Nazwisko Mariusza Urbanka staje się na literackim rynku coraz popularniejsze przede wszystkim za sprawą pisanych z rozmachem biografii polskich artystów. Czytelnicy pokochali go za „Broniewskiego”, podziwiają za wydanego w maju „Brzechwę”, z niecierpliwością czekają więc na „Tuwima” (pozycja ta nie jest tożsama z książką z serii „A to Polska właśnie”). A czekać warto!
Julian Tuwim – to nazwisko, które towarzyszy nam niemal codziennie od wieku, choć może nie zdajemy sobie sprawy, że podczas wielu prozaicznych czynności cytujemy twórczość Księcia Poetów. Jego wiersze do dziś wykorzystywane są przez muzyków reprezentujących różne gatunki, bo oprócz słynnej Ewy Demarczyk, z wierszy Tuwima korzystali także m.in. Niemen, Strachy na Lachy, Bajor, Steczkowska, Fokus. Kabareciarze do dziś nawiązują do tekstów pisanych dla Qui Pro Quo czy Pikadora. Dzieciom czytamy „Lokomotywę”, „Ptasie radio”, „Dwóch Michałów”. Twórcy filmowi i telewizyjni swobodnie nawiązywali oraz modyfikowali dla swoich potrzeb utwory takie jak np. „Idzie Grześ…”, „Murzynek Bambo” czy „Rzepka”, dla przykładu rzepka stała się symbolem „Familiady”. Nie trzeba nawet wspominać, ilu literatów czerpało z dorobku Tuwima.
Ale za poezją kryje się człowiek. I to człowiek niezwykły. Najpełniej charakteryzują go słowa tytułu biografii, które Urbanek zapożyczył z wiersza poety. W „Wylęknionym bluźniercy” poznajemy najpierw Tuwima-ucznia i środowisko, w którym dorastał. Już w szkole przejawiał talent pisarski, objawiał swą naturę satyryka, ironisty, dowcipnisia. Później przyszła pierwsza miłość, juwenilia. Młody poeta zafascynowany Staffem, wysłał mistrzowi swoje liryczne próby. To był początek literackiej kariery i wielkiej przyjaźni z autorem „Snów o potędze”.
Tuwimowi sama liryka nie wystarczała, jego ogromne poczucie humoru, ironiczne pióro, zmysł obserwacji i trafna ocena rzeczywistości skierowała go na drogę kabaretową (m.in. Bi-Ba-Bo, Pod Picadorem, Qui Pro Quo). Próbował też swych sił we współpracy z kinem i radiem, ale nie odniósł sukcesów ani satysfakcji na tych polach. Poślubił swoją muzę – Stefcię Marchwiównę, która okazała się jedyną miłością jego życia. Był jednym ze Skamandrytów, którzy w latach swojej działalności królowali na polskim rynku literackim. Uwikłał się w politykę, co było jednym z jego życiowych koszmarów. Nierozumiany, mylnie interpretowany stał się obiektem ataków, nie tylko politycznych. Wszechobecna nienawiść do poety wypływała z zalewającego świat antysemityzmu. Żydowskie korzenie Tuwima przysparzały mu kłopotów na każdym etapie jego życia. On sam nie wypierał się pochodzenia swych przodków, ale nie czuł również więzi z narodem żydowskim. To wprawiało go w poczucie alienacji.
Dla Polaków był obcym, dla Żydów – zdrajcą. Pojawiające się jak grzyby po deszczu zarzuty, jawna agresja, a nawet próby pobicia wpędziły poetę w nerwicę lękową, zapadł także na agorafobię. Potężnym ciosem dla jego zdrowia okazała się śmierć ojca i choroba psychiczna matki. Od kłopotów uciekał w pracę, rzadziej już w alkohol. Właśnie wtedy, w najgorszym okresie swojego życia po Tuwimie wieszczu, tłumaczu, kabareciarzu, bibliofilu, kolekcjonerze narodził się nowy, zaskakujący Tuwim – autor wierszy dla dzieci. O tyleż było to niespodziewane, że Julian i Stefania, z wyboru, potomstwa nie posiadali. Ostatnie rozdziały biografii Urbanek poświęcił emigracji Tuwimów do Brazylii i USA, gdzie powstawało dzieło życia poety – „Kwiaty polskie”. Jego wyjazd stał się kolejnym przyczynkiem do ataków na Tuwima, wówczas już persona non grata w wielu kręgach polskiej kultury. Sam poeta nie czuł się dobrze z tym, że w okresie największego cierpienia rodaków żył w miarę spokojnie, z dala od świstu kul, bestialstwa nazistów. Powrót do ojczyzny miał stać się wybawieniem, rozwiązaniem wszelkich problemów. Jednak powojenna Polska nie okazała się dla niego łaskawa.
„Wylękniony bluźnierca” to praca bardzo dojrzała, przemyślana, do której Urbanek rzetelnie się przygotował. Czyta się z wielką przyjemnością. Odpowiada na najważniejsze (a może i wszystkie) pytania, jakie stawia sobie czytelnik sięgający po biografie. Autor dał obraz Tuwima-artysty w odniesieniu do twórczości bohatera, okoliczności, w jakich poeta pracował i rzeczywistości otaczającej twórcę. Dla czytelnika, znającego Tuwima jedynie z jego poezji (często tylko tej szkolnej) wszelkie anegdoty, ciekawostki z życia Księcia Poetów są prawdziwymi smaczkami. Świetnie przedstawione relacje z przyjaciółmi, życie kabaretowe, spotkania w Ziemiańskiej czy zmagania z wrogami nakreślone tak wyraźnie, że przez karty książki można poczuć atmosferę tamtych lat. Urbanek nie przestraszył się żadnego z tematów, które wiążą się z wielkim poetą. Zgrabnie opisuje jasne lata jego świetności, jak i mroczny okres, z którym musiał się zmagać.
Mariusz Urbanek od spraw ważnych (twórczości, przyjaźni i znajomości, polityki, sprawy żydowskiej) przechodzi do błahych niuansów, które to nadają charakter całej książce. Czytelnik ma szanse dogłębnie poznać postać Tuwima – poczucie humoru, stosunek do swoich dzieł, jego mistrzów, fascynacje i fobie. Słowem – autor dał pełen obraz niezwykłego człowieka.
Dzięki gawędziarskiemu stylowi autora „Tuwima’ czyta się nie tylko przyjemnie, ale i z wielką satysfakcją. Tekst wzbogacony o wiersze poety, fotografie, wypowiedzi jego przyjaciół czynią pracę jeszcze ciekawszą. Książkę dopełnia zapis rozmowy z adoptowaną córką poety – Ewą Tuwim-Woźniak, który przynosi wspomnienia o domu i codzienności, relacjach małżonków, ich stosunku do siebie i dziecka.
Zapraszam Was do odbycia wędrówki śladami wielkiego artysty w jednej z najlepszych biografii polskich poetów, jakie do tej pory ukazały się na literackim rynku.