Kiedy książka Erin Stewart po raz pierwszy trafiła w moje ręce, sama nie wiedziałam do końca, jak mam się w stosunku do niej nastawić. Kiedy zasiadłam do jej lektury, pierwsze strony dość jasno pokazały mi, jakiego kalibru będzie to powieść - i jaki ładunek emocjonalny za sobą przyniesie. Jak się okazało, tego typu książki, choć tak wciągające, to jednak skutecznie łamią mi serce na pół każdą kolejną stroną.
Dwa miesiące temu Lily znalazła swoją starszą siostrę w kałuży krwi w łazience. Alice prawdopodobnie chciała popełnić samobójstwo. Nastolatka do dzisiaj zadaje sobie pytanie, jak mogła bardziej pomóc, choć wszyscy powtarzają jej, że nie była to absolutnie jej wina. Lily skutecznie ignoruje więc wszelkie uczucia, które ją męczą. Kiedy Alice wraca z ośrodka psychiatrycznego, nastolatce coraz trudniej ignorować głosy w swojej głowie, przez co zaczyna myśleć, że sama zwariowała. W tym samym czasie w szkole pojawia się nowy uczeń - Micah, który zna siostrę Lily właśnie z ośrodka. Traf chciał, że oboje zostają przydzieleni do jednego projektu poetyckiego. Czy Lily pozwoli sobie na to, by ktokolwiek mógł poznać ją bliżej i miał wgląd w jej twórczość? Jak zareaguje Micah, kiedy odkryje prawdziwą Lily?
Tak, jak pisałam wyżej, pierwsze strony postawiły mnie przed faktem dokonanym i uświadomiły mi, że lektura tej książki z pewnością nie będzie najłatwiejszą rzeczą. Każda kolejna strona i kolejny rozdział tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu, a moje serce ściskało się coraz boleśniej. Nie ma opcji, że ta książka pozostawi mnie obojętną - tak sobie myślałam.
Główna bohaterka okazała się postacią ciekawą pod względem psychologicznym, ale przede wszystkim taką postacią, którą na swój sposób da się lubić. Lily ma barwną, poetycką duszę i okazuje to za każdym razem, gdy spod jej pióra wychodzi kolejny utwór literacki. Skazą na jej rysopisie jest jedynie przekonanie o tym, że w sprawie swojej starszej siostry mogła zrobić coś więcej - to znaczy oczywiście, że to ona tylko tę skazę widzi, nikt poza nią. Kreacja tej bohaterki zasługuje na najwyższą ocenę, ponieważ w moim odczuciu jest po prostu bardzo dobra. Przyznaję też, że w niektórych kwestiach bardzo mocno (może nawet aż ZA mocno) utożsamiłam się z tą bohaterką, a to tylko sprawiło, że czytanie tej powieści bolało.
Erin Stewart pisze w taki sposób, że poruszyła moją najgłębszą strunę i nie wstydzę się do tego przyznać. Lektura tej powieści nie była łatwa i tak przyjemna, jak innych powieści młodzieżowych. Dużo tutaj bólu, niepokojących myśli, a i sam umysł czytelnika zaczyna w końcu chwytać się każdej, nawet najmniejszej myśli, co może pod sam koniec tworzyć taki efekt bałaganu. Główna bohaterka jest jedną z przedstawicielek okrutnie podstępnej choroby, jaką jest depresja i depresyjne myśli. Nie wyobrażam sobie uczuć, jakie kotłują się w osobach chorujących właśnie na depresję, ale wiedzcie jedno - jesteście wielcy, jesteście silni i dacie radę pokonać to cholerstwo. ❤️
To, czego nie mówię to rewelacyjna powieść, której nie da się czytać na raz – potrzeba czasu, by móc poznać zarówno główną bohaterkę, ale i pozostałe postaci, ale uwierzcie mi, to jest tego warte. Cieszę się, że taka książka pojawiła się na polskim rynku wydawniczym i cieszę się, że miałam szansę ją poznać (choć nie było łatwo). Jeśli nie macie problemu z czytaniem o chorobach psychicznych oraz interesuje Was taka tematyka, to koniecznie sięgnijcie po tę pozycję.