„Kołyski Rzeszy” autorstwa Jennifer Coburn to przede wszystkim historia kobiet, które przeżyły piekło na ziemi - zostały one brutalnie wykorzystane w programie Lebensbornu. Nie będę ukrywać, że nie jestem wielkim znawcą historii, jednak słyszałam co nieco o tym „genialnym” pomyśle wychowania czystej rasy, więc po części wiedziałam na, co się przygotować, jednak kiedy zobaczyłam tę książkę na żywo... wtedy zrozumiałam, że będzie to bardzo ciężka lektura. Zaczęłam czytać i wydarzyło się najgorsze - zaczęłam przeżywać ten tytuł całą sobą, przez co na przemian czułam strach, który powodował u mnie gęsią skórkę oraz smutek, przez który wylałam kilka łez. Tak mocnej emocjonalnie książki się po prostu nie spodziewałam.
Ośrodki reprodukcyjne instytucji Lebensborn faktycznie istniały w kilku krajach podczas II wojny światowej. Ich celem była „hodowla nordyckiej rasy nadludzi”. „Kołyski Rzeszy” to powieść, która przybliża czytelnikowi tę część historii XX wieku na przykładzie trzech kobiet, których losy skrzyżowały się właśnie w takim miejscu.
Gundi zaszła w ciążę jako młoda studentka. Do domu macierzyńskiego trafiła ze względu na swoją aryjską urodę. Kobieta skrzętnie ukrywa fakty o ojcu dziecka. Hilde Kramer to młoda uczennica, kochanka jednego z najbliższych współpracowników Himmlera. Do Lebensborn została odesłana po zajściu w ciążę. Próbuje wykorzystać swój status, powołując się na ojca dziecka. Irma Binz jest pielęgniarką po czterdziestce, która zgadza się przyjąć posadę w domu położniczym. Długo wierzy w ideę domów rozpłodowych, zaczyna jednak odkrywać straszną prawdę.
Nie wiem, co powinnam Wam teraz powiedzieć, o jakich wadach oraz zaletach wspomnieć. Ta historia pozbawiła mnie wszelkich uczuć. Nie spodziewałam się tak ciężkiej lektury. Coburn podjęła się bardzo trudnego tematu i udało jej się temu podołać. Przed rozpoczęciem czytania bałam się, że element fabularny popsuje moje wrażenia z lektury, jednak tak się nie stało. Ten element wręcz sprawił, że przeżyłam całą fabułę ze zdwojoną siłą.
Tak, znajdziecie tutaj fragmenty, które są lekko koloryzowane, jednak nie zabraknie tutaj również takich, które oparte zostały na prawdziwych wydarzeniach. Jennifer bardzo dogłębnie zanurzyła się w ten świat (o ile tak możemy nazwać to okrutne miejsce), co spowodowało, że w trakcie czytania trafiłam na kilka mocnych opisów, o których dość szybko nie zapomnę. Niektórzy sądzili, iż Lebensborn to dobre miejsce, jednak wchodząc głębiej do tego miejsca miałam coraz większą ochotę by od niego „uciec”. Po prostu nie potrafię uwierzyć, jak okrutny potrafi być człowiek, do jakich potworności jest on w stanie się posunąć w imię głupich ideologii.
„Kołyski Rzeszy” to jedna z tych książek, przez którą wiele razy będziecie toczyć walkę z własnym sumieniem oraz moralnością. Sama do tej pory nie potrafię określić, czy zachowanie poszczególnych bohaterek zasługuje na pochwałę, czy jednak potępienie.
Czy książkę polecam? Tak, uważam, że po ten tytuł powinna sięgnąć jak największa ilość czytelników. Ilość propagandy oraz manipulacji ludźmi w tej książce jest przerażająca. To, w jaki sposób zostały wykorzystywane kobiety oraz sposób ich traktowania jest po prostu straszny. Może i „Kołyski Rzeszy” nie gatunkowo nie został zakwalifikowany do gatunku thrillera, to jednak nie jeden raz spowodował we mnie ciarki.
„Trzy kobiety, naród uwiedziony przez szaleńca i nazistowski program, hodowlany mający na celu stworzenie rasy panów..."