Po przeczytaniu opisu powieści i dobrych opinii pomyślałam, że biorę do ręki coś na miarę filmowego dramatu "Sierpień w hrabstwie Osage" albo chociaż intrygującego "To tylko koniec świata". W obydwu filmach zjazd rodzinny obnaża wzajemne animozje, a pod słowną agresją skrywa się bezsilność, poczucie krzywdy, inne słabości. Obydwa filmy generują emocje, pokazują kruche ludzkie relacje, dają teatr słowa zamknięty na rodzinnej scenie i trzymają w napięciu. Tak mi się skojarzyło i zasiadłam do lektury z przekonaniem, że będzie podobnie. Podobny był temat. Wakacyjny weekend, który ma zacieśnić więzi rodzinne — zjawia się Ida, starsza siostra, singielka. Miła w założeniu wizyta okazuje się łańcuszkiem nieprzyjemnych emocji i — z perspektywy głównej bohaterki — krzywdzących ją zachowań i decyzji.
Powieść Marie Aubert "Dorośli" okazała się łatwą w odbiorze krótką książeczką, która pobieżnie traktuje poruszane problemy i daje spłycony rys psychologiczny. Przedstawia historię egocentrycznej Idy, która nie radzi sobie z kompleksami i frustracjami, która nie potrafi odnaleźć swojego miejsca w świecie, ani zaakceptować (docenić?) świata, jaki ją otacza. Świetnie, że Aubert postanowiła ukazać swoją bohaterkę na tle najbliższej rodziny, bo wszystko stało się czytelne i wyraźne, cieszył mnie tez powściągliwy norweski styl autorki.
Dlaczego więc historia wydała mi się mało interesująca?
Po pierwsze całą intrygę — z banalną i spokojną akcją — można określić w dwóch zdaniach, bo sto czterdzieści "szybkich" stron to dla tej historii zbyt mało, żeby bohaterowie zdołali zaserwować nam emocjonalną ucztę. Po drugie wewnętrzne rozterki Idy są przedstawione jednoznacznie i bez niedomówień. Aubert nie zostawia marginesu niepewności, Ida do końca pozostaje bohaterką irytującą, a cała historia nie zaskakuje, a finalnie wręcz rozczarowuje.
Niby widać jakieś animozje, a bohaterka-narratorka przedstawia swoje problemy, ale jest to forma skrótowej relacji wydarzeń, przyozdobionej migotliwymi refleksjami o "niezasłużonej" niesprawiedliwości losu. W opowieść o letnim weekendzie wplatają się projekcje niezadowolenia Idy ze swojego życia i obarczania innych za swoje błędy. Socjopatyczna egocentryczka nie radzi sobie ze swoimi kompleksami w obliczu szczęścia siostry. Zazdrość i poczucie niespełnienia generują usprawiedliwienie dla egoistycznych zachowań i braku poczucia winy. Zamykają w świecie wiecznych pretensji, zarzutów wobec innych i pielęgnowania swojego poczucia krzywdy...
Aubert chciała pokazać dramat niedojrzałej bohaterki, która chce żyć według własnych reguł, ale nie godzi się z konsekwencjami własnych działań; pragnie być niezależna w relacjach, ale prowadzi ją to do zagubienia i samotności. Autorka wybrała prosty i bezpośredni sposób na rozrysowanie tego wyraźnego, choć powierzchownego portretu sfrustrowanej czterdziestolatki. Przy czym nie sprostała własnym zamierzeniom. Bo nie ma thrillera psychologicznego, jest opowiadanie o nieszczęśliwej kobiecie. Dosłowne i pozbawione narracyjnego dystansu. Powieściowe płycizny nie pozwalają zanurzyć się w bólu, nie ukazują dylematów, wreszcie nie pozwalają na pełny obraz dramatu wewnętrznego Idy.