Jak myślicie, jak wygląda prawdziwa magia?
Wbrew wyobrażeniom magia nie jest ani dobra, ani uzdrawiająca, nie czyni wcale dobra. Prawdziwa magia jest wyniszczająca uzależniająca, a najgorzej, gdy przybiera formę chaosu… taką właśnie magię zna Rayne, dziewczyna żyjąca w cieniach „Mirroru”: lustrzanego odbicia Londynu. Tylko że w przeciwieństwie do podniebnego miasta, jej jest jego mroczną, gorszą alternatywą, pełną przemocy, biedy i okrucieństwa. Gdzie o okruchy magii ludzie rozrywają się na kawałki?
Porzucona w latach dzieciństwa, żyje w sierocińcu przejętym przez bezlitosnego przestępcę, który nie cofnie się przed niczym, aby poszerzyć swoje wpływy w dzielnicy biedoty. Nawet (a może, zwłaszcza) kosztem innych. Nie jest to życie, jakiego dziewczyna pragnie i zrobi wszystko, aby z niego uciec. Wszystko jednak bardzo się komplikuje, gdy okazuje się, że nie jest tym, kim myślała, że jest, a drzemiąca w niej magia jest o wiele mroczniejsza i destruktywna, niż mogłaby podejrzewać.
Nie ma nic lepszego w fantastyce niż świeże spojrzenie na literaturę i stworzenie oryginalnego uniwersum, dopasowanie do niego jasnych zasad funkcjonowania, żeby logika nie trzymała się na słowo honoru oraz, na deser, cudowne doprawienie jakąś szczyptą unikalności: na przykład systemu magicznego, wyłamującemu się spod przyjętych norm. A jeszcze jak zamkniemy to w konwencji dystopii… czego chcieć więcej?
Anna Benning po raz kolejny potwierdziła, że rozumie koncepcję dobrej dystopii i że połową sukcesu jest stworzenie własnej wizji świata. I tak samo, jak w „Vortexie” można było odczuć nieco mrocznego przytłaczającego klimatu, trudów życia codziennego, podziałów na lepszych i gorszych oraz destruktywnej magii.
Fabuła nie skupia się tylko na losach głównej bohaterki, Rayne, ale również z dużą starannością zostały zarysowane postacie poboczne, które – jeśli mam być szczera – bardziej mnie intrygowały. Każda z nich władała innym magicznym artefaktem i ich moce inaczej się objawiały, a jednocześnie mieli stworzony ciekawy background.
Nie do końca jestem fanką Rayne. Wielokrotnie działała nierozmyślnie i na ślepo, najpierw, działając, potem myśląc. Dialogi momentami były dość infantylne. Możliwe, że był to celowy zabieg, który na przestrzeni kolejnych tomów ma pokazać progres i rozwój bohaterki, dla mnie jednak jej postać była męcząca.
Nie mogłoby oczywiście zabraknąć romansu! Choć trzeba przyznać, że nie jest to wątek wybijający się na pierwszy plan. Jednak mamy tu, to co książkary kochają najbardziej: zakazana miłość! W trakcie książki relacja bohaterów rozwinęła się dość zaskakująco, zwłaszcza w ostatnich rozdziałach nabrała charakteru, jednak na początku nie czułam między nimi mocnej chemii, napięcia, czegoś co dodałoby dodatkowego smaczku.
Jeśli miałabym książkę przedzielić murem, to zdecydowanie po dobrej stronie barykady stoi fantastyczna kreacja świata i jego koncept, zaskakujące intrygi, zakończenie, po których od razu ma się ochotę na więcej oraz sama forma magii w powieści. Po drugiej jednak, sama kreacja głównej bohaterki i wątek romantyczny, gdzie czuć, że można było wyciągnąć z niego więcej! Plusów jest o więcej i myślę, że jest to pozycja, która idealnie sprawdzi się dla czytelników 13/14+ poszukującej mrocznej i rozbudowanej dystopii.