Robert Małecki to autor książek, którego wielu z Was przedstawiać nie trzeba, napisał on bowiem już całe dwa cykle kryminalne (2x3 tomy), z tekstami doklejał się też do opracowań zbiorowych (6). Wydawać by się mogło, że jest autorem znanym, lubianym, doświadczonym i piszącym dobre, jeśli nie bardzo dobre kryminały. I zapewne część tak uważa, sądząc po niezliczonych pozytywnych recenzjach.
Ja jednak spotkałem już się z twórczością pisarza przy cyklu o Marku Brenerze, a właściwie przy pierwszym jego tomie Najgorsze dopiero nadejdzie. W swojej opinii pisałem wtedy „Mam nadzieję, że najgorsze dopiero nadejdzie, że nie jest to najgorszy polski kryminał jaki przeczytałem do tej pory.” Cykl porzuciłem. Nie polubiliśmy się z twórczością autora. Czas minął, a w klubie recenzenta nakanapie.pl pojawiła się Żałobnica Pana Małeckiego. Rzeczywiście raz się nie udało, ale może samoistny nie-cyklowy tytuł będzie dobry?
W końcu taka teraz moda wśród polskich współczesnych kryminopisarzy, żeby trzaskać taśmowo thrillery psychologiczne. Co może pójść źle?
Fabularnie książka jest dobra. Taka bardziej obyczajówka z zaskakującymi zwrotami akcji, ciekawym początkiem zawiązującym fabułę, pojawiają się niewyjaśnione okoliczności, bohaterowie są dobrze umiejscowieni na planie książki, i zapowiada się całkiem niezła historia. Na pewno nie kryminalna, ale taka z lekkim dreszczem emocji, i trzymającym w napięciu oczekiwaniem na dalszy rozwój sytuacji, tajemnic, oczywiście im bardziej szokujących tym lepiej. Wchodzimy zatem w thriller. Mamy do czynienia z 30+ kobietą, której rodzina (mąż i jego nastoletnia córka z innej kobiety) giną na przejeździe kolejowym, winą obarczona zostaje dróżniczka – która w pewnym momencie książki zaginie. Sprawa się komplikuje kiedy na jaw zaczynają wychodzić zachowania rodziny próbującej zbadać przeszłość głównej bohaterki. Jak mówię, pomysł na fabułę (ba! Nawet film!) dobry.
Po raz fefnasty zaznaczę, że bardzo lubię jak w książce typu kryminał, thriller mamy nawiązanie do przeszłości, przeplatanie się przeszłości i teraźniejszości jako dwóch osobno opisywanych płaszczyzn, gdzie przeszłość stopniowo pomaga nam wyjaśnić białe plamy teraźniejszości – czytelnik żyje powieścią – jest dobrze. Kolejny plus. Niestety część dotycząca przeszłości prezentuje się lepiej niż teraźniejszość, ciekawiej, bardziej intrygująco, jest po prostu staranniej opisana. Rysuje się w wyobraźni z pełnymi kolorami, nie jak w podstawowej teraźniejszej relacji - zaledwie konturem rzeczywistości wypełnianym przez jaźń głównej bohaterki. Teraźniejszość niestety opisana jest tak, że często sprawia też wrażenie przegadanej. A wszystkiemu winna jest
Narracja. Co Autor zrobił z własnym pomysłem, ciekawym i naprawdę nadającym się na niezły thriller psychologiczny to aż mi było smutno czytając. Narracja pierwszoosobowa, i to jeszcze przeprowadzona dokładnie tak jak zapamiętałem z Gołkowskiego pierwszej stalkerskiej książki (porównanie międzygatunkowe przypadkowe, chodzi mi o sposób pisania) – coś w stylu poszedłem do łazienki, tam była toaleta, teraz się takie toalety montuje, świeci się ładnie porcelana. Spojrzałam w lustro, lustro wisi na wschodniej ścianie łazienki i można się w nim przeglądać kiedy drzwi są zamknięte. Bo jak są otwarte to wpada światło i nic nie widać. Czasem z mężem się z tego śmialiśmy, pomyślałam o mężu”. No k&^%$! Człowiek, który napisał 13+ książek opisuje rzeczywistość na zasadzie narracji „czytelnik-debil”. Nic samemu nie może się pojawić w Twojej głowie, autor nie pozostawia pola do wyobraźni, nie kreuje rzeczywistości tylko ją sprawozdaje. Bardzo niedobry ruch, 4 gwiazdki w plecy za narrację. Do tego stopnia krzywdzi książkę takie pisanie. Pominę milczeniem rozkminki (Oh! Tak młodzieżowo, autor też taki postępowy, ale o tym zaraz) głównej bohaterki o swoim życiu, jestestwie, postępowaniu, myślach o myśli – nic nie wnoszące wypełniacze stron. Poza tym, jeśli już pisarz daje nam książkę w narracji pierwszoosobowej – ma go nie być w świadomości czytelnika. Ma być niczym duch, nieobecny niczym chrześcijański bóg. Fabuła, życie toczyć mają się swoim własnym pędem. Tymczasem Robert Małecki nie może pozbyć się maniery egzaltowanego kreatora światów.
