Macie takie piosenki, która towarzyszą Wam przez całe życie za sprawą Waszych rodziców czy dziadków? Jeżeli o mnie chodzi to zdecydowanie mam ich kilka, a jedną z nich jest piosenka "Ogrodu serce" zespołu Daab (chociaż moja mama zawsze uparcie twierdzi, że tytuł tego utworu to "W malinowym chruśniaku"). Dlatego, gdy przeczytałam opis książki "W moim ogrodzie" autorstwa Marty Karaś, wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę po tę publikację, aby stwierdzić, czy wykorzystane słowa piosenki wpasowują się w klimat tej powieści.
Wiktoria jest młodą kobietą, która samotnie wychowuje swoją córeczkę Polę. Ojciec dziewczynki — Tomasz, nie był gotowy na to, by zostać ojcem, więc rozstał się z jej matką, gdy tylko dowiedział się, że Wiktoria jest w ciąży, pozostając dla Poli jedynie weekendowym tatą. Młoda mama bardzo przeżyła rozstanie z Tomaszem, łudząc się, że prędzej czy później na stałe wróci do ich życia. Czy jej marzenia będą miały szansę się spełnić?
Wiktoria stara się wieść w miarę normalne życie, w czym wspierają ją zarówno ukochana babcia, przyjaciółka Ania, jak i jej pracodawcy. W czasie, kiedy Pola przebywa w przedszkolu, dziewczyna pracuje w sklepie ogrodniczym, który stał się jej drugim domem. Gdy wydaje się, że w jej życiu wszystko zaczyna się układać, jak grom z jasnego nieba spada na nią wiadomość o śmierci bliskiej osoby, a jakiś czas później okazuje się, że jej ukochany sklep ma trafić w ręce nowego szefa. Syna dotychczasowych właścicieli – Igora.
Igor to architekt zieleni, który dotychczas wraz z żoną mieszkał i pracował w Warszawie. Jednak, gdy ich małżeńskie problemy doprowadziły do decyzji o rozwodzie, a jego ojciec poważnie zachorował, mężczyzna postanowił sprzedać swoją część firmy i wrócić w rodzinne strony, aby zająć się rodzinnym biznesem. Już pierwszego dnia pracy Igor zwątpił, czy w życiu czeka go jeszcze coś pozytywnego. Najpierw uczestniczył w stłuczce, przez co spóźnił się do pracy, a następnie okazało się, że sprawczynią drogowej kolizji jest jego pracownica. Czy zatem pierwsze, niefortunne spotkanie Igora i Wiktorii przekreśli szansę na ich owocną współpracę? Czy będą w stanie zostawić za sobą przeszłość i spojrzeć na przyszłość z nadzieją? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w najnowszej powieści Marty Karaś.
Muszę przyznać, że historia opisana w tej książce bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Uwielbiam publikacje, w których emocje grają pierwsze skrzypce. Autorka stworzyła historię, w której opisała normalne ludzkie problemy takie jak samotność, odrzucenie, obawa przed nowym początkiem czy strata kogoś bliskiego, przez co czytelnik ma wrażenie, że wydarzyła się ona w prawdziwym życiu. Główni bohaterowie są zagubieni, mają problem, żeby otworzyć się na nową miłość, ponieważ obawiają się zranienia i konsekwencji, jakie mogłyby powstać, gdyby jednak im się nie udało. Bardzo podobało mi się, że fabuła nie gnała do przodu niczym wagonik górskiej kolejki, pozwalając, by uczucia między Igorem a Wiktorią rodziły się bardzo powoli i rozkwitały niczym wiosenne pąki.
Byłam również zachwycona faktem, że autorka postanowiła wpleść w tę historię kilka scen z przeszłości głównych bohaterów, dzięki czemu czytelnik miał szansę zapoznać się z wydarzeniami z przeszłości, które miały istotny wpływ na zachowanie Igora i Wiktorii oraz zrozumieć, dlaczego oboje obawiają się skoku na głęboką wodę i wahają się przed rozwinięciem ich relacji.
Uważam również, że na uwagę zasługują postacie drugoplanowe, które są dla głównych bohaterów niczym latarnia morska dla statków pływających po morzach. Rodzice Igora czy Ania i Artur są nie tylko istotnym wsparciem zarówno dla Wiktorii, jak i Igora, ale także wielkimi kibicami ich relacji, którzy są z nimi na dobre i na złe, i wierzą w to, że ta dwójka w końcu będzie razem.
Myślę, że "W moim ogrodzie" to piękna historia, która zachwyci miłośników motywu slow burn oraz tych, którzy cenią sobie powieści, które można określić mianem życiowych. Jestem przekonana, że książka przypadnie Wam do gustu i na długo pozostanie w waszej pamięci.