Fantasy: motyw wybrańca, obdarzonej niepowstrzymaną mocą postaci, docieranie do daleko położonych miejsc w idealnym momencie - brzmi znajomo? Też Was irytuje, gdy w powieściach ciągle wałkowane są te same typy bohaterów i tematy? Wywracacie oczami, gdy młoda, piękna i niedoświadczona bohaterka ze strony na stronę staje się niepokonanym wojownikiem? W „Tymczasem gdzieś daleko stąd…” D. B. Foryś, czyli książce, którą otrzymałam dzięki Smoczym Językom, też tak jest. Jednakże autorka postanowiła wziąć wszystko, co czytelnika denerwuje, i przekształcić to w satyrę. Serwuje nam przy tym niezliczoną ilość nawiązań do książek, filmów czy bajek i, jak sama informuje, „zbieżność osób i nazwisk nie jest przypadkowa”. Przytoczę Wam kilka z nich: Kraina Pięciu Królestw, Florwart, Smoczogórogród, Kryszczjan, Jalokokta… Mogłabym tak wymieniać i wymieniać! Z radością próbowałam wyłapać wszystkie te smaczki, ale jestem pewna, że nie dałam rady.
Książka opowiada głównie o Fado – dziewczynie mieszkającej ze swoją matką, marzącej o zostaniu bohaterką – ale również o księciu Kryszczjanie, który zamierza zaciągnąć się do armii króla Oriona. Ten z kolei chce zawładnąć całą Krainą Pięciu Królestw – a żeby to zrobić, musi odnaleźć królewnę. Jak można się spodziewać, losy wszystkich tych osób splatają się, a dziewczyna i Kryszczjan łączą siły i ruszają na poszukiwania. Co to będzie, oj, co to będzie… Wspólnie przemierzają krainy, stawiają czoła wszelakim przeciwnikom, trafiają w miejsca, gdzie nikt za życia nie powinien się znaleźć, a co jeszcze się dzieje, przeczytajcie sami.
Podczas całej podróży głównej bohaterki i jej ferajny towarzyszy nam narrator, który był jedynym denerwującym elementem historii. Jego żarciki niezbyt mnie śmieszyły, a wręcz irytowały i zdecydowanie mogłabym się obejść bez niego. Bawił mnie za to zadufany król Orion oraz Fado, która – choć infantylna i „wspaniała” w każdym aspekcie – również wzbudziła moją sympatię, a Kryszczjan? On był tak wspaniały, że olaboga i brokat! Nie dało się go nie lubić. W tej książce znajdziecie właściwie każdy typ bohatera: królów, smoki, syreny, piratów, wiedźmy, czarowników itp., itd., po prostu czego dusza zapragnie.
Historia jest tak skonstruowana, że czytelnik bez większego problemu może się w nią zagłębić i czuć, że towarzyszy bohaterom w ich przygodach. Autorka fantastycznie rysuje nam krajobraz Pięciu Krain, podkreślając przy tym inny absurd, często pojawiający się w książkach: Fado jest w stanie przemieścić się na piechotę z jednego regionu do drugiego w ciągu jednego dnia. Lub mówi: chodźmy szybciej, żeby dotrzeć tam przed zachodem słońca. Tutaj jest to celowy zabieg, ale nie raz w fantasy zdarza się, że bohaterowie zaginają czasoprzestrzeń, pokonując naprawdę duże odległości w krótkim okresie czasu.
Spotkacie tu również nasz codzienny język, który naprawdę w niczym nie przeszkadza - jest to w końcu powieść, w której wszystko ujdzie na sucho. Poniżej cytat dla zachęty, po więcej tego rodzaju udajcie się na stronę autorki lub do samej książki.
„ – Czy wiesz, że za czterema oceanami, trzema morzami, dwiema rzekami i jedną średnią kałużą leży kraina, w której istnieją czarne jak smoła kruki, wilki, krasnale, dzikusy, ludzie z lodu, na ziemi leży mokry i bieluśki śnieg, a siedem wielkich rodów walczy o tron?
– Naprawdę? – Zdziwiła się Fado. – Mają tam tylko jeden? – Oniemiała.
– Chyba tak - mruknął książę. – I to jeszcze ponoć żelazny, bez miękkiego obicia.”
Ta książka nie trafi do każdego czytelnika. Niedorzeczności występują na niemal każdej stronie – o to jednak w niej chodzi: aby odpocząć od wzniosłych, ciężkich powieści, by pośmiać się z żartów, szukać nawiązań do znanych dzieł, a przede wszystkim dobrze się bawić. Ta historia jest łatwa, lekka i przyjemna i trzeba podejść do niej z dystansem, wiedząc, że będzie pełna idiotycznych zachowań, nieprawdopodobnych wydarzeń oraz śmiechu.