"W małym kinie
nikt już nie gra dzisiaj na pianinie.
Nie ma już seansów w małym kinie.
W małym niemym kinie 'Ptit Tria-non'.
Nic tak nie przypomina
dawnych odległych chwil
jak muzyczka z niemego kina
rzewna jak stary film". [1]
Któż z nas choć raz nie słyszał tej nostalgicznej piosenki wykonywanej przez Mieczysława Fogga? Jej melodia obecna była w czołówce programu telewizyjnego "W starym kinie", którego twórcą był autor recenzowanej przeze mnie książki. Nic więc dziwnego, że podczas czytania to właśnie ją miałam ciągle w myślach.
Stanisław Janicki (urodzony w 1933 r. w Czechowicach-Dziedzicach) jest absolwentem Wydziału Dziennikarstwa (specjalizacja filmowa) Uniwersytetu Warszawskiego, historykiem kina, krytykiem filmowym, dziennikarzem, pisarzem i scenarzystą. W przeszłości pracował dla takich czasopism jak "Żołnierz Wolności", "Film", "Kino:. W latach 1967-1999 był autorem i prowadzącym wspomnianego przeze mnie programu "W starym kinie". Ma na swoim koncie także audycje radiowe pt. "Odeon Stanisława Janickiego" nadawane w radiu RMF Classic oraz program "W iluzjonie" emitowany na kanale Kino Polska. Jest twórcą filmów dokumentalnych, m.in. takich jak "Cienie czasu", "Ach, ta chata rozśpiewana" czy "Za winy niepopełnione - Eugeniusz Bodo". Napisał sześć książek: "Polscy twórcy filmowi", "Film polski od A do Z", "Film japoński", "Film polski wczoraj i dziś", "W starym polskim kinie", "Polskie filmy fabularne 1902-1988".
Zafascynowany przedwojennymi filmami autor pisze o nich z sentymentem, szacunkiem i pasją, ale nie bez krytyki i wskazywania ich słabych punktów, których było sporo. Nie boi się wielu scenariuszy nazywać sztampowymi czy zwrócić uwagę na ciężkie warunki, w jakich często pracowali reżyserzy i aktorzy.
Z początkowych stron książki możemy dowiedzieć się trochę o pionierach sztuki filmowej. Większość z nas, jak sądzę, słyszała o braciach Lumière, jednak o Polakach odnoszących w tej dziedzinie pierwsze sukcesy już niekoniecznie. Janicki przywołuje nazwiska takie jak Piotr Lebiedziński, Kazimierz Prószyński Jan Skarbek-Malczewski czy Aleksander Hertz (uważany za ojca polskiej kinematografii). Pisze też o pierwszym polskim filmie fabularnym, nakręconym w 1908 r. obrazie pt. "Antoś po raz pierwszy w Warszawie" z Antonim Fertnerem w roli głównej. Podczas jego realizacji ekipę prześladował pech, jednak w końcu trafił on do kin. W dobie kina niemego najpopularniejsze były komedie (do których zalicza się wspomniany wyżej film) oraz melodramaty. Coraz chętniej podejmowano też próby adaptacji znanych powieści napisanych m.in. przez Żeromskiego, Orzeszkową czy Sienkiewicza. Autor wspomina też o jednej z pierwszych gwiazd polskiego (i nie tylko) ekranu - Poli Negri. Ogromną popularność zdobył też wówczas film "Trędowata" (ze Smosarską i Mierzejewskim) na podstawie powieści Heleny Mniszkówny. Jak to często bywa, obraz był uwielbiany przez publiczność, a krytykowany przez niektórych przedstawicieli życia kulturalnego.
