Recenzja powstała dla grupy Fantastyka na luzie
Kiedy "Więcej upiornych opowieści po zmroku" trafiło w moje ręce, pierwszym co rzuciło mi się w oczy - i zachwyciło - była rewelacyjna szata graficzna. Przepiękne wydanie w twardej oprawie jest dopracowane z pieczołowitą precyzją i świetnie dobraną kolorystyką. Jednak najbardziej urzekły mnie mroczne i klimatyczne ilustracje autorstwa Stephena Gammella, którymi powieść jest wypełniona po brzegi.
"Więcej upiornych..." to króciutki, bo liczący ledwie ponad sto stron, zbiór opowiadań grozy, spisanych na podstawie miejskich wierzeń, legend i historyjek opowiadanych z pokolenia na pokolenie. Całą książkę spokojnie można pochłonąć na jeden wieczór, o ile nie w jedną lub dwie godziny. Trafimy tutaj na historie o zmarłych kroczących po naszym świecie, wampirach podkradających się pod okno, aby napić się naszej krwi czy szalonym rzeźniku sprzedającym niecodzienne smakołyki z... "wyjątkowym" nadzieniem.
Sięgając po zbiór opowieści nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Słyszałam o pierwszym tomie, który wywołał bardzo mieszane uczucia, ale osobiście nie miałam okazji go przeczytać. Może stąd właśnie wynika moje rozczarowanie?
Jak sugerował opis na okładce, spodziewałam się mrocznych, przerażających opowieści. Chciałam się bać i chciałam poczuć dreszczyk grozy na własnej skórze. Nic takiego jednak się nie stało. Żadna z przedstawionych historii nie była choć w niewielkim stopniu straszna, wywoływały co najwyżej lekkie uczucie niepokoju. Wstęp zakłada, że to opowiadania, które powinno czytać się w świetle dziennym, a opowiadać po zmroku, przy ognisku lub z latarką dłoni, aby nastraszyć słuchaczy. Nie jestem tylko pewna, w jakim wieku musiałaby być owa grupa słuchaczy, żeby takie historie wywarły na nich wrażenie.
Największym rozczarowaniem jest niezwykle ubogi warsztat literacki. Opowiadania są nad wyraz krótkie - czasem nawet jednostronicowe, więc o jakiejkolwiek fabule nawet nie można mówić. Zbiór jest napisany tak prosto, jak to tylko możliwe. Bez żadnych urozmaiceń, rozbudowanych akcji, barwnego stylu czy jakichkolwiek opisów. Same historyjki nie zawsze są logiczne, często nawet urwane w połowie, jakby zabrakło pomysłu na dalszą część.
Należy jednak wyjaśnić tutaj jedną, bardzo istotną kwestie. Zbiór opowiadań Alvina Schwartza, zarówno ten, jak i poprzedni, powstały w latach osiemdziesiątych. Może to w jakimś stopniu usprawiedliwi prostotę języka oraz dla nas, jako pokolenia przywykłego do oglądaniu horrorów czy przemocy i krwi w grach komputerowych, brak "straszności" w powieści.
Podsumowując. "Więcej upiornych opowieści po zmroku" nie do końca trafiły w mój gust. Nie jest zła książka, jeśli wiemy czego się spodziewać. Ciężko określić mi docelową grupę odbiorców. Nie są to na pewno dorośli dla których opowiadania będą zbyt infantylne i mało straszne - chyba, że podejdą do książki, nie jako opowiadań grozy, ale jako analizy i "surowo" spisanych miejskich legend. Nie wyobrażam sobie też, żeby nadawały się dla dzieci. Może więc młodzież? Nastolatkowie, którzy sami urozmaiciliby historie o dodatkowe, bardziej przerażające szczegóły i opowiadali je po zmroku, w opuszczonych domach (albo najlepiej, opuszczonych zakładach psychiatrycznych) albo "nawiedzonym" lesie? Może wtedy opowiadania na prawdę przesiąkną aurą grozy.
Na pewno na uwagę zasługuje przepiękna oprawa graficzna, która ucieszy oko każdej "okładkowej sroki" i będzie się prezentować imponująco w każdej biblioteczce.~ Hybrisa