W każdym drzemie jakaś, najdrobniejsza nawet, nutka szaleństwa. Niestety im jest mniejsza, tym trudniej ją wydobyć na wierzch, ale nie jest to zadanie niemożliwe. Z marzeniami też nie jest łatwo, niby każdy je ma, ale mało kto robi coś, żeby pomóc im się zrealizować. Nic samo się nie dzieje, nie oszukujmy się – cuda nie istnieją. Piątka studentów pochodzących ze Świdnicy szczyci się znajomością tej prawdy. W związku z tym postanowili wziąć sprawy we własne ręce. Kiedy pada pomysł zakupu starego busa typu „hippisowski ogórek” i przejechania nim ze Śląska na Gibraltar i z powrotem, większość ludzi powie „gdzie tam, za daleko” lub „nie ma szans, to jest niewykonalne”, albo coś w tym guście. Przyjaciele Karola Lewandowskiego odpowiedzieli mu po prostu: „zróbmy to”. Jak postanowili, tak uczynili. Za grosze zdobyli odpowiedni wehikuł, odpicowali go, niczym ekipa Pimp My Ride z MTV, tak że mucha nie siada i pojechali na koniec Europy. „Busem przez świat” będąca zapisem dokonań chłopaków ze Świdnicy została podzielona na dwie części. W pierwszej możemy przeczytać o pomyśle podróży, genezie powstania nazwy projektu, poszukiwaniach odpowiedniego środka transportu i pozostałych przygotowaniach. Na końcu w czytelnej tabelce został zestawiony kosztorys tego etapu wyprawy. Druga część to już sama podróż i to tu zaczyna się zabawa. Nie można powiedzieć, żeby ekipa „Busem przez świat” narzekała na nudę. Co chwilę coś stawało im na drodze, to wysłużona skrzynia biegów odmawiała posłuszeństwa, to tropik namiotu ulatywał z wiatrem, to na drodze stawał im niedźwiedź, a jak nie niedźwiedź, to lekko ześwirowany Szwajcar polskiego pochodzenia. Czytając tę książkę nie jeden raz zastanawiałem się na ile wydarzenia w niej zawarte są prawdziwe. W końcu postanowiłem ślepo zawierzyć chłopakom, bo po co psuć sobie świetną zabawę. W dodatku akcja książki toczy się z taką swobodą i na takim luzie, że naprawdę ciężko się od niej oderwać; nie wiem czy to zasługa Karola Lewandowskiego, który wymieniony jest jako autor, czy Łukasza Orbitowskiego, który historię wyprawy na Gibraltar redagował. Nieważne, liczy się przecież efekt końcowy, a ten zachwyca. W ramach zakończenia ekipa szalonych podróżników była tak miła i podzieliła się pewnymi wskazówkami dla tych, którzy chcieliby pójść, a właściwie pojechać, ich śladem. Dodatkowo Wydawnictwo Sine Qua Non postanowiło do wydanej przez siebie pozycji dorzucić wkładkę z kolorowymi zdjęciami z podróży świdnickich wycieczkowiczów, co jeszcze bardzie potęguje złudzenie uczestniczenia w opisywanych wydarzeniach. „Busem przez świat” jest kapitalną lekturą na wakacje. Nie, nie dlatego, że jest długa i można przeciągać jej czytanie przez kilka miesięcy. Tak po prawdzie, jest zupełnie odwrotnie. „Busem…” można pochłonąć przy sprzyjających wiatrach w ciągu jednego dnia. No dobra, to dlaczego to taki ideał na wakacje? Ano, dlatego, że po przeczytaniu samemu chce się robić szalone rzeczy, podróżować, odkrywać i świetnie się bawić. Grupa studentów ze Świdnicy uczy, że marzenia są na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko po nie sięgnąć. Zazdroszczę chłopakom przygód i ich determinacji, jednocześnie trzymam kciuki za kolejne wyprawy. Może i ja bym się gdzieś wybrał? Hmm…