To miały być zwyczajne Święta…, ale nie były. Nasi bohaterowie dostali coś wartościowszego niż słodycze i prezenty od Mikołaja, a mianowicie szczęście, na które tak długo czekali.
„Prezenty składają się z marzeń”
Cały sens książki zawarty w jednym krótkim zdaniu, wypowiedzianym przez małą dziewczynkę. Przecież wiadomo, że dzieci widzą i wiedzą więcej niż nam się wydaje.
Klimat świąt już na dobre zagościł w sklepach, tak samo jak w moim sercu po przeczytaniu tej bardzo realistycznej książki. To moja pierwsza styczność z twórczością Magdaleny Witkiewicz, ale na pewno nie ostatnia. Bardzo podoba mi się narracja i kreacja bohaterów. Wszystko jest prawdziwe, ale nie nudne, gdyż zawarte w historii mądrości, niby oczywiste, a zarazem bardzo potrzebne w dzisiejszych czasach. Pokochałam bohaterów równie mocno, co świąteczne miękkie skarpetki.
„Na tym polega dorosłe życie? Rozumiała już Piotrusia Pana, który zawsze chciał pozostać mały.. Szkoda, że nie doceniamy tego, kiedy tak beztrosko śpimy, gdy mamy pięć lat. I tak szybko chcemy dorosnąć. Gonimy za tą dorosłością, tylko zapominamy przy tym, że w tym wypadku już nie można zawrócić. A czasem tak bardzo byłoby potrzebne, by cofnąć czas i dokonać innych wyborów.”
Mamy tutaj kilka równorzędnych historii, które okazują się ze sobą powiązane. Na początku poznajemy Agnieszkę, która marzy o wspólnych świętach z babcią, pragnie, jak co roku spalić jakąś potrawę czy usiąść z babcią na kanapie, trzymając w ręku kubek z herbatą. Jednak los chce inaczej i z niewyjaśnionych powodów, dziewczyna zastaje domek babci pusty. Agnieszka, jako postać nie jest nijaka, nie jest to też typowa bohaterka świątecznych komedii romantycznych z Netfilxa, ona ma charakter i historię. Nie poddaje się tak łatwo, osiąga cele i mimo, że niektórzy ją zranili, potrafi wybaczyć. Plus dla niej, że gdy zasypuje domek, to potrafi sobie rozpalić ogień i ewentualnie pociąć drewno. Silny kobiecy charakter, a nie tylko naiwna romantyczka ze złamanym sercem i nudną przeszłością.
Ścieżka Mikołaja, ale nie tego świętego, doprowadza do niespodziewanego spotkania i odnowienia uczuć. Gdy tylko zaczął pojawiać się w książce, najpierw w opowiadaniach swojej siostry, współlokatorki Agnieszki, bądź w retrospekcjach, to od razu miałam pewne przeczucie. No i wiadomo, że się sprawdziło. A Mikołaj, jako mężczyzna w wieku 35 lat, bez stałego związku latający z kwiatka na kwiatek, no cóż nie podobał mi się na początku. Zero odpowiedzialności, rozpieszczony dzieciak, ale im dalej się zagłębiałam, tym lepiej poznawałam ich historię. Samotnego chłopaka, poszukującego szczęścia w objęciach kobiet, których imion nie pamięta.
Jego rodzice, niby mieli rozwód i nie mieszkali razem, dom stał pusty i jedynie przychodziła tam gosposia. Żona pracowała w domu starości, bo tam czuła się potrzebna, a On siedział na samej górze obserwując przez kamery całe swoje centrum handlowe. Z pozoru mieli wszystko, tylko gdzieś po drodze stracili szczęście i miłość. W te święta na nowo je odnaleźli.
Ważną rolę odegrała też mała dziewczynka Zosia, której mama sprzątała w pięknym, ale pustym domu. Ona dawała swojej mamie, aby każdego dnia wstawała z łóżka, ignorując pijanego męża. Chciała jej kupić różowe okulary, żeby na nowo zobaczyła świat pełen marzeń. Czy to nie urocze, a zarazem takie mądre? Każdemu z nas przydałyby się takie okulary, które ukryłyby problemu i pozwoliły zobaczyć tylko to, co dobre.
W gruncie rzeczy najbardziej podobał mi się wątek Agnieszki, mogłam się z nią utożsamić. Natomiast historia Zosi i jej mamy wywoływała we mnie tyle emocji, że potrzebowałam chwili przerwy i na moment odkładałam książkę.
Cudowny klimat z równie cudowną historią, ludzi, którzy potrzebowali odrobiny szczęścia, czy może też zbieżności losu, aby przypomnieć sobie o świątecznej magii.
Teraz główne pytanie: WIERZYCIE W MIKOŁAJA?
Po przeczytaniu książki, zrozumiecie, co oznacza to pytanie i jaka powinna być odpowiedź.