Jest to kolejna powieść autora, w której ukazuje łagodniejsze literackie oblicze. Bez makabreski, bez latających wszędzie flaków i słów ociekających krwią. Pisarz wyrabia się w pisaniu thrillerów psychologicznych.
"Człowiek boi się całe życie. Najpierw, że umrze, a potem, że będzie żył zbyt długo."
To historia kobiety, która wykazuje brak myślenia perspektywicznego, brak skłonności myślenia o konsekwencjach, niechęć do analiz. Antonia działa automatycznie, pod wpływem impulsu i instynktu. Jej ułomne kompetencje społeczne wywołane zostały traumą, jaką przeszła w dzieciństwie. To przekleństwo, które rezonuje. Już jako dziecko stała się niedoszłą morderczynią, pariasem, dziwakiem.
"To, co w podstawówce było szumem tła, w liceum nagle zaczęło brzęczeć bardzo głośno. Jakby przeszłość nabierała znaczenia dopiero po latach."
Autor ukazał wstrząsająca genezę i analizę mrocznego, pokręconego chorego umysłu. Historia zdaje się być lekko przegadana, ale w jakim stylu. Okazuje się, że przegadać też trzeba umieć i można to zrobić wybornie.
"Sytuacja mogła wydawać się beznadziejna. Ba, zdania w ten sposób formułują jedynie osoby zaburzone. Kiedyś pewien psycholog zwrócił moją uwagę na sformułowanie: „Mogła wydawać się”. To nie tylko eufemizm, lecz również ekspresja niemal schizofreniczna. Komu mogła, a komu się wydawała? Czy jedna osobowość oceniała drugą?"
Zauważalna jest odmienna stylistyka. Prosta, zawierająca metafory odarte z eufemizmów.
"Niedługo ogłupiali ludzie będą się starać o dzieci, uprawiając seks z prezerwatywą reklamowaną jako środek na AIDS lub inną cholerę. „Zajdź w ciążę bezpiecznie”. Debile. Brakuje jeszcze drugiej części plakatu. „Tylko zachodząc w ciążę, kiedy się zabezpieczacie, dostaniecie osiemset plus”. Voilà."
Miejscami brak ogłady Antoni bywał zabawny.
"– Nie mów jak stuletni robot.
– Ale…
– Dzieciaki mówią: „Sztos i galareta”, czy jakoś tak. A przynajmniej mówiły tak dwadzieścia lat temu.
– Sztos i galareta?
– Albo gitara.
Chyba to ja zabrzmiałam jak wyrwana z poprzedniej epoki."
Z niedociągnięć:
"W żółwim tempie pokonaliśmy aleję Niepodległości, a potem dojechaliśmy na Grunwaldzką. Przy halach oliwskich już myślałam, że Rosso zjedzie, żeby mnie tam załatwić."
Hale oliwskie??? Aktualna nazwa to hala Olivia, ale przed wieloma laty również nie spotkałam się z określeniem kompleksu w liczbie mnogiej.
Max Czornyj nie potrzebuje autoreklamy, jednak uporczywie ją stosuje. Tym razem zastosował autokrytykę, która również była autoreklamą.
"Jakiś czas temu zupełnie przypadkowo znalazłam się na spotkaniu autorskim z jakimś pisarzyną usiłującym wcielać się w seryjnych zbrodniarzy. Mengele, Kat z Płaszowa, Ed Gein, nawet Lenin. Było mu wszystko jedno, byle zaintrygowało go modus operandi."
Powieść była inna niż te, do których przyzwyczaił autor. Podobała mi się ta czytelnicza odmiana.