Czy masz już za sobą najlepszą książkę drugiej połowy tego roku? Ja tak! Muszę przyznać, że ten rok jest dla mnie wyjątkowo literacko udany. Tym wyżej ustawiona była poprzeczka, ale to, co wykreowała Justyna Komuda jest absolutnie nie do pobicia! Z jednej strony spodziewałam się, że po świetnej "Hegemon Apopi " i doskonałej "Kapłance chaosu" kolejna książka tej autorki nie może być zła, jednak "Niewolnica elfów " przebiła moje najśmielsze oczekiwania 💗! I to jest taka recenzja, którą bardzo chcę i nie chcę pisać. Chciałabym przekonać cały świat, że Córa Lasu jest świetną serią, którą warto czytać, a jednocześnie boję się, że nie zdołam oddać jej uroku i wartości w kilku słowach...
Apopi musi opuścić ziemie Lasu Północnego, gdyż elfy środka mogą chcieć wywrzeć na niej zemstę za nieszczęścia, jakie w ich mniemaniu sprowadziłana ich ziemie. Tak się składa, że Sora wybiera się właśnie do swego rodzinnego plemienia na wschodzie i przy okazji może zabrać Apopi ze sobą. Oczywiście ani Shiro ani Sheut nie zostaną na północy gdy Apopi tam nie będzie. Elfy wschodu są zupełnie inne od tych, które Apopi już zna, niesamowicie oryginalne i piękne w niepowtarzalny sposób. W dodatku parają się magią, mają niesamowite rytuały oraz inne podejście do Ludzi niż dotychczas nam znane długouchy. Jednak macki zemsty elfów środka sięgają i tu. Charakter dziewczyny niemal zostanie prze nie złamany, a jej siła- stłamszona. Przyjdzie jej mierzyć się ze stresem pourazowym, walczyć o życie i co najtrudniejsze wybierać znów między elfem a człowiekiem 😅. Podoba mi się eteryczna iskierka, która rozbłyska, gdy Apopi zwraca się do Serca Lasu. Będziemy mieli też okazję poznać elfy południa, o których do tej pory nie było mowy w serii.
Bardzo doceniam rys psychologiczny zawarty w tej książce. Justyna wnikliwie opisała jak Apopi powoli traciła siebie w traumatycznych okolicznościach i z jakim trudem i bólem się odradzała. Widzę tu ważną lekcję, że nie raz, by odzyskać wiarę w siebie, potrzebujemy drugiej osoby- na tyle bliskiej, by mogła nam przypomnieć kim jesteśmy; by w jej oczach móc przejrzeć się, jak w lustrze i odnaleźć w nich drogę powrotną do istoty wlasnego jestestwa i wyznawanych wartości. Z kolei obserwując rozgoryczenie Shiro po stracie Mamoru możemy się uczyć, że o emocjach warto rozmawiać, a czasem lepiej posmucić się we dwójkę. Jednak ten sam Shiro popełni w tej części niewiarygodną głupotę, dzięki której to Sheut wyjdzie na prowadzenie w emocjonalnych rozterkach dziewczyny, tylko na jak długo?
To, co wyjątkowo mnie zachwyciło w tej części to ważna rola Sory- ten dobroduszny oryginał już wiele razy pokazywał, jak ważna dla niego jest Apopi. Myślę, że gdyby kazdy z nas miał swojego Sorę, świat byłby dużo piekniejszym miejscem. W zasadzie przez całą serię wyglądam rozdziałów, w których ciepłym światełkiem błyska obecność elfa astronoma i cieszę się, że w tej części miałam okazję poznać go ciut lepiej. Jednak biorąc pod uwagę jak autorka wykorzystała jego obecność w ostatnich słowach w książce, aż zgrzytam zębami, że na rozwinięcie historii znów muszę czekać do kolejnego tomu