Zakończenie tak samo nieprawdopodobne wobec stylu narracji jak sama ona. Mogłoby się zdarzyć ale na skutek śledztwa gdyby bohaterem był jakiś detektyw, policjant. Ale gdzie 100% książki to pierwszoosobowy pamiętniczek to nagle zmienia swoje postrzeganie 10 stron przed końcem książki. Znienacka pojawia nam się nowy zestaw informacji (wcześniej nad tymi sprawami bohaterka nie rozmyślała!) dotyczących wyjaśnienia zakończenia. Bohaterka wcześniej nie pamiętała co się stało w przeszłości? Bez sensu totalnie. Gdzie cała książka to strumień świadomości głównego bohatera (w takim np. Ślepnąc od świateł Jakuba Żulczyka wyszło to o niebo lepiej). Znowuż gwiazdka w plecy.
Feminatywy na siłę, czyli rewolucja w natarciu! Myślałem, że przegięcie pały w tym względzie to Remunio M. w Chyłce No. 9, czyli Umorzeniu, gdzie wjazd zrobiła sędzini (nie ma takiego zawodu), świadkini (-_-`) i obrończyni. Pan Małecki idąc za trendami i modą wbija na salę z: detektywka, topielczyni, oraz tworzy nieistniejący zawód, tj radczyni prawna. Po co? W Jakim celu? Komu to potrzebne?
Resume. Książka fabularnie dobra, z intrygującą fabułą (choć miejscami przegadaną) z lepiej opisanymi fragmentami dotyczącymi przeszłości bohaterki, z koszmarnie niepasującą i psującą pozytywne wrażenie z książki narracją – ostatecznie plasuje się jako czytadło pociągowo-autobusowe kupione w dworcowym kiosku na standzie. Niczym na siłę napisana Chmielarzowa Wyrwa. Naprawdę mimo, że całkiem różne książki, ich wykonanie strasznie mi się kojarzy. Dobre pomysły zrealizowane za szybko, z przeświadczeniem własnego talentu, który sam zrobi.
No nie zrobił.
5/10.
25.08.2020 r.
Książkę otrzymałem z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Zmarli zawsze zabierają tajemnice do grobu. Tym razem zrobili wyjątek. Gdyby to był idealny związek, Anna jeszcze długo nie wyszłaby z żałoby po wypadku męża i pasierbicy. Ale to nie było idealne ży...
"Topielczyni", bo to może nie topielica była, ale samica wodnika, która "topiel czyni"? Tym sposobem można natworzyć całą masę nowych zawodów i ofiar kryminalnych powieści, na przykład: kąpielczyni i kąpielica (zawodowo kąpiąca się i utopiona w wannie), świadczyni i świadczyca (profesjonalny świadek i żeńska ofiara seryjnego samobójcy), radczyni i radczyca (profesjonalny doradca i przywalona aktami), bramkarzyni i bramkarzyca (analogicznie: produkująca bramki i ofiara karnego)...To może być nowa wspaniała droga polskiego kryminału z odchyleniem językowym. O veni creator...!
Feminatywy to jakaś plaga wśród naszych popularnych. To samo w nowym Miłoszewskim - kapitanka, doktorka itp. drażni, nawet w poprawnej formie. A właśnie. Bardzo ładna focia, kolega instagramić zaczyna :P ?
Nie, kiedyś przez chwilę miałem pomroczność jasną i założyłem osobnego instagrama na czytanie, ale stwierdziłem, że to chyba niedotlenienie. Poszedłem na spacer, przeszło mi. Konto czytelnicze usunąłem. Zdjęcie jest, bo książka przyszła z promocyjną torbą płócienną taką czy z czego to jest.
Oj tam oj tam , marudzicie Panie@Johnson, mnie tam podoba się detektywka , i nieźle się rymuje z pozytywka , rozrywka, używka , ksywka itd. całkiem spoko 👌 😃😉 A tak poważnie , świetna recenzja, jak zwykle i nie najmuj się nigdzie, bo nie będziesz miał czasu tutaj pisać i co my wtedy zrobimy 😉
Małecki kilka miesięcy temu obwieścił, że przechodzi na „zawodostwo” i będzie pisał 2 książki rocznie. Nie da się pisać dwóch dobrych książek rocznie. Mamy kolejnego autora, który wypromował nazwisko i teraz będzie od tego odcinał kupony. Na szczęście, nie za moje pieniądze, więc co mi zależy, że komuś innemu będzie wciskał kit. Brenera porzuciłam po pierwszym odcinku. „Skaza” była ok, ale „Wada” już beznadziejna. Mróz w czystej postaci. Pożegnałam się z autorem. Ciao.
Nie wiem jak się najmuje do gazety, czy sprzedaje teksty, nadal jest to li tylko hobby i póki co tak zostanie. Druga sprawa, choć ważniejsza - postaram się wyłapywać błędy przy redakcji. Next time! ;)
Nie lubię czytać recenzji, bo za długie, ale skusiłeś mnie "Wyrwą" w tytule ;P Chciał, nie chciał, mnie się podobała i była pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Chmielarza. Ale dzięki temu będę pilnowała, żeby nie ominąć żadnej Twojej recenzji. Normalnie - 10 punktów! A na Roberta Małeckiego jakoś nie mogę się skusić. I chyba nic nie tracę, jak widzę. I czuję :D
No no i recenzja nie byle jaka i focia prima sort. Już sam tytuł Twoich przemyśleń prowokuje,by się poddać i zajrzeć do... może nie koniecznie do książki;) A odnośnie feminizacji języka, czy tylko niektórzy dostrzegają w takich tworach, jak choćby detektywka, idiotyzmy?:P
Zmarli zawsze zabierają tajemnice do grobu. Tym razem zrobili wyjątek. Gdyby to był idealny związek, Anna jeszcze długo nie wyszłaby z żałoby po wypadku męża i pasierbicy. Ale to nie było idealne ży...
@Obrazek Thrillery to jeden z moich ulubionych gatunków, uwielbiam tę niepewność i dozę tajemniczości. Dlatego zawsze z chęcią sięgam po książki Roberta Małeckiego, ponieważ tutaj dostaję to, czeg...
"Żałobnica" to intrygująca powieść autorstwa Roberta Małeckiego, która wciąga w wir emocji i tajemnic. Fabuła skupia się wokół Anny, pięknej kobiety po trzydziestce, która po tragicznej śmierci męża ...
@Malwi
Pozostałe recenzje @Johnson
Miłość to piekielny pies.
„Sny o wielkości srebrne są, a kruche”, śpiewał Jacek Kaczmarski. To bardzo ważne słowa o których czasem zapominają, popadając w melancholię własnej wielkości, polscy pi...
TEKST ZAWIERA SPOJLERY Z KSIĄŻKI. JEST BARDZIEJ ROZWAŻANIEM FABULARNYM NIŻ RECENZJĄ. Polacy uwielbiają ładne słowa, wielkie słowa. Uwielbiają jak się do nich ładnie mó...