Debiutancka powieść Karola Lipińskiego stanowiła dla mnie sporą niewiadomą. Dość trudno z samego opisu domyślić się, o czym właściwie będzie ta książka, bo zapowiedzianych wątków mamy sporo.
Mamy więc naszego głównego bohatera Jasia, małego chłopca, który nie pamięta niczego ze swojej przeszłości. Przemierza więc zrujnowaną Warszawę roku 2068, stopniowo poznając prawdę o niedawnej inwazji przybyszów z kosmosu, z którymi toczy się nieustanna walka. Napotyka na swojej drodze sporo osób mu nieprzychylnych, poznając smak tyranii i prześladowania. A na sam koniec wkracza mistrz wschodnich sztuk walki, który obejmuje nad nim pieczę i przyjmuje jako swojego ucznia. Brzmi ciekawie? Jak najbardziej! Z niecierpliwością zabrałam się za tę pozycję, niestety, mój entuzjazm słabł z każdą kolejną stroną...
Zacznę od minusów tej pozycji. Nie lubię krytykować, zwłaszcza przy okazji debiutu, ale tu problemów kilka się znalazło i muszę o nich wspomnieć. Takim nadrzędnym jest, moim zdaniem, niedopasowanie osobowości, czy dialogów bohaterów do ich wieku, statusu, historii. Miałam wrażenie, że nasz główny bohater to osoba dorosła. Co prawda często był uznawany za nad wyraz dojrzałego, ale jego prawdopodobny wiek, czyli kilka lat moim zdaniem jest zbyt niski jak na to, jak on się zachowuje, ile potrafi i co głosi. Może ma to się wyjaśnić w kolejnych tomach serii, ale na ten moment czułam mocne niedopasowane. Natomiast pozostali bohaterowie to w większości jedna i ta sama osoba, bo "ci dobrzy" byli identyczni, "ci źli" nawet jeszcze bardziej. Nie czułam więc w ogóle odrębności i indywidualizmu, uważam, ze ten aspekt trzeba by mocno dopracować. Ponadto mocno wpłynęło to również na dodatkowy problem, czyli brak ujednoznacznienia w moim odczuciu czytelniczej grupy docelowej. Momentami miałam wrażenie, że czytam książkę dla dzieci, w innych momentach wydarzenia były bardziej dla dorosłych, w jeszcze innych... trudno stwierdzić. Fabularnie nie ma takich fajerwerków, jakie się zapowiadały. Zdarzenia ciągną się niemiłosiernie, a momenty faktycznej akcji, prowadzącej do czegoś istotnego, czasami były skrajnie infantylne, jak wigilia klasowa, a w innych stricte drastyczne, jak próba gwałtu. Dzieciom bym tej książki nie poleciła, a z perspektywy dorosłego, czy nawet starszego nastolatka, zbyt wiele jest prostoty, w której wspomniane "doroślejsze" aspekty wywołują dziwne zgrzyty niedopasowania. Sporo było też nieukończonych wątków, ale może to być (mam nadzieję) kwestia zapowiadanego kolejnego tomu.
Dodatkowo problematyczne były częste powtórzenia w tekście, zarówno słowne, jak i wątkowe, niejednokrotnie czytałam dokładnie o tym samym, tylko w nieco inaczej sformułowanym zdaniu... a czasem nawet nie, na tej samej stronie zdarzały się prawie identyczne frazy. Od strony czytelniczej bardzo mnie to męczyło i, niezależnie jak ważne te wątki by nie były, to wałkowanie ich w kółko prowadziło tylko do zniechęcania.
Na plus próba zwrócenia uwagi na syndrom kata i ofiary, dość mocno zaznaczony i wyraziście opisany, to były jedne z najciekawszych scen w książce. Obserwujemy tworzenie się traumy i późniejsze konsekwencje i próby radzenia sobie z nią, psychologicznie interesujący aspekt. Prawdy życiowe głoszone w powieści też nieraz były mądre i istotne, jednak gdzieś uciekały, kiedy trzeba było je wydzierać spomiędzy tego, co nie zagrało w tym tomie.
Myślę, że autor ma ciekawą fantazję i potencjał, którego jeszcze nie rozwinął. Warto byłoby w kolejnych częściach dopracować wspomniane kwestie problematyczne, wówczas mogłaby z tego wyjść całkiem niezła seria postapo/s-f. Chociażby z chęci doprowadzenia wielu wątków do końca, pewnie przeczytam w którymś momencie następne tomy, z ogromną nadzieją, że będą już lepsze poprzez doświadczenie i lepsze przemyślenie tematu, czego autorowi serdecznie życzę. Oby "Chłopiec bez przeszłości" miał jakąś sensowną przyszłość :)