Sporo miejsca autor poświęca kulisom powstawania filmu. To, czy nakręcenie danego obrazu dojdzie w ogóle do skutku, zależało przede wszystkim od producentów, którzy dysponowali pieniędzmi potrzebnymi do jego realizacji. Często mieli oni różne życzenia i zachcianki, od których spełnienia zależała ich zgoda na podjęcie się sponsorowania. Czy wiecie, że bardzo znana scena z filmu "Piętro wyżej", w której Eugeniusz Bodo przebrany jest za kobietę, też była efektem kompromisu z producentem? To on zażyczył sobie, by w sponsorowanym przez niego filmie można było zobaczyć mężczyznę w kobiecym ubraniu. Po zdobyciu funduszy przystępowano do realizacji. Janicki cytuje wspomnienia wielu międzywojennych aktorów, w których niektórzy z nich wprost przyznają, że w filmach grali głównie dla zdobycia pieniędzy. Warunki, w których przyszło im pracować, często były prymitywne. Miejscem, w którym czuli się bliżej sztuki był teatr. Producentom filmowym zależało na jak najszybszym nakręceniu scen, bo koszty, głównie te związane z wynajem i obsługą atelier, rosły z dnia na dzień. Czasem jednak jakaś scena, choć w filmie bardzo krótka, w rzeczywistości nagrywana była, wydawać by się mogło, prawie wieczność. Jeśli jesteście miłośnikami przedwojennego kina, znacie pewnie fragment filmu, o którym wypowiadała się niegdyś Tola Mańkiewiczówna: "Na przykład scena walca śpiewanego i tańczonego z Żabczyńskim w filmie <>. Scena trwała niecałe pięć minut, a nagrywana była bez przerwy trzydzieści dwie godziny. Chodziło o <> dekoracji, a przecież do każdego ujęcia konieczne jest przemieszczanie światła i przesuwanie mikrofonów za tańczącymi". [2]
Janicki podaje też cechy charakterystyczne i punkty wspólne przedwojennych melodramatów. Robi to na przykładach kilkunastu tytułów, m.in. takich jak: "Trędowata" (sfilmowany dwukrotnie), "Ordynat Michorowski", "Gehenna", "Szlakiem hańby", "Wyrok życia", "Zabawka", "Moi rodzice rozwodzą się", "Czarna perła", "Skłamałam:. Następnie przywołuje słowa znanych i popularnych piosenek i w zabawny sposób je komentuje. Przy tej okazji wspomina też o takich osobistościach jak Henryk Wars, Ludwik Starski czy Konrad Tom. Na kolejnych stronach pisze o komediach, których wiele powstawało szczególnie w latach kryzysu. W ten sposób chciano rozweselić ludzi i oderwać ich na chwilę od szarej rzeczywistości. Co ciekawe, nie wszystkim widzom takie rozwiązania odpowiadały. Z cytowanych listów do prasy możemy dowiedzieć się, że wielu z nich oczekiwało tego, by powstawały filmy bliższe ich codziennemu życiu, poruszające problem biedy i bezrobocia. Podobnie jak w przypadku melodramatów, tak i tutaj Janicki podaje najbardziej charakterystyczne elementy filmów komediowych. Mamy więc przede wszystkim humor słowny, sytuacyjny, sceny, które mogłyby funkcjonować jako oddzielne skecze i oczywiście wprost uwielbiane przez ówczesnych twórców tzw. przebieranki (kobieta udaje mężczyznę, mężczyzna kobietę, biedny bogatego, bogaty biednego, dorosła dziewczyna dziecko itp.).
Osobne rozdziały autor poświęca Jadwidze Smosarskiej, Eugeniuszowi Bodo i Mieczysławie Ćwiklińskiej. Ich sylwetki przybliżają nam fragmenty wywiadów i wspomnień ludzi, którym dane było ich spotkać. Na końcu książki Janicki cytuje plotki, wywiady, listy itp., które ukazywały się w ówczesnej prasie.
Pan Stanisław pisze w sposób bardzo zajmujący, nie monotonny. Nie brak w książce dowcipu, ale też trzeźwego osądu ówczesnego kina, którego Janicki jest prawdziwym znawcą. Bardzo spodobała mi się też okładka książki. Z przodu widnieje na niej Jadwiga Smosarska (zdjęcie pochodzi z filmu "Trędowata:), a z tyłu Pola Negri. Nie mogę zapomnieć oczywiście o kilku wkładkach z fotosami z filmów, plakatami, zdjęciami gwiazd filmowych oraz okładkami i fragmentami artykułów z czasopisma "Kino".
Książkę polecam miłośnikom polskiego kina i okresu międzywojennego.
Stanisław Janicki, "W starym polskim kinie", Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1985.
Przypisy:
1. Fragment piosenki W małym kinie z repertuaru Mieczysława Fogga
2. s. 65