Już na wstępie chcę podkreślić, że ,,Miłość z TikToka'' to książka przy której nie można za dużo myśleć. Nie należy zadawać pytań o to, co robią rodzice głównych bohaterów i czemu w zasadzie ich w tej książce nie ma. Albo kiedy są, to jako postacie naprawdę poboczne, takie, które w zasadzie nic specjalnego nie robią. Nie należy się zastanawiać nad tym, jakie jest prawdopodobieństwo tego, że dzieciaki w tym wieku będą miały tak doskonale rozwinięte konta w social mediach, i ile z nich ma faktyczną smykałkę do tego, żeby prowadzić je w sposób konsekwentny, przemyślany i przynoszący pieniądze. A już na pewno nie należy się zastanawiać nad tym ile z kontentu tworzonego przez znajomych Bazyla zaliczałoby się do typowego patokontentu, który prędzej czy później (raczej prędzej) zwróciłby czyjąś uwagę i wtedy już nie dałoby się tego zamieść pod dywan, a szkolna Loża Szyderców wylądowałaby pod opieką kuratora.
Trzeba za to rzucić się na głęboką wodę i brać wszystko na wiarę, takie jakie jest, a więc mocno przerysowane. Rozumiem jednak, że ten zabieg był w pełni świadomy i celowy, że autorka stworzyła świat taki, a nie inny po to, żeby pewne rzeczy pokazać i uwypuklić.
Jak jej wyszło, zapytacie? Powiem, że od strony czysto rozrywkowej ,,Miłość z TikToka'' wypada naprawdę fantastycznie. Czytając tę książkę czułam się jak podekscytowana nastolatka. Już sam początek, tak radośnie sztampowy, gdy Maks przypadkiem ładuje się w kłopoty podczas zajęć dodatkowych i przez to właśnie ma przy pomocy szkolnego influencera Bazyla napisać tekst o pozytywnych stronach social mediów... I ten wykluwający się romans między dwoma przeciwieństwami, ten flirt opierający się na wzajemnych docinkach i wewnętrznych żartach. Przyznam, że to wyszło autorce świetnie.
A właśnie, romans. Wątek romantyczny - chociaż może się kojarzyć z mięciutkim ,,Heartstopperem'' - został zdecydowanie skierowany do starszej grupy wiekowej. Uczucie między Maksem i Bazylem nie przypomina delikatnie rozwijającego się kwiatu (czy jakiejś innej romantycznej metafory) - jest za to dość gwałtowne i zdecydowanie fizyczne.
Ta fizyczność jednak nie jest wulgarna - zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że spora część młodych autorek współczesnej literatury erotycznej mogłaby się uczyć od Magdaleny Pioruńskiej tego, w jaki sposób można opisać seks nie ocierając się o śmieszność albo nie idąc typowo w stronę zwykłego porno. Za to więc dodatkowy plus dla tej książki.
Bardzo mnie też urzekło ,,odpowiedzialne'' podejście do narkotyków - jeden z bohaterów przedawkował na imprezie. Zdarza się. Ale nie został porzucony przez swoich przyjaciół - oni, mimo tego, że mogli wpaść przez to w kłopoty, zawieźli go na SOR. I nawet dowiedzieli się, co brał, bo mieli świadomość tego, że lekarzom się ta wiedza naprawdę przyda.
Takie przemycanie pozytywnych wzorców reagowania w sytuacjach kryzysowych w literaturze młodzieżowej jest naprawdę świetnym pomysłem. A że zostało przy tym umieszczone w tekście w taki sposób, że nie razi po oczach, nie moralizuje i nie jest za bardzo oczywiste to dodatkowa zaleta.
Wróćmy jednak do tego przerysowanego świata influencerów - mamy do czynienia z grupką młodych, seksownych ludzi, którzy tworzą kontent w oparciu o swój wygląd i imprezowy styl życia. I gdyby tylko to (i dziwne imiona głównych bohaterów) było tym wyolbrzymionym i kontrastowym elementem, to nie zgrzytałoby mi to tak bardzo po zakończeniu lektury. Tymczasem jednak, skończyłam książkę, miałam czas, żeby się nad wszystkim zastanowić i powiem tak...
Faktycznie, blurb obiecuje nam ,,mroczne kulisy bycia influencerami'' i to właśnie dostajemy. Tylko jak się nad tym zastanowić, to te kulisy są tak mroczne, że w pewnym momencie brakowało mi już tylko jakiegoś samobójstwa w tle. Ale może i do tego dojdziemy, bo ,,Miłość z TikToka'' jest pierwszym z zapowiedzianych trzech tomów.
Czy to jednak jakoś specjalnie przeszkadzało mi w trakcie czytania? Nie.
Czy bawiłam się dobrze? Tak.
Czy uważam, że w tej książce jest coś fajnego? Owszem.
Ale czy przy tym niektóre rzeczy i zachowania bohaterów (jak tej strasznie upierdliwej Frei) mnie irytowały? Jasne.
Ostateczny werdykt wydaję więc taki: jeśli podejdziecie do tej książki oczekując od niej głównie rozrywki - będziecie zachwyceni. Jeśli jednak zaczniecie się nad nią zbyt mocno zastanawiać - zachwyt pierzchnie, jak stado kur na widok lisa.
Ja chciałam rozrywki. I to właśnie dostałam.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl