Czy są tu osoby, które ani raz nie słyszały o Zielonej Mili, Stephena Kinga? Osobiście szczerze w to wątpię, ale może ktoś z Was mnie zaskoczy? Sama nie miałam wcześniej okazji jej przeczytać, bo ciągle wpadały mi w ręce inne tytuły, którym poświęcałam uwagę. Za to znałam ekranizację, którą oglądałam kilka, może nawet kilkanaście razy i która zdecydowanie nigdy mi się nie znudzi. Nawet mimo tego, że za każdym razem wylewam nad tym filmem morze łez. Dzisiaj jednak skupię się na książce, po którą w końcu sięgnęłam i nad którą spędziłam naprawdę udane cztery, może pięć godzin.
Cała historia skupia się przede wszystkim na murach więzienia Cold Mountain, gdzie przebywa grupka głównych bohaterów, składających się z więziennym strażników oraz więźniów, skazanych na karę śmierci, za dopuszczenie się najgorszych z możliwych zbrodni. Wśród więźniów znajduje się między innymi John Coffey - wysoki, postawny czarnoskóry mężczyzna, bojący się ciemności, płaczący, skrywający w sobie ogromne pokłady wrażliwości, skazany za gwałt i morderstwo dwóch kilkuletnich dziewczynek. Całą historię poznajemy z perspektywy Paula, który jest głównym klawiszem i opowiada nam co działo się w Cold Mountaint od chwili, w której trafił tam John Coffey, wywracający do góry nogami cały dotychczasowy światopogląd strażników, myślących, że widzieli już wszystko. Zanim przeprowadzą oni Coffeya, zwanego Dużym, oraz innych więźniów przez tytułową Zieloną Milę, którą jest długi korytarz wyłożony zielonym linoleum, prowadzący do krzesła elektrycznego, zwanego Starą Iskrówą, muszą się zmierzyć z różnego rodzaju problemami, dylematami i niecodziennymi sytuacjami, odkrywając przy tym jeden z największych sekretów Dużego. Otóż mężczyzna, który jest osądzony o tak brutalną zbrodnię, jakiej zdaniem ławy przysięgłych zdołał się dopuścić, okazuje się być człowiekiem, który potrafi uleczać innych dotykiem własnych dłoni. To sprawia, że Paul Edgecombe, decyduje się przeprowadzić prywatne dochodzenie, które pozwolili mu określić, ile prawdy jest w oskarżeniach i czy aby na pewno, wyrok śmierci wydany na Johna, jest słuszny.
Zieloną milę czyta się naprawdę szybko, bo ciężko jest się oderwać od kolejnych stron. Miłą odmianą od ostatnio czytanych przeze mnie książek Kinga jest to, że autor zdecydował się napisać całość w pierwszej osobie, dzięki czemu wraz z kolejnymi rozdziałami, odnosi się wrażenie, jakby słuchało się prawdziwej historii opowiadanej przez dobrego znajomego, czy członka rodziny. Postaci jest wiele, poza głównymi bohaterami, mamy również niepozornego Francuza, który zaprzyjaźnia się z myszą, poddając ją tresurom i wierząc w to, że po jego śmierci, klawisze wyślą ją do miejsca, w którym będzie mogła wciąż robić to co wychodziło jej najlepiej. Mamy również młodocianego zabójcę, Williama, który na każdym kroku sprawia problemy, czy Indianina, którego drogę przez Zieloną Milę, możemy śledzić w pierwszej kolejności. Ponadto szef wszystkich szefów, oraz osoby, które są częścią prywatnego życia strażników, czy ofiar. Mimo to nie sposób jest się pogubić wśród tych postaci, bo King stanął na wysokości zadania i każdemu z bohaterów przypisał cechy, które wyróżniały ich spośród innych, sprawiając że każdy bez wyjątku jest bardzo wyrazisty i przykuwa uwagę na tyle mocno, że po przebrnięciu przez kolejne strony, nie musimy się zastanawiać nad tym, kim są poszczególne imiona i nazwiska.
Całość nie jest jednak przyjemną lekturą. Jakby nie patrzeć, skupia się ona wokół ciężkich tematów, jakim są zbrodnie, oraz kara śmierci. King w dość szczegółowy sposób opisuje nie tylko uczucia skazańców przemierzających Zieloną Milę, ale również to, co dzieje się od chwili, w której siadają oni na Starej Iskrówie, po moment, w którym są z niej wywożeni, pozbawieni jakichkolwiek oznak życia. Nie wiem jednocześnie, czy bardziej za serce chwyta mnie historia Johna, czy może jednak Dela, który zaprzyjaźnił się z myszą. Obaj panowie mają w sobie to coś, co sprawia, że od samego początku obdarza się ich pewnym rodzajem sympatii, mimo tego, że z tyłu głowy pobrzmiewa świadomość tego, o co są oni oskarżeni. Nie brak również tych postaci, których nie lubi się od samego początku. Wśród nich są Billy Kid(William Wharton) czy strażnik Percy, który dzięki wysoko postawionym znajomościom, zachowuje się tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy. Jeśli zaś chodzi o Paula, który jest również narratorem całej historii... Cóż, uwielbiam go.
Podsumowując, jest to książka, którą powinien obowiązkowo przeczytać każdy, kto ceni sobie dobre tytuły i nie lubi marnować czasu na to, co jest pozbawione ładu, składu i logiki. "Zielona Mila" daje do myślenia, budzi w czytelniku sporą gamę różnych emocji, od zainteresowania, przez złość, rozczarowanie, współczucie a nawet autentyczny smutek. Nie ma w niej momentu, w którym można by odczuć najmniejsze znużenie, bo nieustannie trzyma w napięciu. Ja zapewne, podobnie jak ma to miejsce z filmem, wrócę do niej jeszcze nie jeden raz.