Książka "The czart show" równie dobrze mogłaby nosić tytuł "Show musi trwać", bo rzeczywiście zamętu w niej jest nie mało. Wszystko rozpoczyna się od zupełnie niepasującego do reszty początku, gdzie mamy już zarys dalszych kłopotów obu przedstawicieli: nieba i piekła. Potem ukazane jest nam niebo i jego najważniejsi bohaterowie, a już następnie piekło. Oczywiście, aby wszystko miało spójność ci po środku, czyli ziemianie również dostali swoje role. Wiążą się one najczęściej z bliską śmiercią, ale tak czy siak są tam umieszczone, czego nie można ominąć. W piekle dzieje się więcej, a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Nie dość, że tym miejscem żądzą diabły, to dodatkowo trafiają tam najgorsze szumowiny, co musi kończyć się fiaskiem. Autor miał doskonały pomysł, aby do czarnych charakterów, którymi są mieszkańcy piekła dodać jeszcze większe szumowiny. Tak w piekle są osoby, które źle życzą swoim rodakom, tak samo zresztą jak i w niebie. A mogłoby się wydawać, że są tam same świętoszki. No cóż, najwidoczniej nie. To praktycznie przez tych "złych" główni bohaterowie mają większe zmartwienia, niż na co dzień. Przy nich nawet Lucyfer wymięka. Kim są? Tego wam nie zdradzę, ale mogę powiedzieć, że szczęka opada, a wszystko do siebie pasuje. Kolejnym dobrym pomysłem, którego można pogratulować autorowi jest przedstawienie piekła. Każdy wie jak sobie je powszechnie wyobrażamy. Czerwona, gorąca skała, cierpienie i tym podobne. Okazuje się, że wcale tak nie jest. "Piekiełko" jak śmią je nazywać mieszkańcy, to całkiem klawe miejsce. Po przeczytaniu książki sami będziecie chcieli tam trafić. Nie dość, że sam szef tego całego przedsięwzięcia ma niezłego świra i nie jest w pełni zdrowy umysłowo, to dodatkowo mają tam internet, panienki i przystojniaków, machiny, imprezy ogólnie wszystko unowocześnione. Nawet można liczyć na urodziny oraz basen. Porównując ty miejscem niebo to kojarzy się ono z bandą drętwych łamag. Czy tak jest naprawdę. Cóż, anioły mają gadane, nie można im tego odebrać i w zasadzie mają to "coś", ale tylko w Piekiełku zobaczycie jak Lucyfer karmi piranie sałatą. Przejdźmy teraz do sprawy okładki. Moim zdaniem jest ona doskonała. Nic wymyślnego, a wręcz przeciwnie. Obrazek książki jest ubogi, jednak w pełni odzwierciedla zawartość tomu. Gorzej może nieco z tytułem, bo nie można z niego wywnioskować wiele o treści i aby dowiedzieć się co nieco o książce, trzeba przeczytać jej opis, ale też może być. Teraz może nieco po buczę na zawartość " The czart show, gdyż nadeszła pora na minusy. Otóż książka średnio mi się podobała. Na początku trudno było wejść mi w fazę autora, a potem nieco się gubiłam. Nie mogę uznać książki za najprzyjemniejszą lekturę, bo dla mnie taką nie była. Owszem w powieści dużo się dzieje, nie można tego odmówić autorowi, jednak to już gdzieś było, a przynajmniej cały czas mam takie wrażenie. Czasami mamy okazję zobaczyć powtórki w telewizji, chorych komedii amerykańskich twórców i czytając tą książkę właśnie miałam takie wrażenie. Nie pamiętam teraz gdzie, ale wiem, że już gdzieś był diabeł zamieniony w psa. To się już powtarzało w ekranizacjach z czego mógł czerpać Jakub Góralczyk. Poza tym mam jeszcze jeden minus, który chce przyznać książce, a jest nim brak opisów. Nie przepadam za autorami, którzy przez kilka stron, szczegółowo rozczulają się nad krajobrazem danej sceny, ale ich brak też mnie nieco bolał. Trudno było mi wczuć się w otoczenie. "The czart show" jest komedią, której nie należy traktować poważnie. W swojej książce autor naśmiewa się z wielu ludzi i ich przekonań, a to czy będzie nas to bawić, czy też nie, to już zależy od nas samych.