„Postaraj się tylko – mówił sam do siebie Henry James podczas pracy nad tekstem – by czytelnika nie opuszczało ogólne, ale za to intensywne wrażenie kontaktu ze złem; jest to w końcu zadanie dla pisarza fascynujące. Reszty dokona sam czytelnik; sympatia (jaką będzie żywił dla dzieci) oraz przerażenie (obliczem ich rzekomych przyjaciół) pobudzą jego wyobraźnię, zaś własne doświadczenia podsuną mu mnóstwo szczegółów. Postaraj się, by czytelnik wyobraził sobie zło jako żywioł, któremu i on podlega – a sam uwolni cię od bezsilności szczegółu”. (Cyt. za: R. P. Blackmur, Przedmowy krytyczne Henry Jamesa, [w:] Nowa krytyka. Antologia, oprac. Z. Łapiński, Warszawa 1983, s. 179.)
Nie dajmy się zwieść pozorom.
„W kleszczach lęku” (1898) zaczyna się jak rasowa powieść gotycka. Boże Narodzenie w starym dworze, narrator w gronie znajomych słucha opowieści o duchach. Jeden spośród obecnych, Douglas, dysponuje manuskryptem zmarłej przyjaciółki...
Młodziutka córka pastora obejmuje stanowisko guwernantki dwojga uroczych dzieci, sierot mieszkającym w ponurym dworze na prowincji. Miles i Flora to wychowankowie idealni – grzeczni, kochający, pełni wdzięku i łatwi do prowadzania. Ale jest w nich coś niepokojącego, zwłaszcza, że bohaterka zaczyna widywać w ich otoczeniu dziwne postaci, które okazuję się zjawami poprzednich opiekunów. „Dziecko potęguje atmosferę grozy” – zwłaszcza, jeśli jest to dziecko opętane przez duchy złych ludzi, związanych za życia ze wszech miar nieodpowiednią relacją. A Quint i panna Jessel nie chcą po śmierci zakończyć swojego związku i utracić kontakt z dziećmi. Guwernantka podejmuje walkę z upiorami, nie wie jednak, że doprowadzi do tragedii...
Henry James (1843 – 1916) nie mówi wprost, o co chodzi. Czy w starym dworze w Bly są duchy? A może bohaterka ma halucynacje? Równie dobrze para niemoralnych kochanków może być personifikacją samego zła. Pani Grose identyfikuje upiory tylko na podstawie opisu – czy to wystarczy? Czytelnik ma samodzielnie ustosunkować się do poznawanej historii, nic nie zostanie mu podane. Musi rozstrzygnąć w sobie dylemat – czy narratorzy (a jest ich kilku) są wiarygodni? Postaci w obrębie świata przedstawionego łączą skomplikowane relacje emocjonalne, narracja jest silnie zsubiektywizowana. Douglas wierzy w opowieść guwernantki, ale czy na jego przekonanie nie wpływa przypadkiem uczucie, którym ją darzył? Pytania można mnożyć w nieskończoność...
Dlatego „W kleszczach lęku” zachwyci wszystkich, którzy lubią wieloznaczność i grę z tekstem. Powieść mimo ponad setki na karku, napisana została bardzo nowocześnie i, mimo daty wydania, nie powinna być kojarzona z pomysłami modernistów (chociaż spotkałam i symboliczne interpretacje); trudno też wiązać ją z nurtem literatury wiktoriańskiej, mimo, że pojawiają się do niej świadome odniesienia.
Zadaniem autora jest umiejętny szkic; odbiorcy wypełnienie go treścią. Interpretacje można mnożyć w nieskończoność, dlatego też powieść (dokładnie – dłuższe opowiadanie czy minipowieść – ulubiony gatunek pisarza) jest idealnym materiałem dla scenarzystów. Wielokrotnie przenoszona na ekran – w 1961 roku Jack Clayton nakręcił na jej podstawie „The Innocent” – teraz, kiedy powstaje kolejna ekranizacja, tym bardziej warto zapoznać się z książką.