„(…) wszystko, co człowiek robi, a także to, czego nie robi, zostanie położone na szali, zdecyduje o tym, kim jesteś (…)”.
„Pająk” stanowi dziewiątą odsłonę cyklu z komisarzem Jonną Linną. Przed trzema laty Saga Bauer otrzymała tajemniczą pocztówkę, której nadawca informuje ją, że pistolet załadowany jest dziewięcioma białymi kulami, z czego jedna, ostatnia, przeznaczona jest dla Joony. I tylko Saga może go uratować. Ponieważ sprawa nie miała ciągu dalszego, uznano ją za okrutny żart. Jednak gdy na miejscu brutalnej zbrodni śledczy znajdują łuskę po białej kuli, sprawa pocztówki sprzed trzech lat wraca jak bumerang. Nieuchwytny sprawca komunikuje się z policją, dając im możliwość powstrzymania go przed kolejnym mordem. Saga i Joona podążają tropem zabójcy, jednak ten wyprzedza ich o kilka długości. Nad wszystkim unosi się złowrogi cień Jurka Waltera – zbrodniczego lejtmotywu całego cyklu z komisarzem Linną.
Powieść jest przesiąknięta klimatem charakterystycznym dla kryminałów ze Skandynawii. Wydarzenia poznajemy w czasie spokojnej narracji, ciekawość czytelnika rozbudzana jest stopniowo, powoli zagłębiamy się w opowiadaną historię, bez pośpiechu idziemy za bohaterami, śledząc akcję. Zawał serca związany z nagłymi zwrotami akcji raczej nam nie grozi, choć opisywane zdarzenia nie raz postawią nam włoski na karku. Ja, ilekroć czytam twórczość szwedzkiego duetu, odnoszę wrażenie, że stosowany przez nich styl pisarski powoduje, jakby ta cała opowiadana przez nich historia w ogóle nie miała znaczenia, mimo że jest najważniejsza w książce. Z jednej strony jest to dbałość o detale, zaznaczanie i podkreślanie wagi różnych okoliczności i drobnych zdarzeń, a z drugiej strony padają jakieś pozornie nic nieznaczące zdania o pogodzie czy bólu głowy. W dramatyczne sceny wplecione są zdania o bardzo przyziemnych sprawach, tak żeby czytelnik miał jasność, że bohaterowie są z krwi i kości, mają swoje bolączki, sprawy i sekrety, a to, co się dzieje, może się wydarzyć zawsze, wszędzie i każdemu. Nigdzie indziej nie spotkałam się z takim pisarskim modus operandi, ale być może to właśnie on jest odpowiedzialny za to, że powieść jest pełna mroku, oblepiająca atmosferą grozy. Bardzo plastyczne i sugestywne opisy tylko dopełniały tego obrazu. W tym tomie były może nieco przydługie i nużące, co szczególnie dawało mi się we znaki podczas czytania epickich scen ucieczek i pościgów. Wg mnie każda drobiazgowość ma jednak swoje granice, a właśnie w tych epizodach odnosiłam wrażenie, że te granice się zatracały. Książka nic by nie straciła, a może nawet zyskała, gdyby trochę skrócić te mordercze pościgi.
Na początku „Pająka” Kepler ostrzega, że w powieści wspomniane są wydarzenia, które rozegrały się w „Piaskunie” i „Łazarzu”, więc dla osób nieznających tych tomów, niewiedza co do niektórych epizodów może okazać się lekko drażniąca, mimo że jakieś nawiązanie do przeszłości pojawia się w dialogach między bohaterami lub w ich przemyśleniach czy wspomnieniach. Przyznam, że mnie czasami uwierała własna niepamięć i na szybko wertowałam poprzednie tomy w poszukiwaniu odpowiedzi, ale to i tak nie zawsze w zadowalającym stopniu odświeżało mi pamięć. Chodzi tu o postać Jurka Waltera i wydarzenia z nim związane. Walter w różnej formie pojawia się we wszystkich tomach cyklu i oddziałuje na całą historię, a szczególnie na komisarza Jonnę Linnę, który Jurka Waltera ma niemal wpisanego w życiorys. W zasadzie Joona i Jurek to mentalne naczynia połączone. Joona jest jakby naznaczony Walterem, co ma wpływ na jego mocno pokręconą osobowość i naznaczoną traumami psychikę.
„Muszę się zatrzymać przy każdej ofierze, przywołać strach, cierpienie i żałobę, którą po sobie zostawiają”.
Podsumowując: choć momentami męczyły mnie przydługie opisy i tym razem wyjątkowo drażniła mnie kreacja Sagi Bauer, „Pająk” wciąż spełnia kryteria doskonale napisanego kryminału wpasowującego się w skandynawskie realia i moje czytelnicze preferencje. Kepler to Kepler – marka sama w sobie.