„Uwierz jej” thriller psychologiczny, którego autorem jest Max Czornyj, jest historią młodej kobiety - Antonii. Antonia, tak jak jej imię, jest nietuzinkowa, jej życie jest nietuzinkowe, opowiadane przez nią samą wydarzenia są nietuzinkowe.
Tę 27-letnią sopocką znachorkę poznajemy w chwili, kiedy w poczekalni swojej przychodni znajduje ciało mężczyzny, który kiedyś wraz z żoną był jej pacjentem. Po chwili za drzwiami pojawia się człowiek uznany przez Antonię za policjanta. Potem jest już tylko coraz dziwniej, bo w tej historii wszystko jest na granicy absurdu i trudne do uwierzenia.
Antonia w wydarzenia bieżące wplata powieść o swojej przeszłości od chwili jej urodzenia. Narracja pierwszoosobowa tworzy niesamowity klimat, bo oglądamy na świat oczami bohaterki. Czujemy się wręcz zahipnotyzowani przez nią i trudno nam oderwać się od tego co opowiada. Antonia ma za sobą ogromny bagaż traum i bolesnych doświadczeń, który wydaje się wręcz nie do udźwignięcia. Te przeżycia ukształtowały jej psychikę i sposób postępowania. Ma się wrażenie, że patrzy ona na świat jak film ze swoim udziałem, działa bez poczucia konsekwencji swoich czynów. Z jednej strony jakby zupełnie odcięła emocje, a z drugiej widzimy niezwykłą więź z niepełnosprawnym kuzynem Filipem. Nierzadko w swoich zachowaniach jest zupełnie nieprzewidywalna, nieobliczalna wręcz. Kieruje się własnym kodeksem moralnym. Zmuszona od początku życia liczyć tylko na siebie robi to w sposób niekonwencjonalny, ale skuteczny. Kieruje się sentencją ''Najczęściej jesteśmy w życiu tym, kim czyni nas los, a nie tym, kim chcemy być''. Nawet momenty, wydarzenia bardzo bolesne, trudne dla niej przekazuje z dystansem do nich i do siebie, ze swoistym humorem, choć bywa to przysłowiowy „śmiech przez łzy”. Mimo, że poświęciliśmy Antonii dużo czasu czytając o niej, do końca nie wiemy jaka naprawdę jest. Jedyną słabością Antonii jest Dżokej – niepełnosprawny kuzyn. Tak jak ona też jest społecznym wyrzutkiem, często wyśmiewany, nieakceptowany, nierozumiany. I ta inność ich łączy. Jest on jej siłą i jednocześnie słabym punktem. Mimo kontrowersyjnych zachowań i moralności Antonia budzi sympatię i zrozumienie. Czasami współczucie, czasem podziw. Ale trudno ją potępić.
Utrzymana w tonie gawędziarskim historia, chwilami chaotyczna, pełna jest sarkazmu, dziwacznego humoru i ironii. Język jest żywy, błyskotliwy, pełen porównań, powiedzonek, skojarzeń, nierzadko występują w nim wulgaryzmy.
Antonia jest poniekąd symbolem tych wszystkich dzieci, które od początku życia muszą radzić sobie sami, krzywdzonych przez najbliższych i przez system opiekuńczo-prawny, który z założenia miał im pomóc. Żeby przetrwać muszą odciąć się od swoich emocji, od odczuwania bólu, strachu. Z takich straumatyzowanych dzieci wyrastają nieufni dorośli, którzy sami nie do końca są niewiarygodni dla otoczenia.
Akcja powieści jest jak sama Antonia – nieprzewidywalna. Kobieta opowiada o bieżącym wydarzeniu i nagle przeskakuje do wspomnień czy jakichś skojarzeń. Narratorka sama o sobie mówi, że ma śmietnik w głowie, co znajduje odbicie w jej przekazie.
Zakończenie sprawiło, że poczułam się jak w tunelu z lustrami. Pogubiłam się. Z tego zagubienia zrodziło się pytanie, jak często słysząc „uwierz mi” bezkrytycznie wierzymy w zasłyszaną opowieść, choć pełno w niej nieścisłości.
Książkę czyta się bardzo szybko dzięki wciągającej historii, nietypowej narracji i umiejętnie tworzonemu i stopniowanemu przez autora napięciu. „Uwierz jej” to powieść inna, frapująca i niepokojąca, która pozostawia pełnego wątpliwości czytelnika z mętlikiem w głowie.
Książka otrzymana z wyd. Fila w ramach akcji recenzenckiej portalu lubimyczytać