Każda książka zanim ujrzy światło dzienne i trafi w ręce potencjalnego czytelnika powinna zostać sprawdzona pod kątem poprawności językowej. Wiadomo, że nie każdy debiutujący twórca może sobie pozwolić na pracę takiego profesjonalnego edytora czy korektora tekstu, ale przynajmniej przyszła publikacja powinna trafić w celu krytycznej weryfikacji pod ocenę innych osób. Na tylnej stronie okładki wyraźnie zaznaczono, że owe dzieło zostało objęte patronatem medialnym, aż przez 6 recenzentów (blogerów) i przyznam, że na ich miejscu czułabym wstyd.
Czytając odnoszę wrażenie, jakby autorem książki było dziecko, gdyż zasób słownictwa jest tak ubogi, a język i stylistyka położone na łopatki. Aż dziwi mnie fakt, że osoby wymienione jako patronaci medialni nie dostrzegli tych rażących błędów i podpisali się swym nazwiskiem pod tym lichym dziełem. Według mnie książka nie powinna ujrzeć światła dziennego, jest kiepska i niedopracowana i widać, że autorowi zabrakło i weny i koncepcji twórczej, albo po prostu nie nadaje się on do pisania. Czytając recenzje, które dotyczą dzieł początkujących "pisarzy" często spotykam się z opinią, że nie ma co krytykować w przypadku debiutu, a ja uważam, że właśnie to jest najlepszy i najwłaściwszy moment. Po pierwsze taki twórca dzięki temu może uzmysłowić sobie, że jego książka mogłaby być lepsza, jest świetna lub do niczego (wyrzucenia).
Niekiedy szkoda drzew na takie wypociny...
1. Nie wiadomo do kogo skierowana jest książka, czy do młodego czytelnika, czy do osoby dorosłej. Czytając niejednoznacznie można stwierdzić kto ma być odbiorcą docelowym i ja miałam z tym niemały problem. W pewnych momentach odnosiłam wrażenie, że czytam książkę dla dziecka, a za chwilę, że jednak to opowieść dla dorosłych i w sumie nie wiadomo do kogo jest skierowana, a to bardzo źle świadczy o samym autorze. Trzeba pamiętać, że Karol Lipiński używa dość dużej ilości rynsztokowego słownictwa, które w przypadku książek dla dzieci jest niedopuszczalne.
2. Stylistyka i język zostały w tym dziele potraktowane iście po macoszemu, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że ich w ogóle nie dopracowano. Mnóstwo powtórzeń, które aż rażą w trakcie czytania np.:
"Połowa to Polacy, ponad jedna czwarta to Rosjanie, a reszta to około dziesięć różnych narodowości."
"Bardzo go to denerwowało, ponieważ jeszcze przed katastrofą miał okazję zasmakować władzy i polubił to. "
Autor jak widać bardzo polubił zaimek rzeczowy i nie skąpił go, na stronie 8 naliczyłam, że użył go aż 9 razy.
"Mały, mam jeszcze parę spraw do załatwienia przed lekcją, więc zaprowadzę cię do sali lekcyjnej i będziesz się w niej uczył sam do rozpoczęcia lekcji"
Pojawiają się zdania bez sensu, bez logiki powtarzane kilka razy, przez co mamy wrażenie, że czytamy wciąż o tym samym.
"Po drodze dzieciak omal nie spadł kilka razy, wskutek czego zrobiła mu się płytka rana z tyłu głowy od kierownicy" (czyli nie spadł, ale płytka rana się zrobiła?)
Język jak widać jest ubogi, zdania proste, często bez logiki, autor ma jednak odwagę wpleść w nie słownictwo i określenia z dziedzin fachowych np. załamanie czasoprzestrzenne, pole neutralizacyjne, chemosynteza, manipulacja polem grawitacyjnym. W ten oto sposób mieszają się różne style potoczny i prosty ze specjalistycznymi określeniami, co wprowadza do książki wielki nieład i pomieszanie językowe.
Dialogi między bohaterami brzmią, jak oderwane od rzeczywistości, odpowiedzi naszego bohatera Jasia zawsze kończą się zwrotem "proszę pana".
3. Charakterystyka postaci
Za każdym razem, gdy pojawia się nowy bohater, autor dokładnie opisuje jego wygląd zewnętrzny, czyli w co jest ubrany, podaje kolor włosów i ich długość oraz barwę oczu, jakby miało to tak istotne znaczenie dla całości. Te opisy niczemu nie służą, podobnie jak przytaczanie wyjaśnień czym jest łazienka, szkoła, czy system nauczania. Jestem w stanie zrozumieć, że być może nasz bohater stracił pamięć, ale czytelnik nie cierpi na jej brak i dokładne wyjaśnianie świata przedstawionego jest nudne i bez sensu.
4. Fantastyka - a może bardziej powieść obyczajowa?
Głównego bohatera Jasia poznajemy w momencie, gdy zostaje znaleziony jako nieprzytomny i zabrany przez bezdomnego, który staje się jego oprawcą. Chłopiec nie ma pojęcia czym jest świat i jakie panują w nim zasady, nie wie czym jest łazienka, edukacja, ale za to w ciągu jednego dnia pojmuje wiedzę od pisemnego liczenia, po potęgi i pierwiastki - jak dla mnie fantastyka.
Nasz bohater jest non stop bity, a to przez bezdomnego Wojciecha, który daje mu schronienie, a to przez córkę premiera i jej szkolną brygadę i to do tego stopnia, że traci przytomność. Jednak po chwili wstaje i po tylu razach przyjętych na siebie, pomimo iż był chłopcem małej i drobnej postury nic mu nie dolega, jest w pełni sił - mało realistyczne.
Takich przykładów mogłabym tu mnożyć, jednak jak dla mnie fabuła jest mało realistyczna, momentami tak infantylna i śmieszna, aż zaczęłam szukać informacji w jakim wieku jest autor tejże książki.
Karol Lipiński chciał dotknąć tak ważnego tematu jakim jest przemoc wobec najmłodszych i bezbronnych, współzależność ofiary od oprawcy, jednak sposób w jaki ukazał czyni tę opowieść śmieszną, a nie o to przecież chodziło. Na miejscu autora oszczędziłabym drzewa i nie kusiła się o wydawanie drugiego tomu.
Czy polecam tę książkę? Tylko jeśli chcecie sprawdzić czy dalibyście radę w zawodzie edytora oraz ocenić swoją cierpliwość.