomimo wszystko, jest jeszcze piekniejsza i bardziej doskonała, choć wciąż zakazana. Bohaterowie przeżywają wzloty i upadki, jest radość i szczęście, ale też ból i cierpienie. Są narodziny, ale i śmierć. Gdzieś w tle możemy obserwować przemiany społeczne zachodzące na przestrzeni lat, jesteśmy świadkami zmian pokoleniowych i dowiadujemy się co nieco o kulisach rozwijania kariery politycznej. To wszystko stanowi bardzo interesujący kontekst dla zakazanej namiętności trwającej przez 28 lat.
Daleka jestem od oceniania postawy bohaterów, tym bardziej, że koleje ich losów wykraczają daleko poza przeciętność. Każde z nich ma swoje racje, jakieś priorytety i zobowiązania. Jednak wraz z nadejściem września wszystko schodzi na dalszy plan, bo to jest po prostu czas na miłość. Dla mnie liczą się tu przede wszystkim uczucia i emocje, którym, szczególnie w zakończeniu, trudno sprostać.
Podobnie jak sama fabuła, tak i budowa powieści odbiega od utartych schematów. 28 lat wspólnej historii okrytej pilnie strzeżoną tajemnicą, 28 wyjątkowych spotkań na wyspie i 28 romantycznych weekendów, dających nadzieję na to, że lato znów nadejdzie. Każdy kolejny rok to odrębny rozdział opatrzony ciekawym wstępem zawierającym ważne wydarzenia z historii Ameryki właśnie z tego czasu. Bardzo spodobał mi się ten zabieg, gdyż fantastycznie dopełnia opisywane wydarzenia.
Autorka poświęciła w tej powieści sporo miejsca na wątki kulturowe, zastosowała liczne nawiązania do literatury, filmu, czy muzyki. To wszystko sprawia, że mamy ochotę sięgnąć po nieznane nam dotąd tytuły, lub odświeżyć sobie te już znajome. Przyznaję, że wydało mi się to bardzo intrygujące.
"I nadejdzie lato" to obok powieści "Piasek w butach" chyba najlepsza książka Elin Hilderbrand, jaką miałam przyjemność przeczytać. Jestem oczarowana zarówno pomysłem, jak i wykonaniem. Klimat jaki autorka stworzyła w tej historii sprawia, że czyta się ją jednym tchem. Moim zdaniem jest to idealna opowieść na pierwsze spotkanie z autorką, choć oczywiście stali czytelnicy też na pewno docenią jej wartość.