Zaczęłam czytać „Złudę” późnym wieczorem, przekonana, że pochłonę kilka rozdziałów i odłożę książkę na nocny stolik. Nic bardziej mylnego. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że jest trzecia nad ranem, a ja siedzę z bijącym sercem, wsłuchując się w odgłosy nocy, jakby za moim oknem również czaił się Wędrowiec.
To nie jest zwykły kryminał – to historia, która wpełza pod skórę i zmusza do kwestionowania tego, co realne.
Agata Kunderman stworzyła historię, w której rzeczywistość splata się z lokalnymi legendami w sposób tak sugestywny, że momentami sama zaczynałam się zastanawiać, gdzie kończy się realność, a gdzie zaczyna iluzja. Malownicze, choć złowieszcze okolice Lądka-Zdroju i Kotliny Kłodzkiej stają się areną tajemniczych zaginięć, a aura grozy narasta z każdą kolejną stroną. Zagadka Malwiny Ratajczyk jest jedynie początkiem mrocznej układanki, której elementy – nieprzewidywalne zwroty akcji, tajemnicze listy i gęstniejąca sieć kłamstw – składają się na niepokojącą całość.
Na szczególną uwagę zasługuje kreacja postaci – aspirant Anita Starska i prokurator Feliks Niemiłko to duet, który dynamicznie prowadzi śledztwo, balansując między racjonalnym myśleniem a konfrontacją z lokalnymi wierzeniami. Starska jest uparta, inteligentna i ludzka w swoich emocjach. Niemiłko zaś wnosi do fabuły nutę sceptycyzmu i zdrowego rozsądku, choć nawet on nie jest w stanie całkowicie zignorować niepokojących znaków.
Jednak to, co najbardziej mnie urzekło, to umiejętność autorki do budowania atmosfery – klaustrofobicznej, niepokojącej, niemal namacalnej. Czułam chłód mglistego poranka, słyszałam trzask łamanych gałęzi w lesie i podskórnie przeczuwałam, że zło czai się tuż za rogiem. Czy legenda o Wędrowcu to tylko wymysł? A może prawda, którą ktoś postanowił wykorzystać w najbardziej przerażający sposób?
„Złuda” nie jest książką, którą można po prostu przeczytać i odłożyć na półkę. To historia, która osadza się gdzieś głęboko w świadomości, niczym cień w gęstej mgle Kotliny Kłodzkiej. Nawet po przewróceniu ostatniej strony czułam, że coś we mnie pozostało – niepokój, podziw, a może subtelne wrażenie, że legendy mają w sobie więcej prawdy, niż chcielibyśmy przyznać. To książka, która nie daje łatwych odpowiedzi, za to pozostawia z pytaniami, które długo nie pozwalają zasnąć. I za to ją cenię.