„Opowieści Wickerlandzkie” to historia pewnego nastolatka, który zostaje powołany do wojska. To fascynująca przygoda z dorastaniem młodego człowieka, rzuconego w wir wydarzeń tak strasznych, że nawet dorośli nie są w stanie im sprostać (oczywiście są wyjątki).
Nasz bohater nazywa się August Rennis. To szesnastolatek z Meridianu, który dotychczas pędził życie w miarę spokojnie. Będąc na wakacjach, nagle staje przed dramatycznym wydarzeniem - jego kraj zostaje najechany przez Despotat Terkenu. Państwo, nie przygotowane na tak poważne zagrożenie, w dramatycznych okolicznościach powołuje do armii każdego, jak popadnie. W tym gronie znaleźć można również naszego głównego bohatera. Cała reszta to niezapomniana przygoda, brutalna i niejednokrotnie dramatyczna.
Wyobraźcie sobie dzieciaka wyrwanego siłą ze swego środowiska i wrzuconego do kotła wojny, śmierci i cierpienia. Musi porzucić rodzinę, swoją ukochaną (ach ta młodzieńcza, naiwna i prosta miłość). August wiedziony po kolejnych bitwach tej wojny nie tylko dorasta. Staje się nie tylko mężczyzną, ale i świadomym człowiekiem. Uczy się, że wszystko ma swoją cenę, niejednokrotnie kosztowną. Pomimo doznawanych cierpień, potrafi stworzyć wokół siebie całe grono przyjaciół, z którymi pędzi ku zatraceniu. Nasz nastolatek co rusz traci przyjaciół, którzy oddają za niego życie. Ileż on ma w sobie magnetyzmu w tym swoim przekonaniu, że mimo wszystko warto żyć, że pomimo tego wszystkiego zła na świecie, należy zachować nadzieję na lepsze dni. W naszym świecie, w miarę spokojnym, takie coś wydaje się proste, niemal nierealne czy głupie. Ale wcale takie nie jest. Kto wie, co przyniesie nam przyszłość.
Ale książka to nie tylko krwawe opisy kolejnych batalii i kolejnych śmierci. To również możliwość poznania świata o którym nasz bohater nie miał wcześniej pojęcia. W swych wojennych wędrówkach August poznaje świat arystokracji meridiańskiej, oderwanej od tego, co dzieje się na froncie. Choć okazuje się mu szacunek jako bohaterowi wojennemu, to jednak ma się wrażenie, iż postrzegany jest trochę jak wytresowana małpka, która wzbudza zachwyt i poruszenie dopóty możni nie znajdą ciekawszej rozrywki. August ma również szansę poznać nowe wynalazki, kreowane na potrzeby wojny. To dosyć intrygujące, jakbym jego oczami obserwował na przykład wynalezienie „Enigmy” albo zbudowanie „Panzerkampfwagen VI Tiger”. Nie da się to z niczym porównać.
Bardzo spodobały mi się również opisy tego, w jaki sposób wyglądało szkolenie młodzieńca. August został wcielony do załogi „wiarusów”, weteranów wielu innych wojen, zaprawionych w bojach, twardych dla siebie i dla innych. Nasz bohater nie dostaje żadnej taryfy ulgowej jakoby przynależnej mu z racji młodego wieku. Starzy żołnierze wierzą bowiem, że wojna nie zna litości, zabija wszystkich tak samo demokratycznie, nie bacząc na wiek, na zdolności, zasługi… Jest w tym pewna forma romantyzmu. Tak czy siak, August nie daje się złamać, walczy z własnymi słabościami, niewiedzą. Uczy się kontrolować własne ciało i psychikę, wystawione na ekstremalne zdarzenia. Zastanawiam się z jakiego źródła czerpał Autor? Musiało to być bardzo cenne, bo opisy są naprawdę świetne i nie zmieniłbym w nich nic. Nastolatek jest tak twardy, że te „psy wojny”, jego towarzysze, zaczynają go lubić, a nawet okazują mu szacunek godny starego, zasłużonego kompana. A to już wielki wyczyn, bowiem wojna nie budzi sentymentów.
Jednak pewien fakt trochę mnie drażnił. Alfred Grubkáin nadużywał w stosunku do głównego bohatera jednego określenia – „młodzieniec”. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, iż określa go tym mianem przez całą fabułę. Na początku, ok, mógłby to zaakceptować, wszak był niedorostkiem, niczego nie wiedział, mało rozumiał. Jednak pod koniec książki, to już zupełnie inny człowiek, mądry, z całą gamą nieopisanych przeżyć, dorosły pełną piersią. Określanie go młodzieńcem odbiera mu jego chwałę, umniejsza jego zasługi i przeżycia, jakby nadal stał na początku drogi. A przecież wojna zmienia człowieka i nigdy nie będzie on już tą samą istotą. A może to wina tłumaczenia?
Czy polecam wam tę książkę? Tak, z czystym sercem. Nie dajcie się zmylić temu, że bohaterem jest nastolatek. To książka dla każdego, kto chciałbym poczuć się żołnierzem na froncie. Nie znajdziecie tutaj żadnej infantylności, żadnych uproszczeń. Autor gdy trzeba umie dokopać dosadnością, która w swej prostocie aż boli, skręca trzewia, wżera się w duszę. I to bardzo fajna literatura. Gorąco polecam.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.