„W jakiś paradoksalny sposób jesteśmy z Renatą do siebie podobne. Obie nie umiałyśmy postawić twardych warunków, podjąć decyzji. Tyle że ona nie potrafiła jej podjąć pomimo braku uczucia, a ja właśnie tym uczuciem miałam związane ręce” [1].
Kiedy tylko dowiedziałam się, że Joanna Sykat wyda wkrótce kolejną książkę, wiedziałam, że na pewno ją przeczytam. Nic dziwnego, w końcu jej poprzednia powieść pt. „Wszystko dla Ciebie” poruszyła moje najczulsze struny, a niejednokrotnie doprowadziła nawet do łez. Bardzo się ucieszyłam, że Autorka poleciła mnie, dzięki czemu jako jedna z nielicznych osób mogłam przeczytać książkę jeszcze przed jej premierą, która to początkowo była zapowiedziana na 26 listopada, ostatnio jednak została przesunięta na 10 grudnia.
Tym razem nie zwiodła mnie już kolorowa i bajkowa okładka. Byłam pewna, że Joanna Sykat ponownie zaserwuje czytelnikowi ciekawą, ale trudną historię, która będzie pretekstem do podzielenia się z nim swoimi przemyśleniami na temat związków, miłości, zdrady czy macierzyństwa. I oczywiście się nie zawiodłam!
Książka opowiada o dwóch kobietach, Nataszy i Renacie, które związały się z tym samym mężczyzną, Krzysztofem. A w zasadzie to one same o sobie opowiadają, ponieważ Joanna Sykat zastosowała narrację pierwszoosobową zarówno z perspektywy żony, jak i kochanki. Wszystko zaczyna się od tego, że na spotkaniu autorskim Nataszy, która w swojej najnowszej książce opisała swój związek z żonatym Krzysztofem, pojawia się Renata. Przynosi pisarce stary żółty zeszyt, w którym spisała całą historię z własnego punktu widzenia. Bo, jak się szybko okazało, prawie od początku wiedziała o podwójnym życiu swojego męża. I tak powoli poznajemy obecną sytuację Nataszy, jej wspomnienia oraz zapiski Renaty.
Powieść ta po raz kolejny pokazuje nam, że prawie nic nie jest w życiu czarne i białe. Z jednej strony mamy tu względnie udane małżeństwo z rozsądku, z drugiej - gorące zakazane uczucie. Mamy też ukazaną próbę utrzymania małżeństwa dla dobra dziecka i... samotne macierzyństwo. Czy można powiedzieć, że któraś z tych dwóch kobiet stoi na lepszej pozycji? Na to pytanie musimy poszukać odpowiedzi sami podczas lektury. W miarę czytania książki nasz stosunek do Nataszy, Renaty i oczywiście Krzysztofa będzie się zmieniał. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale muszę napisać, że zakończenie jest naprawdę zaskakujące i wcale nie w stylu „i żyli długo i szczęśliwie”. Jak to w życiu, które jest sztuką dokonywania wyborów. Bo w końcu zarówno żona, jak i kochanka, muszą tych wyborów dokonać.
Nieco więcej miejsca chciałabym poświęcić pewnemu dość drobnemu wątkowi, który jednak bardzo mnie poruszył. Nie będę zdradzać, o którą postać chodzi, wspomnę tylko, że mam na myśli wizytę Nataszy na cmentarzu i spacer pomiędzy grobami małych dzieci. Teraz mamy akurat listopad, większość z nas ma za sobą wizyty na grobach najbliższych, ja też. Na cmentarzu w mojej rodzinnej wsi jest jeden grobek, całkiem świeży zresztą, obok którego nigdy nie mogę przejść spokojnie. A tak naprawdę to każdy z nich kryje w sobie historię nieopisanej tragedii rodziców, którzy musieli zmierzyć się ze śmiercią dziecka. Wcześniej może aż tak emocjonalnie do tego nie podchodziłam, wszystko zmieniło się od chwili, w której sama zostałam matką zdrowej i ślicznej dziewczynki.
Wróćmy jednak do powieści. Kreacja bohaterów książki „Jesteś tylko mój” stoi na naprawdę wysokim poziomie, a powieść dopracowana jest w najdrobniejszym szczególe. Zarówno obie kobiety, jak i dzielący (czy łączący?) je mężczyzna to postaci z krwi i kości. Ukazując ich złożoną, trudną historię, Autorka - podobnie jak w przypadku poprzedniej powieści - uczy nas, że w życiu bardzo często nie da się postawić grubej kreski i podzielić wszystkiego na to, co dobre i to, co złe.
Z niecierpliwością czekam na papierową wersję książki, a w przyszłości oczywiście na kolejną powieść Joanny Sykat. A nim to się stanie, na pewno zapoznam się z pierwszym dziełem Autorki, zbiorem miniatur prozatorskich pt. „Biedronki są ważne”.
Przypisy:
1. Joanna Sykat, Jesteś tylko mój, s. 59