Toni, pięćdziesięcioczteroletni nauczyciel filozofii w liceum, który nie lubi uczyć, a hiszpański system szkolnictwa uważa za beznadziejny, postanawia, że dokładnie za rok popełni samobójstwo. Ten rok daje sobie, żeby w pełni przekonać siebie (i czytelnika), że to właśnie chce zrobić. W jakimś sensie wyjaśnia też powody swojej decyzji. Może też podświadomie czeka na jakieś zdarzenie, które mogłoby wpłynąć na zmianę jego postanowienia.
„Nie lubię życia. Może sobie być piękne, jak twierdzą niektórzy piosenkarze i poeci, ale ja go nie lubię. Dajcie spokój z tymi zachwytami nad zachodzącym słońcem, muzyką i tygrysimi prążkami. Do diabła z tą całą scenografią. Życie wydaje mi się podłym, źle obmyślonym i jeszcze gorzej wykonanym wynalazkiem. Chciałbym, żeby Bóg istniał, bo mógłbym wtedy zażądać od niego wyjaśnień. Wygarnąć mu prosto w twarz, kim jest – partaczem” [1].
Ponad siedemset stron relacji, dzień po dniu, o zwyczajnych, życiowych wydarzeniach, z dygresjami, dotyczącymi wspomnień z odległego dzieciństwa i dorastania. Równie problematycznego i beznadziejnego, jak i dzień dzisiejszy.
„Prawdę mówiąc już w dzieciństwie planowałem zostać w przyszłości ojcem, żeby bić swoje dzieci. Od najmłodszych lat to jako preferencyjną metodę wychowawczą. Później nie potrafiłem nawet podnieść głosu na Nikitę i dlatego nasz syn jest taki, jaki jest” [2].
Sfrustrowany, przygnębiony, rozczarowany, zawiedziony, często poirytowany Toni, nie jest jedyną taką postacią w opisywanym świecie. Właściwie wszyscy drugoplanowi bohaterowie Fernanda Arumburu są w jakiś sposób przegrani, beznadziejni; są ludźmi ze skazą – taką lub inną. Problematyczny syn Nikita, z którym Toni nie potrafi się dogadać i którego nie rozumie, Kulas, najlepszy przyjaciel, którego chyba nawet nie lubi, znienawidzony brat, Amalia, była żona, od której nie jest w stanie emocjonalnie się odciąć, toksyczni rodzice, a więc i wysoce problematyczne wychowanie, teściowie… To cały, albo prawie cały, świat Toniego. Poznając kolejne dni jego życia, przeżywając wraz z nim jego dorastanie, czytelnik zastanawia się, czemu Toni jeszcze nie palnął sobie w łeb i to znacznie wcześniej. Odpowiedź wydaje się prosta: suczka Pepa, którą Toni naprawdę kocha i którą się przejmuje. Zapewne bardziej niż umierającą matką.
Podczas lektury dość trudny był moment, w którym zrozumiałem, że to nie Toni jest jakimś wielkim pechowcem i nieudacznikiem, nie – Toni jest mniej więcej w porządku, jest normalny i przeciętny, to samo życie jest tak właśnie skonstruowane. To jest nie tyle powieść o Tonim, co właśnie o życiu. I pewien jestem, że każdy czytelnik po czterdziestce, znajdzie w książce jakiś element, może nawet więcej niż jeden, który dotyczy jego samego. W przekonaniu braci, że w dzieciństwie to ten drugi był przez rodziców faworyzowany, rozpoznałem coś dziwnie znajomego. Wynoszenie z domu różnych przedmiotów, porzucanie ich lub rozdawanie, jako forma rozstawania się, też wydaje mi się nieobce, bo pamiętam podobne zachowania konkretnej osoby z mojej rodziny.
Znakomity warsztat, „Kiedy ptaki powrócą” świetnie się czyta, w czym pomagają perełki specyficznego humoru autora. Dodatkowym atutem mogą być fragmenty trudnej historii Hiszpanii. Polecałbym wszystkim, którzy cenią dobrą literaturę i pisarstwo przez duże P. Nie polecałbym osobom z depresją.
---
[1] Fernando Aramburu, „Kiedy ptaki powrócą”, przekład Karolina Jaszecka, wyd. Sonia Draga, 2024, s. 13.
[2] Tamże, s. 15-16.